Przez ostatnie trzy miesiące codziennie towarzyszył mi Apple Watch Ultra. Jak z punktu widzenia osoby, która twierdziła, że nie potrzebuje smartwatcha, wyglądało użytkowanie najlepiej zegarka z portfolio producenta? Pora na małe podsumowanie.
Nie, nie będzie to recenzja, choć i taka pojawi się najpewniej po pół roku użytkowania. Dzisiejszą publikację kieruję do osób, które nie są do końca przekonane do posiadania własnego smartwatcha. Najpierw nadam jednak tło. Jestem fanem G-Shocków od Casio. Nie, nie tych najbardziej „smart”, lecz prostych konstrukcji, którymi również mogę rzucać o ścianę czy wbijać gwoździe. Z inteligentnymi zegarkami mam oczywiście kontakt, a przez moje ręce przez lata przewinęło się ich kilkadziesiąt. Mam tu na myśli zarówno opaski fitness, proste czasomierze, naszpikowane funkcjami sportowymi kombajny, a także estetyczne modele mniej popularnych producentów. Zawsze wracam jednak do G-Shocka. Miałem także krótkie epizody z Apple Watchami, ale na dobrą sprawę sprzęt nigdy nie był ze mną dłużej niż 2 tygodnie. Trzymiesięczna zabawa zupełnie zmieniła moje postrzeganie kategorii.
Apple Watch Ultra – dla kogo nie jest?
Zacznę od tego, że jestem wielkim fanem ekosystemu Apple. Prywatnie i zawodowo korzystam z iPhone’ów (obecnie iPhone 14 Pro i iPhone 14 Pro Max) oraz komputerów (obecnie 16,2-calowy MacBook Pro M1 Pro). Otaczają mnie też AirPods Pro 2, kilka ładowarek MagSafe oraz okazjonalnie – tablety z rodziny iPad. Do niedawna uważałem, że setup – iPhone + MacBook jest wszystkim, czego potrzebuję. Postanowiłem jednak spróbować dłużej przygody z zegarkiem. Tak się składa, że producent użyczył mi najnowszy model Apple Watch Ultra w opcji LTE, który zostanie ze mną łącznie rok.
To idealne dopełnienie ekosystemu Apple. Właśnie – dopełnienie! Kupno zegarka z logo nadgryzionego jabłka na obudowie ma sens jedynie, gdy korzystamy z iPhone’a. Sprzęt z Androidem nie będzie mógł bowiem połączyć się z Apple Watchem, a co za tym idzie, zakup nie ma większego sensu.
Z zakupu mogą nie być również zadowolone osoby, które na co dzień noszą się wyjątkowo elegancko. Mam tu na myśli głównie pracowników, których zawód wymaga codziennego „wskakiwania” w garnitur. Nie zrozumcie mnie źle, ale tytanowe połączenie szarości z jaskrawym pomarańczowym, a także solidna bryła średnio pasują do tego typu looku. W tym wypadku poleciłbym zakup regularnego modelu, np. Apple Watch 8.
Co mnie przekonało?
Większość czasu pracuję z domu, a na spotkaniach i wyjazdach preferuję luźniejszą formę casualu. Z tego też powodu, wygląd Apple Watcha Ultra przypadł mi do gustu, ale to nie design mnie do niego przekonał. Cała magia tkwi w ergonomii, przydatnych funkcjach oraz dodatkach, które dały mi wiele frajdy.
W stosunku do regularnego Watcha, cieszy mnie obecność większej liczby przycisków. To drobnostka, ale pływa pozytywnie na użytkowanie. Zakochałem się także w ruchomej koronce, która pozwala mi nawigować po interfejsie znacznie efektywniej niż w przypadku dotyku. Kiedy mam spocone, zabrudzone czy zwyczajnie mokre dłonie, ma to wiele sensu.
Kolejna sprawa nie wynika bezpośrednio z testu modelu Ultra. Ficzery, które zaraz opiszę, mają też inne modele w wariancie LTE. Okazuje się, że teraz, wybierając się na krótkie zakupu, nie muszę zabierać ze sobą telefonu. Jeśli ktoś do mnie zadzwoni – mogę odebrać połączenie za pomocą Apple Watch Ultra. Listę zakupów wpisuję do Google Keep i odznaczam na ekranie zegarka. Brak konieczności zabierania smartfonu na spacer doceniła za to moja rodzina. Nie sięgam po telefon, sprawdzając powiadomienia. Zamiast tego skupiam się na wspólnym spędzaniu czasu. To oczyszczające.
Zgoda, sprzęt nie jest może tak odporny jak G-Shock, natomiast ja kompletnie nie zwracam uwagi na to, jak traktuję Watch Ultra. Niejednokrotnie – choć przypadkowo – uderzyłem nim o drzwi, samochód, a nawet blat kuchenny. W zasadzie, poza drobnymi ryskami od standardowego użytkowania, nie widzę tutaj żadnych oznak skutku braku ostrożności.
Apple iPad mini 7 już w drodze, ale z gorszym ekranem. Pojawi się też różowy Apple Watch 9
Wskakuję z nim do wody i sprawdzam jej głębokość. Ba, mogę nawet sprawdzić temperaturę wody na basenie, w jeziorze czy w morzu. Przydatne, jeśli chcemy uniknąć szoku przy zbyt dużej różnicy temperatur. Ostatnią rzeczą, która również mnie przekonuje są karty lojalnościowe oraz portfel z Apple Pay. Weźmy taki przykład – podjeżdżam autem na stację paliw w celu zatakowania. Smartfon zostawiam w uchywcie i nie muszę go ze sobą zabierać. Przy kasie okazuję kartę na punkty, a płacą za pomocą Apple Pay.
Czego nie zrobię z Apple Watch Ultra?
Jestem fanem odważników kulowych. Kettlebells, z których korzystam, mają po 40, 48, 56 czy 68 kg i z uwagi na konieczność odpowiedniego chwytu, podczas treningu nie mogę mieć na sobie Apple Watcha. Zarzut odważnika z pewnością oznaczałby rozbicie zegarka. Na szczęście nie dotyczy to treningu siłowego przy użyciu standardowych narzędzi, jak sztanga czy hantle. Mimo to, chciałem zwrócić uwagę na tę drobną kwestię. Rozwiązaniem może być obrócenie zegarka na drugą stronę nadgarstka. Jest to jednak wersja dla odważnych.
Co zabawne, testy Apple Watch Ultra rozpoczęliśmy z Sebastianem (RedNacz dailyweb) w tym samym czasie. Warto wrócić do jego wpisu traktującego o przesiadce.