Wizyty kuriera to zawsze preludium do nowych testów. Dzisiejsza wizyta Pana od paczek, jak zwykle była emocjonująca, bo przyniósł mi do testów… słuchawki Skullcandy PLYR, a ja durny prawie je zepsułem przy rozpakowywaniu, a jak? Zapraszam do pierwszych wrażeń.
Marka Skullcandy jest naszym stałym Czytelnikom doskonale znana. To sprzęt, który w rozsądnych pieniądzach jest zawsze pełen innowacji. Ja wiem, że to słowo mocno się zdewaluowało przez ostatnie lata, ale dla mnie Skullcandy to prawdziwy innowator. Zawsze przemycą jakiś ciekawy smaczek, który wyróżnia je na tle konkurencji. Przykładem niech będzie technologia Sensory Bass, zaimplementowana w ich słuchawkach Crusher ANC, która pozwalała fizycznie odczuć bas na uszach.
Skullcandy PLYR to powiew świeżości?
Teraz w moje ręce wpadła nowość, a mianowicie marka postanowiła ugryźć kawałek tortu w świecie gamingowych, co nie jest żadnym zaskoczeniem. Patrząc, jak wielkie są pieniądze w tym segmencie, patrząc na to, jak ten rynek się rozwija, tylko szaleniec nie robi produktów dla świata gamingu.
Sam jestem ostrożny co do oceny aspektów wizualnych produktów z tej kategorii, bo w dużej mierze czuje się Boomerem, który przestaje rozumieć te wszystkie LED-y RGB, ale też rozumiem, do kogo te produkty są kierowane. To nie znaczy, że nie mam swoich perełek, takich jak, chociażby Logitech G733, z których korzystam podczas grania na PS5, czy ukochanej myszy do rozgrywek w League of Legends: Razer Naga Epic Chroma.
Skullcandy PLYR niesie swoim wyglądem dość nietuzinkowy design, który moim skromnym zdaniem bardzo mocno wyłamuje się z utartego schematu. Powiedziałbym, że są nawet w klimacie cyber-punkowym, no i przede wszystkim nie ma przytłaczających LED-ów.
Specyfikacja Skullcandy PLYR
- Łączność: Bezprzewodowa i przewodowa
- Rodzaj łączności: Bluetooth 5.2
- Średnica membrany: 50 mm
- Pasmo przenoszenia słuchawek: 20 ~ 20000 Hz
- Impedancja słuchawek: 32 Om
- Odłączany mikrofon: tak
- Typ mikrofonu: pojemnościowy
- Maksymalny czas pracy: do 24 h
- Kompatybilność: Android, Windows, iOS, Nintendo Switch, PlayStation, Xbox
- Dodatkowe: samoregulujący się pałąk, redukcja szumów otoczenia w mikrofonie, funkcja szybkiego ładowania, dedykowane oprogramowanie, lokalizator Tile
- Dołączone akcesoria: kabel audio ze wtykiem 3,5 mm, dopinany mikrofon, kabel USB-C do USB-A
- Waga: 315 g
Co w opakowaniu Skullcandy PLYR?
Co właściwie w opakowaniu, prócz samych słuchawek? Otóż okazuje się, że producent zaskoczył dwoma przewodami: USB-C i Jack-Jack, ale nie są one byle jakie. Jeden w kolorze niebieskim aka błękitnym, a drugi w kolorze różu. Oprócz tego mamy do dyspozycji odpinany mikrofon i kilka broszurek, które omawiają możliwości Skullcandy PLYR.
Odpakowując słuchawki Skullcandy PLYR, prawie je połamałem przez jeden mały drobiazg
PLYR wyglądają dość ciekawie, jak już wspomniałem, jakby wyciągnięte z CyberPunka 2077. Wizualnie sprawiają wrażenie dość topornych, ale niech Was to nie zwiedzie, bo słuchawki są stosunkowo lekki, osiągając wagę 315 gramów. Muszle wykończone są wygodną pianką, a dodatkową, świetną opcją wykończenia jest elastyczny pasek, który montujemy pod pałąkiem, który będzie się opierał o naszą głowę. Zaczepiamy go o dedykowane wypustki i może swobodnie regulować jego wysokość, zależnie od potrzeby, a technicznie to od naszej głowy.
Kiedy wyciągnąłem PLYR z opakowania, byłem zaskoczony, że boczna część muszli posiada plastikowe zabezpieczenia, które próbowałem zdjąć. Nie chciały się dać, więc zacząłem szukać sposobu na ich demontaż. W końcu na jednej z muszli była naklejka, więc byłem pewien, że to musi w jakiś sposób się odczepiać.
Dobrze, że szybko zwróciłem uwagę na wykończenie pałąka, który był wykonany z tego samego materiału, bo jeszcze chwila i bym rozwalił słuchawki. Odetchnąłem z ulgą, że nie użyłem do tego siły ;-)
Skullcandy PLYR a jak dźwięk i jakość rozmów?
Tutaj spore zaskoczenie, bo okazuje się przy kilku rozmowach, między innymi z Marcinem, stwierdził on (nieuprzedzony, że rozmawiam z nim przez jakiekolwiek słuchawki), że słyszy mnie wyraźnie lepiej, niż jakbym miał z nim rozmawiać z przyłożonym telefonem do ucha. To żadne zaskoczenie, bo Skullcandy chwali się wykorzystaniem technologii, która ma niwelować tło w trakcie rozmów przez słuchawki i wygląda na to, że radzi sobie z tym nad wyraz dobrze (sprawdzę to dokładnie przy pełnej recenzji).
Jakość dźwięku jest również dobra, najpewniej za sprawą 50 mm przetworników schowanych w muszlach PLYR. Jak zwykle świetnie prezentuje się aplikacja, gdzie w banalny sposób można przestawić EQ i co najciekawsze, zbadać nasz słuch i dopasować dźwięk do naszego słuchu.
Te wszystkie małe i większe drobiazgi wyglądają naprawdę interesująco, a do tego dość oryginalny wygląd wyłamujący się spoza schematu w całym segmencie. Zbierając to do całości, możemy mieć do czynienia ze sprzętem, który będzie bardzo konkurencyjny do najpopularniejszych rozwiązań. Sprawdzę to w pełnej recenzji, która już wkrótce.
Aktualizacja
Skullcandy wypuściło również dodatkowego dongla, który zmniejsza latency w grach. Doskonała gratka dla osób, które zamierzają, zresztą zgodnie z przeznaczeniem, grać w gry bez kompromisów, z PLYRami na uszach.
Skullcandy Ultra-Low Latency Wireless Transmitter to adapter USB-A przeznaczony wyłącznie dla słuchawek Skullcandy PLYR. Całość z wyglądu przypomina pendrive’a, jednak zadaniem opisywanego urządzenia jest ograniczanie opóźnień, które domyślnie w niektórych przypadkach mogą wynosić 200 milisekund. W wielu wymagających grach tak wysoka latencja może doprowadzić nawet do przegranej potyczki. Adapter ma znacząco obniżyć opóźnienia — producent deklaruje, że możliwe jest osiągnięcie poziomu 20 milisekund.