Termin „czysty Android” jest przez wielu postrzegany jako złoty graal. Coś, do czego trzeba dążyć i co zagwarantuje nam płynną i bezproblemową pracę, a przy tym tylko te aplikacje, które chcemy. Teraz oferuje to tylko kilka modeli, wkrótce, być może, wszystkie. Wszystko dzięki UE.

Decyzje i nowe zasady UE kojarzą mi się raczej z dziwnymi pomysłami i wybrykami, jak chociażby mierzenie bananów, czy ich krzywizna jest odpowiednia. Okazuje się, że czasem, panowie tam zasiadający mają jakiś ciekawy pomysł, któremu mogę przyklasnąć. Tak jest i w tym wypadku.

Bloatware

Bloatware to nic innego jak aplikacje – śmieci, które otrzymujemy wraz z telefonem. Na pewno niejednokrotnie się zastanawialiście, na co Wam jakaś gierka czy aplikacja do czytania angielskich e-booków skoro dopiero odpaliliście nowiutki telefon. Większość osób w tym momencie zaczyna od usuwania śmieci. To nie jest normalne i nie powinno tak być – zgadzam się. O ile można je usunąć, to jest to małe piwo – kilka straconych minut i wkurzania się na stan rzeczy. Gorzej, jeżeli producent zablokował funkcję wyłączania/usuwania niektórych aplikacji. Wtedy pozostaje ich ukrywanie czy pakowanie do folderu „niepotrzebne”, a to już jest patologia.

gdzie są aplikacje w google chrome

Nowe zasady

Okazuje się, że nie dokucza to tylko nam, ale i wszystkim w Europie wraz z rządzącymi. Przepisy, które chcą wprowadzić, mają nakazać producentom usunięcie tych aplikacji, albo przynajmniej umożliwić nam ich usunięcie po zakupie nowego urządzenia. Plany są, aby nowe przepisy weszły w życie pod koniec 2020 roku. Zasady są jeszcze w trakcie opracowywania, ale ich cel pozostanie bez zmian. Unia Europejska ma położyć kres bloatware w telefonach.

Teraz, jeżeli chcemy być pewni, że będziemy mogli się pozbyć niechcianych aplikacji musimy się zdecydować na telefon od Google albo nieliczne modele chwalące się „czystym androidem”. Czy zatem od 2021 każdy telefon będzie jak Google Pixel? Trochę tak. Na pewno na tym zabiegu najbardziej zyskamy my, klienci końcowi.