Jesteśmy po premierze nowych urządzeń Apple. Nowy iPhone 15 i jego wersja Pro znów podzieliły użytkowników i świat technologii, doprowadzając do festiwalu nagłego i agresywnego wywnętrznienia własnych przekonań. Wydaje się nam, że mamy rację, czy mamy rację, że nam się wydaje?
Wczorajsza impreza w Menlo Park w Kalifornii, była świętem użytkowników Apple i fanów nowych technologii. Zobaczyliśmy nowe Apple Watch 9 oraz Apple Wach Ultra 2. Zobaczyliśmy też nową serię smartfonów — iPhone 15 oraz iPhone 15 Pro. Nie pokazano nam jednak nowych wersji systemów oraz innych produktów jak Apple VR.
Całe to wydarzenie podzieliło świat. Nawet ten przychylny produktom Apple. Mamy trochę nowości podkreślających ewolucję Apple. Nie ma rewolucji, których oczekujemy. Czy to jednak nie tak, jeśli dalej jesteśmy pod wpływem „pola zniekształcenia rzeczywistości”, którym otoczył nas Steve Jobs? Czy obudziliśmy się ze snu, który mówił o tym, że Apple zmienia świat? Czy to nie tak, że Apple jest na tyle premium, na ile zasługujemy i jesteśmy w stanie zapłacić?
Pole zniekształcenia rzeczywistości
To coś, co przypisujemy jako jedną z umiejętności genialnego Steve’a Jobsa. Nie będziemy spierać się o to, czy faktycznie był on geniuszem i wizjonerem. W końcu stworzył najważniejszą i najdroższą firmę w nowożytnej historii.
Ta cecha charakteru pozwalała założycielowi Apple wciągnąć jego słuchaczy w wyimaginowaną, odrealnioną retorykę, która dzięki zakrzywieniu faktów pozwalała uwierzyć, uskutecznić i dosięgać celu.
Jak to działało w praktyce? Podobno wystarczyło tylko chwilę posłuchać Steve’a, a wiedziałeś, że to, co było do wczoraj niemożliwe, zrobisz jeszcze przed porą lunchu. Co najlepsze, robiłeś to…
Apple nie zmieni już świata, ale to nadal coś więcej niż słodzona woda
„Czy chcesz przez resztę życia sprzedawać słodzoną wodę, czy wolisz iść ze mną i zmieniać świat” – to słowa Steve’a Jobsa, gdy próbował zwerbować swoje nemezis — Johna Skulley’a. Oczywiście, Jobs nie wiedział kim stanie się dla niego były szef Pepsi. Sculley, potrafił jednak grać w tę grę, bo był zawodowcem. Wiedział też, że zawodowcy nie biorą własnego towaru — nie poddał się wpływowi Jobsa.
Wydaje mi się — sumie jestem tego nawet pewny, że wielu z nas nadal jest pod wpływem człowieka, który opuścił nas 5 października 2011 roku. Nie pielgrzymujemy pod drzwi nowojorskiego Apple Store i nie zostawiamy tam nadgryzionych jabłek. W każdym z nas, czy tego chcemy, czy nie, wyryło się jednak znaczenie jego słów, by pozostać nienasyconym, pozostać nierozsądnym.
To nie piętno, a znamię. To ono każe oczekiwać nam wciąż nierealnych produktów, które zaszachują świat technologii. Mając je w kieszeni, moglibyśmy znów poczuć retorykę Jobsa, który nie sprzedawał słodzonej wody, a zmieniał świat! Czy to jest rozsądne?
Premium, na które zasłużyłeś
Apple nie zmieniło się przez brak majestatycznego, silnego i charakternego przywódcy. Powiem więcej, w rękach Tim’a Cook’a (który przyjaźnił się i rozumiał Jobsa) firma wkroczyła w okres swojego najlepszego prosperity. Firma niestrudzenie, dalej realizuje zamierzone cele i kontynuuje obraną strategię.
Jeszcze rok, dwa lata temu mówiono o tym, że gigant może porzucić rynek premium na rzecz produktów ultraluksusowych. Tak się na szczęście (dla wielu z nas) nie stało. Oczekiwaliśmy spadku, albo chociaż zamrożenia rosnących cen urządzeń elektronicznych. Wczoraj firma odpowiedziała na te palące potrzeby. Spodziewaliśmy się wzrostu cen — otrzymaliśmy iPhone’a 15 Pro tańszego niż poprzednik (chociaż spora tu zasługa kursu dolara). Ktoś mocno stąpający po ziemi zrozumie, że nie będzie „emejzingu” i rewolucji, bez znacznego wzrostu cen.
Apple Watch 9 oraz Apple Watch Ultra 2
Oba sprzęty zostały odświeżone, zyskując pomniejsze usprawnienia — jaśniejszy ekran, lepszą baterię, czy obsługę nowych funkcji. Osoby, które dale znajdują się w „polu zniekształconej rzeczywistości”, narzekają na brak nowości. Ja pamiętam jednak, co przez ostatni rok słyszałem, rozmawiając ze znajomymi:
- Apple Watch mógłby mieć lepszą baterię
- Apple Watch mógłby mieć nowszy procesor
- Apple Watch mógłby być bardziej sportowy
Czy nie jest tak, że Apple również to słyszało i dowiozło nam te oczekiwania?
iPhone 15 oraz iPhone 15 Pro
Nie chce bronić Apple, ale ta firma Was słyszy. Narzekanie na rosnące ceny odcisnęły się na bazowej wersji iPhone’a z zeszłego roku. iPhone 14 oferował znacznie mniej niż model Pro. Wiele osób doszło więc do przekonania, że zakup tego modelu nie ma sensu. Prawda jest jednak inna. Otrzymaliśmy podstawową wersję urządzenia w formie, której chcieliśmy i w cenie, którą większość z nas była w stanie zaakceptować.
Wczoraj zobaczyliśmy więcej zmian. Nowy iPhone 15 w bazowej wersji się zmienił i bardziej przypominał model Pro. Dostaliśmy nawet model w wyhajpowanym do granic możliwości kolorze „Hey, Barbie!”. Dodatkowo również cena okazała się znacznie lepsza. Czy to nie jest to, czego oczekiwaliśmy? Teraz możecie mówić, co chcecie — nikt przed premierą jednak nie powiedział „róbcie rewolucje, zapłacę, ile trzeba!”.
Apple pokazało tytanowe smartfony iPhone 15 Pro i iPhone 15 Pro Max
iPhone 15 Pro, to jednak temat na osobny akapit. Dostaliśmy najnowszy i najwydajniejszy mobilny procesor (gdy androidowa konkurencja wkłada nadal do flagowców dwuletnie procesory Snapdragon 8 Gen. 1), nowe i lepsze aparaty z imponującym oprogramowaniem, nowy wyświetlacz i w końcu coś, co wieńczy dzieło — tytanową obudowę! Czy to nie jest właśnie definicją — premium — w świecie technologii?
Action Button zamiast Silent Switch
Uwielbiałem ten przełącznik. Będzie nam go brakowało, o czym pisał Sebastian. Prawda jest jednak znowu inna. To drogie, utrudniające konstrukcję rozwiązanie, które daje tylko jedną możliwość — włącza tryb cichy.
Świat poszedł do przodu, a Apple razem z nim. To pewnie nie była łatwa decyzja. Stoją za nią jednak badania użyteczności — nawet w naszej redakcji, są osoby, które nigdy z tego nie korzystały. Action Button daje więcej możliwości, jeśli przycisk ma być na boku, to musi działać w ten sposób. Liczę, że Apple wie lepiej, czego potrzebujemy, zupełnie jak z portem słuchawkowym.
USB C zamiast Lightning
Zasadniczo kwestia USB C nie jest sprawą w temacie Apple. Takie są dyrektywy Unii, więc tak musi być. Na tym można by zakończyć sprawę. Płynie z tego jednak wiele wniosków. UE dalej uderza w kogo może i poddaje się tam, gdzie jej się nie chce. Dlaczego europejski suweren nie pójdzie za ciosem i nie zmusi producentów elektroniki, do tego by każdy korzystał z portu USB C. Stworzyłem właśnie ranking kamer samochodowych, tam prawie każdy producent miałby coś do poprawy. Oczywiście łatwiej nałożyć karę na giganta z Cupertino, niż małą firmę z Shenzhen. Czy to nie hipokryzja?
Wiemy, że port USB C to tylko kontener i pewien standard, którym można manipulować. Pokazał to nowy iPhone 15 Pro, który dysponuje bajecznie szybkim portem z USB Typu C. Mam jednak nadzieję, że kontener nie przeniesie wirtualnych chorób, które gnieżdżą się w chińskich, tanich kabelkach zainfekowanych spywere’m.
Pokazuje to również, że amerykański kolos, stoi na glinianych nogach. To, co kiedyś było kwestią implementacji, dziś może być wymagane prawem. Nie mam tu jednak pretensji do Apple. Chce tylko powiedzieć, że Apple również musi podporządkować się prawu. Oby tylko UE nie zarządzało, wymiennych baterii. Co ciekawe Apple zmieniło konstrukcję iPhone 15, by łatwiej go rozebrać.
Tempo zmian i inne błahostki
Każdy, kto śledzi trendy na rynku mobile, wie, że aktualnie producenci chcą wyhamować swoje portfolio i plan wydawniczy. Przez ostanie 20 lat, my klienci niszczyliśmy rynek! Chcieliśmy coraz więcej i więcej, szybciej i szybciej. Najlepsze, że miało być też taniej. Co jest już całkiem szalone.
Producent chętnie wykorzystali nasze żądze. Przez lata dostarczali nam tyle zabawek, ile chcieliśmy. W takiej formie, jakiej pragnęliśmy. Doprowadziło to do tego, że niektórzy producenci wydawali po kilka flagowych produktów i to nawet co 8 miesięcy.
Teraz firmy mówią — dość! Rynek się nasycił, logistyka jest trudna, surowce drogie. Z każdej strony widać zmiany — wojny, terroryzm i wymogi ekologi. Tak się dłużej nie da. Apple też o tym wie, wewnątrz firmy panują podzielone zdania na temat planów wydawniczych. Część osób (zwłaszcza inżynierów i projektantów) uważa, że to szaleństwo musi się skończyć. Nie ma czasu na uskutecznianie technologii i tworzenie nowej.
Rewolucja? Tak, ale nie co roku! Twój telefon jest lepszy, niż myślisz — nie spodziewaj się laserowych blasterów.