Najpierw było duże „WOW”, potem kilka momentów sporej frustracji i znowu pozytywne zaskoczenie. Póki co jednak, PaMu T6 Slide wydają się sprzętem naprawdę godnym polecenia.
PaMu Slide to nie tylko mój debiut w roli recenzenta na łamach DW, lecz także pierwsza dłuższa styczność z tego typu sprzętem. Sama uważam to jednak w tym przypadku za plus – mamy tu przecież do czynienia z produktem skierowanym raczej do masowego odbiorcy, niżeli prawdziwego gadżeciarza. Moje doświadczenia powinny pomóc przede wszystkim osobom, które zastanawiają się nad porzuceniem kabla, jednak niekoniecznie chcą inwestować w pozycje z górnej półki.
Tyle tytułem wstępu, teraz pora przejść do samego sprzętu. Ten, jeśli śledziliście naszą relację z targów IFA, powinien być Wam zresztą znany. Słuchawki, które powstały dzięki zbiórce na Indiegogo do dziś uważane są za jeden z największych hitów platformy. Ich twórcom, w przeciągu zaledwie kilku dni udało się zebrać środki kilkunastokrotnie przewyższające założony cel. Wszystko dzięki dobrze zapowiadającej się specyfikacji, niebanalnemu wzornictwu oraz (a być może przede wszystkim) bardzo przystępnej cenie.
[VIDEO] Jedne z najciekawszych słuchawek na IFA, poznajcie PaMu T6 Slide #IFA2019
design mnie osobiście nie przekonuje, ale pamu t6 slide z pewnością mają w sobie „to coś”
Sprzęt dotarł do mnie nieco okrężną drogą, co powinno tłumaczyć stan pudełka widoczny na zdjęciu. Zdecydowanie ważniejszą kwestią jest jednak to, co znajdowało się w środku. Sam zestaw PaMu Slide oprócz słuchawek zawiera także etui pełniące funkcję stacji ładowania, kabel, dodatkowy pokrowiec oraz komplet silikonowych wkładek do wymiany.
To właśnie etui jest najbardziej charakterystyczną częścią PaMu Slide. Na tle konkurencji wyróżnia je nie tylko jakość wykonania, lecz także dość spory rozmiar. Rozsuwana klapa etui wykonana jest z połączenia metalu i tworzywa w taki sposób, że sama przypomina mały głośnik.
Jeśli chodzi o same słuchawki, mamy tu do czynienia z dość prostym, lecz równocześnie nie tak delikatnym jak chociażby w przypadku AirPods designem. Być może jest to kwestia czerni, jednak na pierwszy rzut oka wydają mi się nieco archaiczne. Przywodzą mi wręcz na myśl modele dousznych słuchawek, jakie były popularne kilkanaście lat temu. Producent oferuje jeszcze dwie wersje kolorystyczne modelu T6 (biała i zielona), które moim zdaniem prezentują się nieco lepiej. Jest jednak oczywiście kwestia indywidualnych preferencji.
Jeśli chodzi o samą jakość wykonania słuchawek, nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Przede wszystkim warto wspomnieć, że dobrze leżą w uchu i nie sprawiają dyskomfortu nawet przy kilkugodzinnym użytkowaniu.
duże brawa za jakość dźwięku
Największe zaskoczenie jeśli chodzi o PaMu Slide to jakość dźwięku. Naprawdę nie spodziewałam się takiego poziomu po słuchawkach za 69 dolarów. A zwłaszcza, słuchawkach bez kabla. Dźwięk jest czysty i wyraźny, chociaż nieco bardziej wyczuleni melomanii mogą narzekać na brak odpowiedniego basu. Słuchawki idealnie sprawują się nawet w głośnych i zatłoczonych pomieszczeniach, od open space, poprzez komunikację miejską, aż po siłownie. Zdecydowanie przewyższają pod tym względem chociażby standardowe słuchawki Apple.
Niestety, nie obyło się bez problemów
Intensywniejsze użytkowanie ukazuje pewne wady sprzętu. Najistotniejsza dotyczy łączności. O ile sam proces podłączenia do smarfona czy laptopa jest bardzo szybki i intuicyjny, czasem pojawiają się także problemy. W przypadku smartfona bywa, że słuchawki nie łączą się w tym samym czasie, a komunikat „Connected” rozbrzmiewa z opóźnieniem w jednej z nich. Nie zdarzyło się jednak, aby ten brak synchronizacji występował w przypadku odtwarzania dźwięku.
W przypadku laptopa, głównym problemem jest ustanowienie nowego połączenia po jego zerwaniu (np. z powodu braku aktywności i wyłączenia słuchawek). Wygląda to w ten sposób, że po ponownej aktywacji słuchawek dźwięk jest przerywany i jedynie reset połączenia tutaj pomaga. Muszę przyznać jednak, 9/10 razy kiedy do tego doszło, chodziło o połączenie z moim służbowym laptopem, który sam w sobie nie jest bezproblemowy.
Dopracowania wymagają także gesty. Moim zdaniem są one dość mylące. Przykładowo: jedno uderzenie palcem w słuchawkę, w zależności od tego o której słuchawce mówimy, przynosi zupełnie inne działanie. O ile dla stałego użytkownika sprawa wydaje się oczywista, ale pierwsze kilka dni ze słuchawkami potrafią być naprawdę frustrujące. Dodatkowo ciężko wyczuć jaką czułość posiadają słuchawki – czasem trzeba się mocno „napukać”, aby zmienić piosenkę, innym razem zmienia się ona przy próbie poprawienia słuchawki w uchu.
Kilka dni z Pamu t6 Slide pozwoliły mi jednak odkryć kolejny spory atut tego urządzenia
A jest nim fenomenalny czas pracy na jednym ładowaniu. Od 1,5 tygodnia korzystam ze słuchawek codziennie, średnio od 2 do 6 godzin. Przez ten czas były ładowane zaledwie trzy razy. W tym jedynie raz doszło do całkowitego rozładowania (po ok. 20 minutach słuchawki były gotowe do użycia). Samo etui nie było jeszcze przeze mnie ładowane, a w chwili pisania tego posta poziom akumulatora wciąż wynosi 30%.
Szybkie spojrzenie na specyfikację i wszystko staje się jasne. Pojemność akumulatora etui to 2000 mAh, co powinno pozwolić na 5-6 krotne naładowanie samych słuchawek. Taka pojemność sprawia także, że powodzeniem możemy wykorzystywać PaMu Slide nawet jako powerbank dla naszego smartfona (etui wyposażone jest w złącze USB-C, co jest tu ogromnym plusem). Trzeba przyznać, że jest to świetna opcja, zwłaszcza dla podróżujących.
Moja przygoda z PaMu T6 Slide wciąż trwa. Póki co jednak, z czystym sumieniem mogę polecić je każdemu, kto szuka niedrogiej alternatywy dla AirPods czy innych bezprzewodowych słuchawek. Za stosunkowo niewielkie pieniądze otrzymujemy bowiem całkiem solidny sprzęt, który świetnie sprawdza się w codziennych warunkach.
Pełna recenzja Padmate PaMu T6 Slide już jest na DailyWeb.