Mimo że mój tytuł można potraktować jak żart, to przyrównanie gry Banishers: Ghosts of New Eden do polskiego hitu dowcipem nie jest. Produkcja studia Don’t Nod czerpie garściami z Wiedźmina 3 i robi to nad wyraz dobrze.

Zdaję sobie sprawę, że w polskich mediach wielu redaktorów bardzo często odwołuje się do polskiej produkcji z 2015 roku. W swoich recenzjach staram się tego nie robić, ponieważ jest wiele innych gier, które bardzo często bywają lepszymi przykładami. W przypadku tytułu Banishers: Ghosts of New Eden do hitu Polaków odwołać się po prostu muszę.

Już po pierwszych minutach spędzonych w New Eden wiedziałem, że deweloperzy ze studia Don’t Nood oglądali pracę domową wykonaną przez Polaków. Ba! Pokuszę się nawet o stwierdzenie, iż pod pewnymi względami śledzili losy Cyberpunka 2077. Czy to dobrze? Jeszcze jak, bo tak dobrze nie bawiłem się od lat.

Banishers: Ghosts of New Eden – życie dla żywych…

Fantastyczna przygoda rozpoczyna się od przybycia głównych bohaterów do New Eden. Antea Duarte i Red mac Raith są Pogromcami, czyli doświadczonymi łowcami duchów. Parę łączy nie tylko wspólna praca, lecz także silne uczucia, które wyraźnie podkreślono już w pierwszych minutach rozgrywki. Sama miłość zakochanych okaże się również bardzo ważną częścią całej opowieści, a sam finał z pewnością wyciśnie z gracza symboliczną łzę, ale po kolei.

Subskrybuj DailyWeb na Youtube!

Bohaterowie wyruszyli do niebezpiecznej krainy ze względu na niepokojącą wiadomość. Gracz bardzo szybko dowiaduje się, że sprawa jest poważna i dotyczy potężnego ducha. Po dotarciu do malutkiego miasteczka, co można zinterpretować jako krótki samouczek, bohaterowie dowiadują się o śmierci autora listu, który nie doczekał się przybycia przyjaciół na czas.

W swoim tekście będę unikać spoilerów za wszelką cenę. Ostrzegam jedynie, że pojawią się w nich informacje, którymi studio dzieliło się we własnych materiałach promocyjnych.

Sprawa jednak wciąż pozostaje nierozwiązana, dlatego Red i Antea wypytują mieszkańców o przyczynę śmierci znajomego i zagrożenie, o którym wspominał w swoim liście. W ten oto sposób gracz bierze się za poszukiwanie wskazówek, eksplorację niebezpiecznych terenów, słuchanie rozmów. No i poznaje techniki Pogromców.

Banishers: Ghosts of New Eden

Banishers: Ghosts of New Eden – …śmierć dla umarłych

Wszystko zmienia się w chwili, gdy bohaterom udaje się w końcu dotrzeć do potężnego ducha. Jak już wiemy, spotkanie musiało zakończyć się tragicznie – Antea zostaje zabita, a Red cudem unika śmierci. Tak wygląda dosłownie początek gry, który po prostu wgniata w fotel przez umiejętne budowanie napięcia oraz sytuacje pełne emocji.

Nie byłoby to możliwe, gdyby nie fantastyczna relacja Reda oraz Antei. Bohaterowie bardzo często ze sobą rozmawiają tak, jak przystało na zakochanych. Jeśli kiedykolwiek zasmakowaliście życia w związku, szybko się z nimi utożsamicie. No i jest także czas na to, aby ich poznać i polubić. A jako że za produkcję odpowiada studio Don’t Nod, dialogi to sama przyjemność. Wykonano także kawał dobrej roboty przy rozpisaniu protagonistów. Mimo iż postacie poboczne są całkiem w porządku, to właśnie zakochana para skrada całe show.

Dodatkowo studio zdecydowało się na filmowe ujęcia, które nadają klimatu produkcji. Banishers: Ghosts of New Eden jest chwilami jak materiał wideo, jak wciągający serial z możliwością wpływania na dialogi. W przypadku Pogromców mamy jeszcze do czynienia z wydawaniem wyroków. Opierają się na zakończeniu misji związanej z duchami – są jeszcze inne rodzaje zadań, ale o tym później. Do wyboru są trzy opcje: zabicie człowieka związanego z zadaniem, wstąpienie ducha (ratunek) lub jego wygnanie (kara).

Banishers: Ghosts of New Eden
Przykład rozwiązania sprawy ducha, który może odejść w spokoju. Szkoda, że tego nie słyszycie…

Tutaj muszę się na chwilę zatrzymać, ponieważ przy podjęciu każdej z tych decyzji byłem uraczony określonym filmikiem, który pozwolił mi odczuć konsekwencje wyboru. Szczerze? Niektóre uderzały nad wyraz celnie, dlatego właśnie Banishers: Ghosts of New Eden doskonale gra na emocjach. Co jest całkiem ciekawe, ponieważ produkcja chwilami pokazuje jedynie bardzo prosty wymiar duchowy, składający się zaledwie z kilku kolorów (obrazek wyżej).

Wracając do rozwiązywania zadań, każda z wyżej wspomnianych decyzji będzie miała wpływ na wzruszające zakończenie. Szkoda jedynie, że gra bezczelnie tłumaczy, co należy zrobić, aby osiągnąć odpowiedni finał. Mówię tutaj o pewnych okienkach, które zdradzają po prostu zbyt wiele. W ramach ciekawostki dodam, że przez prawie całą grę byłem przekonany, że zakończenie wiąże się z dwoma zakończeniami. Osiągnięcie na Steamie mówi jednak coś innego. Fajny drobiazg!

Na koniec pozostaje mi jeszcze wspomnieć o rozwoju relacji głównych bohaterów. Antea, jak wiadomo, stanie się duchem i będzie nieprzerwanie trwać u boku Reda. Na przestrzeni wielu godzin ich kontakt znacząco się zmieni, co jeszcze bardziej angażuje i przykuwa gracza do ekranu. Bohaterowie muszą bowiem zmagać się z podjęciem coraz trudniejszej decyzji, która dodatkowo ma związek z ich profesją. Czy Anteę można uratować? A może powinna po prostu odejść?

Banishers: Ghosts of New Eden
Ekrany wczytywania to mistrzostwo!

Twórcy pokusili się także o fajne rozwinięcie tematu, które widzieliśmy np. w Baldurs Gate 3. Gra co jakiś czas proponuje opcjonalny sen, który pozwala nie tylko odpocząć, lecz także posłuchać dodatkowych rozmów. Natomiast podczas ogólnej rozgrywki postaci bardzo często rzucają do siebie zabawnymi i czułymi kwestiami, podkreślając w ten sposób chociażby swoją miłość. Podobną relację – tyle że przyjacielską – mogliśmy zaobserwować w Cyberpunku 2077 między V a Silverhandem. I to jest świetne!

Banishers: Ghosts of New Eden – medalion drży

Zdążyłem już wspomnieć o misjach pobocznych, bo one również utrzymują wysoki poziom. Ku mojemu zaskoczeniu wiele z nich jest naprawdę rozbudowana, ciekawa i nie odstaje szczególnie od głównego wątku. Gdyby nie moje dziennikarskie obowiązki, wykonałbym prawdopodobnie wszystkie zadania z opętaniem dostępne na mapie (można sprawdzić ich liczbę w menu). Jeśli komukolwiek brakowało ciekawych i angażujących misji pobocznych, Banishers: Ghosts of New Eden okaże się strzałem w dziesiątkę. Mechanika poszukiwanie poszlak sprawia wiele frajdy, mimo że to jedynie szereg informacji, które trafiają na specjalną stronę w menu.

Jeżeli miałbym powiedzieć coś na temat dodatkowych aktywności, jest całkiem przyzwoicie, ale nie są na tym poziomie. Warto jednak podkreślić, iż niektóre z pomniejszych zadań są powiązane z naszymi decyzjami podjętymi w głównym wątku fabularnym. W połowie gry pojawia się nawet etap, kiedy to można wybrać jeden z dwóch kierunków rozgrywki, dlatego grę warto uruchomić raz jeszcze nie tylko ze względu na kolejne zakończenie.

Banishers: Ghosts of New Eden
Skyrimowy pasek działa jak kompas.

Poza miłośnikami wspaniałych opowieści produkcję docenią także zbieracze, ponieważ na mapie (jak to miało miejsce w Wiedźminie) jest kilka ciekawych miejsc do odwiedzenia. Może to być plansza z przeciwnikami, których pokonanie zapewnia dodatkowe statystyki, może to być zablokowana przestrzeń z inną nagrodą. Aktywności jest cała masa, a ich wykonywanie potrafi sprawić radość.

Niektóre z nich zmuszają, co prawda, do powrotu, ponieważ niektóre blokady pokonamy dopiero po odblokowaniu określonych mocy. Na całe szczęście możemy szybko podróżować po New Eden dzięki obozowiskom. Ważne! Teleportacja jest możliwe tylko pomiędzy nimi, dlatego na początku należy przedzierać się przez nowe obszary, odblokowując kolejne schroniska.

W mojej ocenie to fantastyczny ruch, ponieważ dzięki podróży możemy bardziej docenić fantastyczną relację dwójki bohaterów. Dodatkowo deweloperzy naprawdę odrobili pracę domową, oferując wiele urozmaiconych lokacji. Prosty przykład, na początku gry Red przemieszcza się po małej wiosce i okolicznych (niepokojących) lasach, a pod koniec eksploruje mroźne i górskie obszary, nie wspominając o rozległych jaskiniach i dodatkowym wymiarze. To naprawdę orzeźwiające!

Banishers: Ghosts of New Eden
Przykład górskiej, zaśnieżonej lokacji.

Banishers: Ghosts of New Eden – gdzieś to już widziałem…

Tytułowa produkcja jest mimo wszystko nieco archaiczna ze względu na pewne mechaniki. Najlepszym przykładem będzie przemieszczanie się w określonych miejscach. Red może przeciskać się przez szczeliny, wspinać po pewnych skałkach skalnych czy też zjeżdżać z liny. Każda z tych czynności wymaga jednak kliknięcia odpowiedniego przycisku, bo jest to rodzaj zwykłej interakcji. Podobnie wyglądało to w Wiedźminie 2.

Czy to jest złe? Nie, nie jest, ale na dłuższą metę zaczyna umniejszać imersji, ponieważ świat okazuje się nieco sztucznym miejscem. Wystarczy natrafić na delikatne wzniesie, które Red przeskoczyłbym z łatwością, no ale oczywiście tego nie zrobi, bo nie jest to „to miejsce”. Właśnie dlatego niewidzialne bariery czasem dają w kość jak w Niezwyciężonym.

Dotyczy to także korytarzowej formy wielu obszarów. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że nie poruszam się po pięknym i niepokojącym lesie, lecz arenie z dodatkowymi elementami, które mają nieco oszukać grającego. Na całe szczęście twórcy zdali sobie z tego sprawę, dlatego od czasu do czasu możemy skorzystać ze skrótów, co jest świetnym sposobem na uniknięcie własnych śladów.

Banishers: Ghosts of New Eden
Widzicie tę przeszkodę? Trzeba ją pokonać odpowiednim klawiszem.

Powiem jeszcze więcej! Czasem możemy skorzystać ze specjalnych mocy Antei. Jedna z nich pozwala przeteleportować się, jeśli gracz znajdzie odpowiednie miejsce. Fajne! W przemierzaniu pomaga także przełączanie się pomiędzy bohaterami, ponieważ Red widzi świat „po ludzku”, a jego ukochana w wymiarze duchowym. Jak się okazuje, to nie tylko i wyłącznie zmiana kolorów, lecz także nowe możliwości. Przykładem mogą być ukryte obiekty, o których informują nas bohaterowie.

Nieco rozczarowany jestem za to miejscem, które można odblokować dopiero w późniejszej fazie rozgrywki. Nie chcę tutaj za wiele zdradzać, dlatego tylko powiem ogólnikowo, że etapy z nowym wymiarem nie przypadły mi do gustu. Podczas ich przechodzenia czułem wymuszony fragment rozgrywki. Twórcy powinni zdecydowanie bardziej urozmaicić to nietypowe miejsce. Tak, był na to potencjał.

Banishers: Ghosts of New Eden – rzuć Yrden!

Powiem to wprost, obawiałem się o walkę, ponieważ Don’t Nod pisze wspaniałe historie, ale nie jest w stanie wnieść rozgrywki na równie wysoki poziom. Dlatego też ich poprzedni produkcje nie były idealne, a doskonałym przykładem na to stwierdzenie może być gra Vampyr – pod pewnymi względami przypomina Pogromców. Miała swoje dobre strony, prawda, ale borykała się także z wieloma problemami. Walka była jednym z nich.

Banishers: Ghosts of New Eden
Ekrany wczytywania są także powiązane z naszą obecnością w konkretnych lokacjach!

Na całe szczęście pojedynki w tytułowym projekcie przez sporą część gry są naprawdę fajne! Dopiero w późniejszej fazie rozgrywki staje się nieco nużąca, ale w dużej mierze przez przedłużone walki – zwłaszcza przed napisami końcowymi. Wcześniej? Prawdziwa bomba! Najważniejsze w walce jest to, że podzielono ją na dwie części.

Red potrafi atakować bronią białą i wystrzeliwać śmiercionośny ołów z muszkietu. Antea stawia na walkę bezpośrednią i duchowe moce. Co to oznacza? Różnorodność i tworzenie kombinacji! Prosty przykład, widzę przeciwnika, który znajduje się wiele metrów ode mnie. W takim wypadku mogę użyć umiejętności duchowego przeskoku z ciosem, aby natychmiast skrócić dystans. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, żeby trzymać sporą odległość i strzelać z broni palnej (amunicja jest nieograniczona, więc pozostaje tylko przeładowanie).

Jako że Red nie potrafi używać duchowych mocy, może atakować nie tylko szybko i delikatnie, lecz także wolniej i potężnie. Antea o takim podziale może zapomnieć, więc do dyspozycji ma jeszcze ładowany wybuch energii, który zadaje obrażenia przeciwnikom wokół, oraz coś w rodzaju sieci, co wystarczy na chwilowe zatrzymanie wroga.

Banishers: Ghosts of New Eden
Jeden z najlepszych fragmentów z gry. Ciary!

To jednak nie koniec możliwości! Kilka drzewek umiejętności (nowe pojawiają się wraz z rozwojem rozgrywki) znacząco urozmaicają walkę. Są w nich nie tylko pasywne wzmocnienia, lecz także dodatkowe kombinacje. Przykładem może być cios pięścią Antei, gdy Red zada określoną liczbę szybkich ciosów. Możliwości jednak jest znacznie więcej, a punkty umiejętności można zmieniać (przynajmniej na moim poziomie trudności).

Są oczywiście pewne wyjątki, bo nie można mieć każdej zdolności. Od razu uprzedzam, że bohaterowie mają własne punkty, które należy zdobyć w inny sposób. To kolejne podkreślenie różnorodności protagonistów! A skoro już przy tym jesteśmy, postacie mają własne punkty zdrowia. Chociaż w przypadku bohaterki mowa o bardziej o duchowej mocy. Po jej zużyciu gracz jest zmuszony do grania Redem, który musi uważać na własne punkty zdrowia. Zawsze może jednak walnąć orzeźwiający eliksir!

Warto również podkreślić ekwipunek naszych bohaterów, ponieważ ma niebagatelny wpływ na toczone starcia. Każdy przedmiot – poza podstawowymi statykami – oferuje konkretne wzmocnienie określonej umiejętności lub stylu walki. Można więc zyskać więcej obrażeń przy trafieniu wroga w czuły punkt, poprawę mocy duchowej lub kradzież życia w określonych warunkach.

Subskrybuj DailyWeb na Youtube!

Dlatego też bardzo ważne jest odpowiednie zarządzanie przedmiotami. Gracz może dzięki nim znacząco wpłynąć na rodzaj preferowanej walki. I możecie mi wierzyć na słowo, różnice są ogromne. Co ciekawe, asortyment można kupić u handlarzy i ulepszać konkretnymi minerałami oraz surowcami. Każdy przedmiot można ulepszyć kilka razy, podnosząc jego podstawowe statystyki. Jest to bardzo prosta mechanika, która wydaje się wprowadzona nieco przy okazji. Ale szczerze? Fajnie, że jest.

Banishers: Ghosts of New Eden – walka z duchami

Mimo że nasza wesoła para walczy tylko i wyłącznie z duchami, udało się deweloperom stworzyć kilka rodzajów przeciwników. Każdy z nich ma inne zadania i umiejętności. Podstawowe maszkary potrafią przejmować zwłoki, aby stawać się silniejszymi jednostkami. Co najważniejsze, wraz z rozwojem gry pojawiają się kolejne rodzaje. To akurat świetna wiadomość, bo dzięki temu rozgrywka nie przestaje zaskakiwać.

Największe wrażenie zrobiły jednak na mnie walki z bossami. W życiu nie przypuszczałbym, że w Banishers: Ghosts of New Eden spotkam tak urozmaiconych gigantów. Twórcy wykazali się odwagą i kreatywnością podczas ich projektowania. Każdy taki pojedynek jest niepowtarzalny i sprawia wiele przyjemności. I wiecie co jest najlepsze? Bossowie są prawie zawsze powiązani z głównym wątkiem fabularny. To akurat bardzo ważne, bo New Eden to miejsce pełna zła, zgorszenia i grzechu. Czapki z głów!

Banishers: Ghosts of New Eden
Red i Antea trzymają się razem. Zwłaszcza podczas rozmów!

Na koniec pozostaje mi jeszcze wspomnieć o specjalnym ataku, z którego korzystałem dosyć rzadko. Pozwala on natychmiastowo zadać olbrzymie obrażenia pojedynczej jednostce. Aby móc z niego korzystać, wpierw trzeba naładować specjalny pasek. Co ciekawe, umiejętność jest już dostępna od początku gry i pozwala niektórych przeciwników natychmiastowo „zabić”.

Banishers: Ghosts of New Eden – coś wspaniałego!

Na koniec pozostawiłem kwestię dla mnie najważniejszą. Powiem to wprost, gdyby nie to, co za chwilę powiem, Banishers: Ghosts of New Eden nie byłoby aż tak dobre. Udźwiękowienie gry stoi na bardzo wysokim poziomie. Dźwięki otoczenia, rewelacyjne głosy aktorów, którzy z akcentem czynią cuda, nieprawdopodobna muzyka w tle.

Na każdym etapie rozgrywki ten element gry jest obecny i doskonale współpracuje z pozostałymi. Relacja Antei i Reda nie była tak wspaniała, gdyby nie te emocje w głosach. Klimat nie byłby taki niepokojący, gdyby nie chwilami przerażające i dziwne dźwięki w tle. No i ta muzyka. Przypomina chwilami najlepsze utwory filmowe.

Banishers: Ghosts of New Eden
Przykład innego wymiaru. Śliczny, ale prosty.

W przykrych i podniosłych chwilach gra na skrzypcach jest niecenionym wsparciem. Jestem naprawdę zaskoczony aż tak wysokim poziomem. I te wszelkiego rodzaju smaczki w postaci szumu duchowego wymiaru oraz specyfika umiejętności bohaterów. Cudo!

Graficznie już tak kolorowo nie jest, ponieważ animacje twarzy pozostawiają wiele do życzenia. Jak wspomniałem wyżej, twórcy postawili na wiele filmowych ujęć, które doskonale działają na odbiorcę, ale tylko do pewnego momentu. Po zobaczeniu mimiki czar w pewnym stopniu pryśnie. Widać także, że główni bohaterowie mają zdecydowanie bardziej dopieszczone modele od pozostałych postaci. Tak poza tym złego słowa na temat szaty graficznej powiedzieć nie mogę. Jasne, nie będzie to najpiękniejsza gra, którą zobaczycie w tym roku, ale wciąż… jest dobrze!

Pewnie dlatego przełożyło się to na całkiem niezły stan techniczny. Tak, dobrze czytacie! Mogę jedynie przyczepić się do chwilowych obniżek klatek w niektórych miejscach. W ogólnym rozrachunku? Mój komputer nie miał najmniejszych problemów. Co ciekawe, Banishers: Ghosts of New Eden nie cierpi także na liczne bugi. Spotkałem się może z trzema problemami: w jednej scenie Red był niewidzialny, a po zejściu z pnia utknął w grafice. To raczej drobnostki, bo chwilę później wszystko było w porządku. Poza tym na premierę i tak pojawi się aktualizacja, więc sytuacja stanie się jeszcze lepsza!

Banishers: Ghosts of New Eden
Do tej czcionki i linijek musiałem się przyzwyczaić.

Przeszkadzały mi za to napisy, które zawierały błędy np. interpunkcyjne, ale to nie jest najważniejsze. Problemem jest ich wyświetlanie. Dopiero po pewnym czasie przyzwyczaiłem się do takich linijek. Nie spotkałem się jeszcze z tak skompresowanym tekstem na środku ekranu. I jasne, niektóre kwestie są krótkie, ale co z dłuższymi kwestiami? Poza tym czasem napisy potrafią się zlewać, więc dobrze byłoby dorzucić delikatne rozmycie lub obramowanie. Mimo wszystko to wciąż raczej drobiazg.

Banishers: Ghosts of New Eden – podsumowanie

Przed pisaniem recenzji przypadkowo odkryłem cenę tego cuda. Produkcja kosztuje zaledwie 169,99 złotych! Rozumiecie to?! To jest dla mnie nie do pomyślenia, bo bawiłem się w niej lepiej niż w największych i najdroższych produkcjach z ostatnich miesięcy. Jestem święcie przekonany, że do gry jeszcze wrócę, aby odkryć jej pozostałe sekrety. Po przejściu głównego wątku, który zajął mi ok. 17 godzin, czuję niedosyt.

No i co mogę jeszcze dodać? Banishers: Ghosts of New Eden to dla mnie ogromna niespodzianka, której za żadne skarby nie spodziewałem się dostać. Trzymam kciuki za niezłą sprzedaż, bo produkt studia Don’t Nod na to po ludzku zasługuje. Jeśli miałbym ocenić w skali od 1 do 10, wręczyłbym bardzo mocną dziewiątkę, bo do ideału troszkę zabrakło. Podsumowując, w moje ręce trafił diament, a nie spodziewałem się nawet grudki złota.

Ocena końcowa:
✪✪✪✪☆

 Zalety: Wady: 
► Rewelacyjna opowieść ► Przeciętny drugi wymiar
► Świetni bohaterowie ► Zbyt długie walki na koniec gry
► Zadania z duchami ► Korytarzowy świat
► Wyjątkowi bossowie ► Czcionka
► Różnorodne lokacje ► Animacje twarzy
► Podwójna rozgrywka
► Udźwiękowienie

Dostęp do przedwczesnego dostępu otrzymaliśmy od firmy PLAION Polska. Nie miało to żadnego wpływu na treść publikacji.