Jeśli o sprzęty, które zrobiły na mniej w tym roku największe wrażenie, to na pewno w czołówce będzie Skullcandy i ich słuchawki Crusher ANC. Pierwsze zetknięcie na IFA, gdzie miały swoją premierę, a teraz trafiły do moich rąk. Jestem nimi naprawdę zaskoczony i pomyślałem, że podzielę się z Wami pierwszymi wrażeniami, zanim powstanie pełna recenzja.
Skullcandy były dla mnie marką na zasadzie: wiem, że istnieje, ale w zasadzie nie czułem się odbiorcą ich produktów. Nie śledziłem ich premier, nie testowałem nowych produktów, bo nie budziły one mojego zainteresowania. To się zmieniło, kiedy pojawiliśmy się na ich premierach na IFA w Berlinie. Pokazali tam kilka nowych produktów, o których zresztą dla Was pisaliśmy. Gwiazdą tego pokazu były zdecydowanie słuchawki Crusher ANC, które wyróżniać się miały… sensorycznym basem, czyli niskimi tonami, których możesz doświadczyć. Zobaczcie sami doświadczenia Kuby:
https://www.facebook.com/dailyweb/videos/522165061658295/
Dużo było wielkich słów na temat nowego produktu, podczas prezentacji. Takich, na które przymyka się oko, a mieszczą się one w kategorii o nazwie: marketingowe gadanie. Potem mogliśmy spróbować doświadczyć nowości, które Skullcandy zaimplementowało do Crusher ANC. Efekty był piorunujące!
Niskie tony wybuchały na uszach, powodując drganie. Efekt jest niesamowity i jest czymś kompletnie zaskakującym. Uśmiech na twarzy maluje się sam, kiedy tylko pojawią się drgania od niskich tonów. Przetestowane na kilku znajomych, nie było, póki co żadnego malkontenta :-)
Sensory Bass to tylko jeden z ciekawych aspektów Crusher ANC. Słuchawki wyposażone są także w aktywną redukcję szumów, która radzi sobie naprawdę sprawnie na podstawie tych kilku dni, przez które z nich korzystam. Mają też naprawdę świetny design, stojący w kontrze do tego, co robi ich konkurencja. Wielkie i charakterystyczne guziki to genialny pomysł, bo są one bardzo komfortowe w użytku, tym bardziej, jeśli macie je na głowie. W konkurencyjnych rozwiązaniach mamy malutkie guziczki, które obsługuje się zdecydowanie mniej sprawnie. Idąc dalej, mamy możliwość regulacji poziomu Sensory Bass, do poziomu abstrakcyjnego, aż do możliwości jego wyłączenia. Zwróćcie uwagę, w jak wygodny sposób można regulować poziom tego efektu, przesuwając suwakiem.
Wykończenie też stoi na bardzo wysokim poziomie, trzymając słuchawki w ręku, czuć, że ma się naprawdę dobrej jakości produkt. Co dla mnie równie ważne, to że producent dorzuca bardzo sprawne etui, w którym bardzo sprawnie można schować słuchawki i zabrać ze sobą w podróż (kluczowe dla mnie). Nie bez znaczenia pozostaje także jakość dźwięku. Jeśli chcecie po prostu posłuchać muzyki, wystarczy wyłączyć efekt Sensory Bass i korzystać z nich jak ze zwykłych słuchawek. Co ważne, jakość dźwięku jest naprawdę bardzo przyzwoita i mogę zaryzykować stwierdzenie, które na pewno potwierdzę w pełnej recenzji, że wysokie tony brzmią w nich zdecydowanie lepiej niż w moich aktualnych Sony WH-1000XM2.
Nie sposób nie wspomnieć także o funkcji Personal Sound, która została zaimplementowana w aplikacji mobilnej. Sposób jej działania jest zaskakująco efektywne, bo na podstawie 3-minutowego testu, gdzie musicie wskazać które dźwięki są dla Was słyszalne, a które nie. Aplikacja reguluje dźwięk tak, by wrażenia z odsłuchu były dla Waszego ucha jeszcze bardziej efektywne. Po wykonaniu tej kalibracji, słuchawki na moich uszach brzmiały bardziej wyraźnie.
Tymczasem wracam do testów i na pewno sprawdzę, jak efekt Sensory Bass przełoży się na codzienne słuchanie muzyki i zmęczenie. Wiem już jednak, że ta funkcja słuchawek sprawdza się wybornie przy graniu w gry, czy oglądaniu filmów akcji. Wszelkie wybuchy czy inne efekty dźwiękowe, powodują gęsią skórkę, a to brzmi naprawdę obiecująco. Czyżbym znalazł moje nowe, ulubione słuchawki? Za kilka dni podam Wam konkretną odpowiedź, kiedy pojawi się pełna recenzja.
Pełna recenzja Skullcandy Crusher ANC już jest na DailyWeb.