Banishers: Ghosts of New Eden – pierwsze zapowiedzi za nami. Będzie hit?
Twórcy Life is Strange przywieźli na targi Gamescom 2023 swój najnowszy projekt, Banishers: Ghosts of New Eden, umożliwiając tym samym założenie butów głównego bohatera. Z pierwszych zapowiedzi wynika, że było to całkiem przyjemne doświadczenie.

O Wygnańcach miałem okazję pisać podczas tegorocznego Summer Game Fest, gdy opublikowany wtedy zwiastun rzucał światło na interesującą opowieść, przedstawiając przy okazji urywki rozgrywki. Nie powiem, poczułem wtedy ogromny niedosyt, który aż do teraz pozostawał niezaspokojony. Na całe szczęście deweloperzy z Don’t Nod zdecydowali się tym razem oddać fragment gry w ręce fanów i dziennikarzy, którzy nie zapomnieli podzielić się swoimi wrażeniami w sieci.
Banishers: Ghosts of New Eden zapowiada się na ambitny projekt
Poza opiniami możemy liczyć także na świeże fragmenty rozgrywki z początkowej fazy gry. Na początku warto rzucić okiem na klimatyczne lokacje. Siedemnastowieczne osady ze wschodniego wybrzeża otoczone są przez liczne lasy, wśród których nie znajdziemy zbyt wielkiej ingerencji człowieka. Immersję psują za to idealnie wycięte półki skalne, ale jestem w stanie przymknąć na nie oko, ponieważ twórcy są najlepsi w pisaniu historii.
Wcielenie się w rolę jednego z kochanków, który próbuje uratować swoją drugą połówkę z pewnością stanie się jednym z najważniejszych elementów gry. Twórcom zależy na pokazaniu pięknej oraz intymnej historii dwojga nieszczęśliwych ludzi – stale trzymają się razem przez duchowy wymiar kobiety. Nawet podczas dialogów z różnymi postaciami występują jako para.
Natomiast podczas podróży i walk gracz może swobodnie przełączać się między kochankami. Warto to robić, ponieważ bohaterowie znacząco się od siebie różnią. Red mac Raith widzi świat rzeczywisty, natomiast Antea Duarte duchowy, dlatego te same lokacje wyglądają inaczej chociażby przez zastosowane barwy.
Podział dotyczy także stosowanych umiejętności. Kobieta potrafi wcielić się w rolę duchowego detektywa, umożliwiając grającemu dotarcie do nowych informacji. Jest to ważna czynność, która pozwoli odkryć przeszłość mieszkańców tego nietypowego miejsca. Dodatkowo może pomóc w podjęciu trudnej decyzji czekającej na zakończenie każdej misji, ponieważ twórcy Life is Strange nie stronią od tworzenia znaczących i moralnie niejednoznacznych wyborów.
Dużo gorzej prezentuje się temat rozgrywki. Do dyspozycji gracza są głównie korytarzowe lokacje z możliwością skromnej eksploracji. Pojawią się także różnego rodzaju zagadki środowiskowe urozmaicające grę. Bohaterowie napotkają też trudność w postaci przeciwników, którzy nie zamierzają odpuścić żyjącemu mężczyźnie.
Walka do tej pory zrobiła na mnie najmniejsze wrażenie, ponieważ sprowadza się głównie do wciskania określonych ciosów, mimo że do dyspozycji gracza jest broń palna, biała oraz możliwość przełączania się pomiędzy bohaterami. Antea potrafi duchowo doskoczyć do przeciwnika i sprzedać mu kilka solidnych piąch w twarz, natomiast Red preferuje walkę określonym orężem. Jeśli graliście w Greedfalla, zapewne poczujecie się jak w domu.
Co ciekawe, twórcy zdecydowali się dodać do gry różnego rodzaju przedmioty. Skromny wybór broni i strojów z pewnością zachęci do poszukiwań, mimo że deweloperzy obiecują małą liczbę rzeczy do znalezienia. Może to nawet lepiej, bo niepotrzebnie zaśmiecałoby to ekwipunek i odciągało od głównej historii. Dodatkowo można wspomniane przedmioty ulepszać, ale nie jest to jakoś przesadnie skomplikowane. Jak można było się spodziewać, rozgrywka spada na drugi tor.
Banishers: Ghosts of New Eden cierpi na pewną chorobę
Life is Strange było wyjątkowe przez nacisk na rewelacyjnie rozpisane dialogi i angażującą historię. Ograniczona rozgrywka była wtedy doskonałym pomysłem, ponieważ nie rozcieńczała niepotrzebnie opowieści. Banishers: Ghosts of New Eden jest jednak produkcją ambitniejszą i bardziej rozbudowaną.
Tytułowi Wygnańcy mają swoje zadanie do wykonania, ponieważ jako łowcy duchów przysięgli bronić żywych przed zagrożeniem ze strony widm oraz upiorów. Walka z duchowymi bytami należy więc do ich obowiązków. Co natomiast oznacza, że grający będzie wręcz skazany na dosyć średniawą walkę. Podobny zabieg widzieliśmy w 2018 roku, gdy na rynku zadebiutował Vampyr.
Produkcja wyróżniała się nieprawdopodobnym klimatem oraz oryginalnym pomysłem, ale z powodu problemów z mechanikami oraz rozgrywką szybko zapisała się w kartach historii jako średniak o niewykorzystanym potencjale.
Powiem to wprost, deweloperzy z Don’t Nod nie potrafią tworzyć angażujących i rozbudowanych walk. Uważam ich za mistrzów prowadzenia historii oraz budowania klimatu, dlatego 7 listopada tego roku spodziewam się się rewelacyjnej fabuły i nudnawej rozgrywki. Miło byłoby się mylić!