Nie ma znaczenia czy myślę o Alphabecie, Microsofcie, Apple czy jakiejkolwiek innej firmie – nawet niekoniecznie technologicznej. Kibicuję każdej. Chcę, żeby biznes rósł w siłę, konsumenci byli zadowoleni, a słońce dawało się we znaki rolnikom cały rok. Co nie zmienia faktycznego stanu rzeczy, że na Apple dziś nieledwie ponarzekam, bo naprawdę srogo zawiodłem się ich WWDC 2017.
Na łamach DailyWeb przeprowadziliśmy pierwszego w historii redakcji live bloga. Było to nieco męczące, ale jednak świetne doświadczenie. Wydaje mi się, że Sebastian i Mateusz pomimo blisko czterech godzin przed komputerami, również byli zadowoleni. Odwaliliśmy kawał dobrej roboty.
Zaczęliśmy przed czasem, a Apple spóźniło się kilka minut. Był to zły złego początek. Ponieważ z prezentowanymi produktami i rozwiązaniami firma również mocno się spóźniła. O lata.
Nie spodziewałem się tego po sobie, ale przyznam, że kilkanaście minut przed startem WWDC 2017 udzieliły mi się emocje i zacząłem nerwowo czekać na to co pokaże nam Tim Cook. Byłem podekscytowany nawet nie jako bloger, a jako potencjalny klient.
Plotki – które zresztą się sprawdziły niemal w 100% – mówiły, że pojawi się nowy iPad Pro. I tak było. Jednak przy swojej cenie, wcale nie jawi się tak bardzo Pro, jak go Apple promuje.
Uwielbia rysować, dlatego musiałem sobie zadać pytanie, czy ten tablet jest wart swojej ceny. Odpowiedź jest prosta: nie. Ciągle wolę profesjonalnego Wacoma, niż aspirujący do roli artystycznej mekki tablet od Apple. Porządne Wacomy są sporo droższe, ale kupując je masz pewność, że nic Cię nie zaskoczy. Do tworzenia ilustracji na iPadach dzieli nas jeszcze kilka tysięcy poziomów nacisku.
Nie zmieni tego nawet nowe oprogramowanie, nijak mające się do rozwiązań, które od lat sprzedaje nam Adobe. Mobilne Affinity Photo wygląda po prostu dosyć biednie i edycja foto jest jedynym zastosowaniem, do którego się nadaje.
Osobiście nie widzę potrzeby posiadania iPada, kiedy mam laptopa i duży smartfon. Nie należę do osób, które lubią się obkładać tonami ustrojstwa. Pewnie większość z Was też nie. Chyba, że jesteście technologicznymi ekstremistami, którzy noszą w plecaku po trzy telefony, laptopa, tablet, power bank, aparat i co tam jeszcze tylko diabli nadali. Dlatego wydaje mi się, że najnowsza generacja iPadów Pro będzie bardzo umiarkowanym sukcesem. Tym bardziej, że tablety są ostatnio w mocnym odwrocie.
WWDC 2017 miało być największym tego typu show w historii firmy – jak zapowiedział Tim Cook. Nie udało się. Kilka razy ziewnąłem i nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że już to wszystko widziałem na imprezach konkurencji.
Z HomePodem na czele. Który na tym bezrybiu zainteresował mnie najbardziej. Jeśli coś, to właśnie inteligentny głośnik z Siri na pokładzie, ma największe szanse na sukces. Nie dlatego, że jest jakąś wielką rzeczą, ale kuriozalnie wyłącznie dlatego, że jest.
To produkt targetowany typowo pod użytkowników wijących się klęcząco w stronę krzyża w kształcie jabłka. Im nikt nie wmówi, że od dawna na rynku są świetne, mocno wspierane i nieźle rozwijane urządzenia konkurencji. Oni odkryli inteligentne głośniki dopiero w poniedziałek.
Podstawowy model Amazon Echo, który jest o połowę tańszy i ma za sobą całą rodziną produktów wspieranych asystą Alexy, to dla nich nic nieznaczący gadżet. Nawet jeśli produkt Amazonu daje pewność, że zadziała ze Spotify. W końcu mają swoje Apple Music. A klatka robi się coraz węższa.
Najśmieszniej się zrobiło, gdy Apple zaczęło prezentować rozszerzoną rzeczywistość.
Wiecie. Wyglądało to praktycznie tak samo, jak przy okazji konferencji Xboxa, kiedy pierwszy raz zaprezentowano HoloLens w akcji. Brakowało tylko, żeby Microsoftowi zajumano Minecrafta, a byłby komplet.
Niewiele mniej wesoło było podczas prezentacji możliwości map czy funkcji przeciągnij i upuść, która oczywiście weszła z taką pompą, że nie byłem pewien czy się śmiać, czy też zacząć gorzko płakać. Sporo czasu poświęcono Live Photos, co oczywiście było fajne, ale też Ameryki nie odkryto.
Już wtedy, kiedy iMaca zaprezentowany jako sprzęt, który jest skierowany również dla graczy, stwierdziłem iż właśnie zaczyna się festiwal przegięć.
Cena najtańszej i co za tym idzie najbiedniejszej wersji iMaca, została ustalona na 5 499 zł. To ja podziękuję i wracam do swojego Xboxa.
Ponadto pokazano lepszy Appstore, lepsze os-y, nowe możliwości Siri, nieco udoskonalone Apple Music. Znów próbowano nam wcisnąć brzydki i nieciekawy, a teraz chyba jeszcze brzydszy, chociaż nieco funkcjonalniejszy Apple Watch, z dyndającym Chudym z Toy Story – bazar pełną gębą. Przerażające, że ludzie kupują te zegarki i co gorsze nie wstyd im je nosić. Nie pytajcie dlaczego. Nie mam pojęcia.
Zaprezentowano mnóstwo produktów i produkcików, których już nie pomnę. Bo i nie ma czego pamiętać. O jakości wydarzenia niech świadczy to, że pokazano zaledwie dwie rzeczy, z których z chęcią bym skorzystał. Funkcję Do Not Disturb while Driving, która ma za zadanie pomóc kierowcy skupić się na jeździe oraz Amazon Prime Video w Apple TV.
Przez moment czekałem aż z czyiś ust padnie stwierdzenie, że koncern z Cupertino wymyślił wszechświat. Apple dziś nic nie wymyśla, jedynie kalkuje produkty – z mniejszym lub większym polotem. Jest w tym tyle arogancji i nadziei, że nabywcy sprzętu spiją z wypiekami każde słowo, jakie padnie z ust Tima Cooka, że aż żal było patrzeć.
Podsumowując. Całe show było za długie, nieciekawie, nudne i po prostu nie takie Apple kochają tłumy. Osoby na scenie zakłamywały rzeczywistość tak mocno, że momentami byłem naprawdę zażenowany.
Dziś solidne produkty to za mało. Po Apple zawsze oczekuje się więcej, bo to najbardziej topowe z topowych przedsiębiorstw technologicznych. Konkurencja nie śpi i prędzej czy później wykorzysta okazję, żeby dobrać się do klientów firmy, która coraz częściej jest określana jako ci od iPhone’a. Portfolio ich produktów jest szerokie, ale można je uogólnić trzema wyrażeniami: za późno, za drogo i zbyt nudno. Steve Jobs pewnie przewraca się w grobie, gdy widzi co Tim Cook robi z jego spuścizną. Zresztą sprawdźcie sami.
https://www.youtube.com/watch?v=hntVmN2aK8k
Autor: Dariusz Filipek