Sonos to marka, którą bardzo sobie cenię. Ich produkty cechuje według mnie niezwykle wysoka jakość oraz duża dbałość o detale. Nic więc dziwnego, że mój zestaw składa się już z trzech głośników, a ja dotychczas byłem ogromnie zadowolony. No właśnie, tylko dotychczas, bo właśnie pojawiła się wielka rysa na naszej przyjaźni.

Pierwsze były głośniki Play:1. Pierwszą sztukę nabyłem, gdy dostałem odszkodowanie od naszego rodzimego operatora lotniczego, kiedy mój lot został odwołany. Z perspektywy czasu, wczesna pobudka, by zdążyć na 6 rano na lot, a potem utknięcie na lotnisku w Sztokholmie przez dodatkowe 4h, były dość opłacalne. Jasne, na miejsce trafiłem chwilę później, ale to właśnie ta sytuacja zainicjowała mój kontakt z Sonosem.

Zobacz także: Airhelp zrobił mi miły Sonosowy prezent na urodziny

Nie zwlekałem długo. Po kilku dniach kupiłem drugi Play:1 do zestawu i zacząłem marzyć o Playbarze, który niestety do końca pozostał w strefie marzeń ze względu na swoją cenę: 3500 zł. W międzyczasie pojawił się jednak Sonos Beam, który kosztował połowę tego, co Playbar i wpisywał się świetnie w moje oczekiwania. Black Friday, cena -200 zł — nie czekałem długo i kupiłem go. W ten sposób zamieniłem mój zestaw stereo w zestaw głośników z dźwiękiem przestrzennym. Po podłączeniu Beama do TV okazało się, że jakość dźwięku z niego płynąca jest dokładnie taka sama, może nieco tylko lepsza, niż z mojego poprzedniego budżetowego Soundbara: Blitzwolf BW-SDB1, który… był prawie 6 razy tańszy.

Na szczęście przy odtwarzaniu muzyki, Beam udowodnił i ostatecznie utwierdził mnie w przekonaniu, że był wart wydania więcej. Sielanka trwała właściwie do momentu, kiedy postanowiłem uruchomić serial na Netflix.

Netflix na Sonos Beam — przez Google Chromecast

Przez pomyłkę zamiast na Google Chromecast ustawiłem odtwarzanie dźwięku na Beam poprzez AirPlay. Jakość dźwięku poraziła, wow. Nie mogąc się doczekać obejrzenia serialu z nową jakością dźwięku, wybrałem Chromecast i usiadłem wygodnie. Okazało się, że jakość dźwięku była o wiele gorsza. Zamarłem.

Okazuje się, że wąskim gardłem jest sam Chromecast od Google, który nie obsługuje Dolby Digital. Pomyślałem, że w takim razie czeka mnie przesiadka na z mojego Chromecast 2 na Chromecast 3 albo nawet wersję Ultra. Niezadowolony z tego faktu, zadzwoniłem na infolinię Sonos, dopytując, czy jest jakiekolwiek inne wyjście z tej sytuacji. Okazuje się, że żaden z Chromecastów nie będzie wspierał mojego dźwięku przestrzennego w oparciu o mój zestaw Sonos: 2x Play:1 + Beam, z bardzo prozaicznego powodu: urządzenia od Google trzeciej generacji wspierają Dolby Digital Plus, którego to nie wspiera Sonos.

Mój ulubiony Sonos w końcu prezentuje tańszy soundbar – poznajcie Sonos Beam

O zgrozo Sonos wspiera tylko Dolby Digital bez plusów, ot po prostu. Przejrzałem tonę for internetowych w poszukiwaniu sugestii, wszędzie jednak ten sam wątek: dlaczego Sonos wspiera tylko jeden format Dolby Digital? Jestem laikiem w świecie głośników, Sonosa wybrałem ze względu na prostotę obsługi i naprawdę świetną i w pełni mnie satysfakcjonującą jakość dźwięku. Na koniec jednak okazuje się, że pozostają mi konwertery albo… wymiana telewizora, by właściwie wykorzystać potencjał mojego zestawu. Oczywiście w dużym stopniu to moja wina, powinienem sprawdzić takie rzeczy przed zakupem, ale od takiego sprzętu, za takie pieniądze można wymagać wsparcia najpopularniejszych formatów?

Sprawdziłem z ciekawości, jak sprawa się ma ze wsparciem Dolby Digital i oczywiście TV ze wsparciem dla tego standardu naturalnie są, ale losowo wybierając kilka różnych modeli, samo DD na liście nie pojawiało się zbyt często, zamiast tego DD+. Jestem nieco rozczarowany całą sytuacją. Głośniki w 70% służą mi do słuchania muzyki i tutaj sprawują się świetnie, ale pozostałe 30% miało pozostać na oglądanie seriali w świetnej jakości, a wychodzi na to, że dostaję zwykłe stereo i jeśli chcę czegoś więcej, to muszę wymienić TV.