Kiedy wszyscy myśleli, że poziom absurdu w Twitterze nie może być jeszcze wyższy, Elon Musk ponownie udowadnia, że nie ma wizji, której skutecznie nie wdroży, nawet jeśli jest bez sensu. Nowy szef Twittera (a raczej właściciel), czy też platformy X, zapowiada walkę z Linkedinem o uwagę kandydatów poszukujących pracy.
Jak w każdym zupełnie chaotycznym ruchu Muska i ten pozbawiony jest większej logiki i strategii, a twórca Tesli uzasadnia, że… nie lubi dostawać ofert pracy od kandydatów z linkiem do Linkedina. Nazywa je mianem „cringe’owych” (w wolnym tłumaczeniu: skręcającym z żenady) i uważa, że nie są „cool” (tu: stosowne, odpowiednie, modne). Czy na naszych oczach Twitter przechodzi przez fazy bycia każdym możliwym medium społecznościowym? Jeśli tak, to wzorowanie się na Linkedinie można już odhaczyć.
Niedawne doniesienie TechCrunch względem Twittera udowadniają, że platforma faktycznie wchodzi w kolejną fazę swojego rozwoju. Konta biznesowe zyskały bowiem możliwość tworzenia ogłoszeń z ofertami pracy, ale jakby tego było mało, nasze prywatne konta na tej platformie będą zbierały o nas jeszcze więcej informacji behawioralnych. Powstało nawet konto o nazwie @Twitter Hiring, które miało promować funkcję związaną z ofertami pracy, jednak jak szybko powstało, tak szybko zostało ono usunięte. Być może Musk jeszcze się waha.
Znajdź pracę na Twitterze, albo praca znajdzie Ciebie
Na próżno jednak szukać oficjalnego ogłoszenia na Twitterze, które zapowiadałoby wprowadzenie nowej funkcji związanej z publikacją ofert pracy. W mojej opinii Musk dokonał jednak wielkiego dzieła, które niezwykle ciężko osiągnąć. W niecały rok zmienił Twittera z opiniotwórczej platformy (być może trochę mniej autentycznej i z farmą trolli i sztucznych kont) w nieustający park rozrywki, w którym każdego dnia może się zmienić coś innego i zabawę wygrywa ten, który odkryje to pierwszy. Z zagorzałej fanki tego medium, stałam się jego naczelną hejterką, bo też nie ma tu za bardzo, za co pochwalić.
Walka o funkcje Linkedina
Nie jest też wielkim sekretem, że testy nowych funkcji mają być jawnym prztykiem względem platformy LinkedIn, która kieruje swoje treści do kompletnie innych odbiorców, niż Twitter. To, co wyróżnia pierwszą platformę to przede wszystkim klienci biznesowi, monetyzowanie swoich treści wielotorowo (kilka pakietów i ofert Premium, reklamy dla firm, płatne kursy), ale przede wszystkim przewidywalność, wysokiej jakości interfejs i rozbudowane wsparcie użytkowników indywidualnych i tych firmowych. Twitter z kolei zabiera wszystko, co racjonalne (weryfikacja dwuskładnikowa!) i zmusza użytkowników do przejścia na wersję Premium, która zapewnię marginalne benefity takie jak edycja posta. Nie mówiąc już o tym, że Twitter od bardzo dawna wykorzystywany jest do manipulowania opinią publiczną, polaryzacji społeczeństwa czy siania dezinformacji na masową skalę.
Twitter naciąga firmy na reklamy, żeby dalej były zweryfikowane
Reasumując ten pozytywny obraz Twittera, nie wiem, co pan Musk musiałby wymyślić, aby przywrócić szacunek i wiarygodność platformy, jaką cieszył się Twitter przed czasami jego rządów. Pozostawia to tym samym niezwykle smutny obraz mediów społecznościowych, które mogą rozegrać swoich użytkowników tak, jak tylko interesy właścicieli im podpasują. Cóż za radosne czasy.