Po chwilach namysłu, po chwilach zawahania się i po chwilach podwyżki cenowej, w końcu do mnie dotarł. Internet od Starlink. Jedno z cudownych dzieci Elona Muska. Wszystko podpięte, można używać. Oto garść moich pierwszych wrażeń przed pełną recenzją.
Z wysyłką paczki Starlinkowej było dość przewrotnie. Początkowo byłem pewny, że paczka będzie szła zza Wielkiej Wody, a przynajmniej z jakieś stolicy zachodu. Kiedy oglądałem polskie recenzje Starlink na YouTube, okazało się, że paczki startowe Starlink wysyłane są… z Polski. W dodatku internetowi recenzenci wspominali o trzech dniach roboczych, które minęły od czasu zamówienia do dostawy. Zachwycony tymi rewelacjami, byłem nieco zawiedziony, kiedy okazało się, że termin dostawy mojej anteny, routera i akcesoriów przewidziany jest między 4 a 10 dniem od zamówienia. Paczka ostatecznie trafiła do mnie tydzień później. Nie ma źle.
Twój Starlink dotrze to Ciebie dziś
Tak brzmiała doskonała wiadomość SMS, która zamieniła poniedziałek w ulubiony dzień tygodnia (oczywiście jednorazowo). Kiedy kurier przyniósł paczkę, położył ją z dość dużym trudem pod drzwiami i kazał podpisać papierzyska. Okazało się, że całość ważyła tyle, jakby ktoś tam kilka porządnych kamieni spakował. O zgrozo paczka to zwykły karton, zabezpieczony dwoma kawałkami taśmy, tak, by się paczka nie otworzyła. Spód kartonu był zapadnięty i odkształcony od ciężaru zawartości. W sumie to trochę się przestraszyłem czy aby zawartość nie została uszkodzona.
Po rozpakowaniu paczki wyglądała tak, jakby ktoś jej wcześniej używał. Niechlujnie spakowana, karton zepsuty od wewnątrz, a uzupełnienia i zabezpieczenia włożone na odwrót, stąd wybrzuszenie u spodu kartonu. Obejrzałem jednak przewód i urządzenia, nie wyglądały jakby były specjalnie eksploatowane. Dziwne.
Odpalamy kosmiczny internet!
Co w pudełku? Wszystko to, co niezbędne, ale tylko w teorii niestety:
- antena
- stojak do anteny
- router
- starolinkowy przewód do połączenia routera z anteną
i to by było na tyle. O zgrozo okazuje się, że router nie ma gniazda ethernetowego, a więc trzeba kupić dodatkowy moduł, by móc dystrybuować sieć w domu.
Po podpięciu całości, antena automatycznie zaczęła się ustawiać, a stosowna informacja pojawiła się w aplikacji. Do czasu, kiedy pojawił się internet, minęło dosłownie kilka minut.
Oczekiwania od kosmicznego internetu?
Zanim o efektach pierwszych tekstów, to wróćmy jednak do kluczowego aspektu. Zamówiłem Starlink, chociaż miałem spory problem, żeby przetrawić już nie nawet jednorazową opłatę za sprzęt, wynoszącą 2300 PLN, ale za abonament, który wynosił na dzień zamawiania: 230 PLN miesięcznie. Problem w tym, że cena zmieniła się dwa dni później i zrobiło się nagle 335 PLN, a ja poczułem się oszukany (o czym możecie poczytać).
Wracając jednak do oczekiwań, to oczywiście internet od Starlink nie może być gorszy od tego, czego używam teraz. A jest to zestaw internetu radiowego 60 Mbps / 12 Mbps w pakiecie z publicznym adresem IP, za który płacę bagatela: 145 PLN miesięcznie, a to naprawdę sporo, patrząc na aktualne możliwości ogólnopolskich czy lokalnych operatorów. Sęk w tym, że mieszkam na wsi, a wokół mam łąki i kawałek lasu. Nie ma perspektyw na nic lepszego, chyba że moich 50 sąsiadów jakoś dziarsko zacznie się budować.
Internet radiowy nie jest zły, nie narzekam mocno, biorąc pod uwagę, że nie ma żadnych większych fuckupów, sęk jednak w tym, że działa mało stabilnie. Zrywane połączenia na callach, utraty pakietów czy skaczące i ogromne pingi, to coś, co powoduje u mnie czkawkę, patrząc na to, ile płacę miesięcznie. Starlink ma być wybawieniem i średnio mi zależy na większym downloadzie czy uploadzie, ale bardzo chciałbym przyzwoity ping i brak utraconych pakietów (bolączka radiówki). Jeśli dostanę pingi na poziomie 50-60 ms i stabilność działania, to mogę płacić 335 PLN miesięcznie. Staram się sobie tłumaczyć, że to w końcu narzędzie, dzięki któremu zarabiam na dwóch etatach, narzędzie jak każde inne, które ma służyć.
Kupiłem internet od Starlink i mam nadzieję, że nie będę zawiedziony
A jak wyszło w praktyce?
To były fantastyczne emocje, kiedy uruchomiłem kreator, gdzie ustawiłem nazwę sieci WiFi i ustawiłem hasło. Uprzednio oczywiście wywlekając antenę do ogrodu i upewniając się, że jest w zasięgu satelitów. Sprzęt był gotowy do użytku, a więc zrobiłem pierwszy test prędkości:
To było wielkie rozczarowanie. Download piękny, upload przyzwoity, ale ping? 73 ms wyglądał marnie. Byłem szczerze zawiedziony. Zrobiłem ponowny test, parametry podobne, ping spadł do 69 ms. Lepiej, ale to nie o to tu chodziło. Przez głowę przemknęła myśl, że Starlink nie zabawi u mnie jednak długo. Postanowiłem sprawdzić ułożenie samej anteny i okazało się, że faktycznie obrysem domu jednak delikatnie zasłaniam niebo. Przestawiłem antenę o kilka metrów i ponowiłem test:
Promyk nadziei zaiskrzył w duszy. Mimo jednak wszystko liczyłem mocno na zdecydowanie lepszy ping, tym bardziej że w recenzjach pojawiały się dużo lepsze pingi. Nie wiem jak bardzo, życie na północy naszego kraju ma znaczenie, ale patrząc na ilość krańcowych satelitów, które krążą, to z pewnością nie bez znaczenia. Postanowiłem jednak, że nie będę wyciągał jeszcze żadnych wniosków i zwyczajnie z chłodną głową biorę się za testy.
Przez cały pierwszy dzień, wisząc na przeróżnych callach, ani razu nie przytrafiło mi się zerwanie połączenia, oczywiście test trzeba wydłużyć, ale to doskonała prognoza i jeden z kluczowych dla mnie wymogów, jakie stawiałem Starlink, właśnie został spełniony. Wieczorem odpaliłem League of Legends, żeby sprawdzić, jak sytuacja będzie wyglądała z pingiem na europejskim serwerze i zdębiałem.
Okazuje się, że przez całą grę ping oscylował w granicach 30-40 ms, ze skokami, które udało się wychwycić na poziomie do 60 ms, gdzie było to absolutnie sporadycznie. Wszystko podczas ponad godzinnej rozgrywki, a więc mam fajną próbkę startową. Po tej wirtualnej batalii odzyskałem nadzieję, że jednak Starlink zostanie ze mną na dłużej, a przynajmniej na to się zanosi.
Jestem bliski zakupu Starlink, ale tego jednego drobiazgu nie mogę przeżyć
Muszę przetestować inne lokalizacje anteny, zanim wrzucę ją na dach (trzeba kupić dedykowany uchwyt), a ponadto niezbędny będzie adapter do sieci ethernet, by móc rozprowadzić sieć po całym domu. Nie zagłębiałem jeszcze tematu, ale wierzę, że Elon nie skomplikował tego procederu. Ponadto martwi mnie średnica dziur, które trzeba wywiercić, żeby przewód starlinkowy wprowadzić do domu (2,5 cm!). Wszystko przez niepraktyczne końcówki, które wpinamy do routera i samej anteny (są zamocowane pod kątem i nie można ich zdjąć). Będę się z pewnością dzielił swoimi doświadczeniami, a całość artykułów zamieni się pewnie w mini cykl.
Innym interesującym aspektem do sprawdzenia jest na pewno działanie internetu w trakcie deszczu i śniegu. Na ten ostatni antena jest gotowa, bo jak się okazuje, ma wbudowaną grzałkę, która ma za zadanie rozpuszczać śnieg. Póki co, to ja mam nadzieję, że będę się rozpuszczał z radości i satysfakcji nad opóźnieniami.