WhatsApp wprowadza blokadę zrzutów ekranu dla zdjęć jednorazowych. Co z tego, jeśli komunikator zostawia w kodzie całkiem sporą funkcję dla wszelakich służb działających na zlecenie rządów?

Włodarze komunikatorów internetowych prześcigają się w złośliwościach i przytykach, chcąc wybielić swoją usługę. To naturalne i na dobrą sprawę wszyscy przywykli już do tego typu działań. Sęk w tym, że niektóre informacje mogą okazać się dla nas – użytkowników – interesujące. Okazuje się bowiem, że niektóre aplikacje nie są tak bezpieczne, jak deklarują twórcy. Weźmy na tapet WhatsApp. Komunikator jest bowiem pełen backdoorów.

WhatsApp

WhatsApp zostawia służbom tylną furtkę do wiadomości użytkowników?

Wprowadzenie przez twórców tytułowego komunikatora funkcji blokady screenshorów dla zdjęć i wideo jednorazowych, to bez wątpienia dobry krok, który warto docenić pod kątem prywatności. Niestety, dla większości będzie to niewielkie pocieszenie. WhatsApp borykał się bowiem z dość dużym problemem, którym są błędy pozwalające na wykonywanie dodatkowego kodu w ramach aplikacji. Oczywiście luki z 2017, 2018, 2019 i 2020 roku zostały załatane, ale niesmak pozostał, a wraz z nim kłopoty dotyczące 2022 roku. Co więcej, w notatce, która zagościła na blogu Pawła Durowa, założyciela Telegramu, pojawiły się oskarżenia dotyczące współpracy z rządami i służbami specjalnymi, w ramach której komunikator WhatsApp pozostawia tylną furtkę dla władz.

Nie nakłaniam ludzi do przejścia na Telegram. Przy ponad 700 milionach aktywnych użytkowników i ponad 2 milionach logowań dziennie, Telegram nie potrzebuje dodatkowej promocji. Możesz używać dowolnej aplikacji do przesyłania wiadomości, ale trzymaj się z dala od WhatsApp – jest to narzędzie do nadzoru od 13 lat.

Co to oznacza? Zakładając, że Durow ma rację, służby mogą uzyskać wgląd do treści przesyłanych pomiędzy sobą przez użytkowników komunikatora. Według założyciela Telegramu jest prawie pewne, że WhatsApp boryka się z nową luką w zabezpieczeniach. Co więcej, nie jest ona przypadkowa, a jej celem ma być rzekoma furtka dla władz, które są zyskać dostęp do treści przesyłanych przez użytkowników w ramach komunikatora. Brzmi niewesoło, natomiast Paweł Durow nie przedstawił konkretnych dowodów i nie możemy brać tego za pewnik.

Pompa ciepła: czy warto stosować alternatywę dla energii węglowej?