Przed podobnymi dylematami stoi wielu z nas przy niemal każdym zakupie elektroniki – używany produkt premium, czy nowy tzw. „średniak”? Tym razem pod znakiem zapytania stanął smartwatch, który miał współpracować z nowym iPhone’em oraz występować w wersji kolorystycznej złotej albo różowej. Co więcej, wybór będzie dokonany przez pryzmat walorów użytkowych. Gotowi do bitwy?
Porównanie dwóch tak skrajnych opcji na smartwatcha podsunęło mi samo życie. Stary i bardzo wysłużony Apple Watch Series 0 mojej partnerki, zwyczajnie kończy swoją służbę. Bateria wytrzymuje pół dnia, a interfejs działa tak wolno, że szybciej jest wyciągnąć telefon z kieszeni, odblokować, zrobić co się chce i schować z powrotem. Padła zatem decyzja na wymianę.
Apple Watch 4 – używany od 500 zł
Szybkie spojrzenie na cennik nowych Apple Watch (nawet z serii SE) spowodowało ból w prawej kieszeni, gdzie trzymam portfel. Mając na uwadze, że produkt ten będzie używany przez kobietę, dla której specyfikacja techniczna to czarna magia i większą uwagę stawia na wygląd oraz walory użytkowe, cena wydaje się całkowicie z kosmosu. Automatycznie głowa podsunęła mi pomysł używanego Apple Watch 4, którego można znaleźć w całkiem niezłym stanie za 500-600zł na znanych portalach ogłoszeniowych.
Apple Watch 4 jest z nami od 2018 roku, jednak mimo upływającego czasu nadal można o nim powiedzieć, że jest ładny. Jest to pierwszy model z nowym wyświetlaczem o zdecydowanie węższych ramkach wokół i był długo oczekiwaną nowością po 3 seriach bez widocznych zmian. Myślę, że tenże wyświetlacz powoduje, że nie zestarzał się on za mocno względem nowych urządzeń. Za Apple Watch przemawia przede wszystkim pełna kompatybilność oprogramowania i synergia obu urządzeń. Jest to mocny argument każdego urządzenia z nagryzionym jabłkiem na obudowie.
Apple Watch 4 jest z nami tak długo, że chyba nawet dzieci znają jego możliwości, skupię się zatem na nowościach, jakie on wprowadził do smartwatchy Apple:
- wyświetlacz o węższych ramkach, co przełożyło się na wzrost o 32-35% względem poprzednika. Jest to 1.57″ albo 1.78″, ale poszukujemy delikatnego zegarka, zatem pod uwagę bierzemy tylko model 40 mm
- wibracje przy korzystaniu z koronki
- procesor Apple S4
- Żyroskop, który wykrywa upadki użytkownika
- EKG i zaawansowane tryby powiadomień zdrowotnych
Nie muszę jednak nikomu tłumaczyć, ze smartwatch, który nosimy ze sobą codziennie, nawet po roku użytkowania będzie posiadać ślady w postaci rys, odprysków metalowej koperty, a sama bateria będzie trzymać gorzej niż nowa. Bardzo ciężko jest znaleźć ładny egzemplarz, który był użytkowany przez 4 lata, w tej kwocie. To spowodowało, że do rozważań dołączyła opcja trzecia – nowy smartwatch za podobną kasę.
Amazfit GTS 4 Mini – 599zł / 500zł w promocji
Amazfit GTS 4 Mini był moim oczywistym wyborem. W cenie zbliżonej do używanego Apple oferuje podobny design z prostokątną kopertą i wykończenie w kolorze złota, co spotkało się z ciepłym przyjęciem żony. Jest to produkt zdecydowanie niżej pozycjonowany niż Apple Watch, ale oferuje coś, czego próżno szukać w używanych produktach – nieskazitelność, gwarancja i aktualizacje.
Amazfit GTS 4 Mini jest powrotem Amazfit do serii Mini, która świetnie się plasuje pomiędzy serią BIP a pełnoprawną GTS/GTR. Model oznaczony numerem 4 wprowadził 24-godzinny monitoring tętna, SpO2, więcej trybów sportowych i wiele więcej. Wydłużeniu uległ również czas pracy na baterii – do 15 dni.
Niestety jest to produkt firmy zewnętrznej, więc współpraca pomiędzy urządzeniami nie będzie aż tak intuicyjna, a i do samego oprogramowania trzeba się przyzwyczaić.
Decyzja okiem kobiety – wygrana Amazfit
W tym miejscu osobiście skupiłbym się na technicznych różnicach w jasności ekranu, pojemności baterii czy mocy obliczeniowej procesora. Okazuje się, że typowa użytkowniczka smartwatchy przeważnie zwraca uwagę na stricte użytkowe aspekty. Jak zatem wygląda przesiadka z Apple Watch na Amazfit? Całkiem nieźle.
Pierwszy kontakt z Amazfit GTS 4 Mini był zaskakująco dobry – od początku spodobał się delikatnie różowy design urządzenia i jego wymiary, które są zdecydowanie bardziej kobiece niż Apple 40 mm. Te 1,5 mm mniej na grubości i ponad o połowę mniejsza waga pozwala korzystać z zegarka 24h na dobę bez zmęczenia nadgarstka. Na używanie GTS przez całą dobę przemawia również bateria, która starcza na 10-12 dni typowej pracy. Przy 24-godzinnym zakresie pracy Apple Watch to istna przepaść. Tak długi czas pracy umożliwia wykorzystanie kolejnej zalety Amazfit w postaci monitoringu snu, który jest w ogóle możliwy przy kilkudniowych cyklach pomiędzy ładowniami. W takcie chorowania na COVID przydał się również czujnik natlenienia krwi. Choć na co dzień nie zwracaliśmy na jego wyniki uwagę, to w tych specyficznych chwilach był na wagę złota, ponieważ pozwalał monitorować stan na bieżąco w odróżnieniu od urządzeń na palec.
Różnica w jakości wykonania na początku była zauważalna, ale w momencie założenia go na rękę przy codziennym stroju, traci to na aż takim znaczeniu. Na co dzień z kolei przydaje się funkcja Always On Display oraz odrobinę większy ekran, który pozwala na wygodniejszą obsługę. Moja największą obawą była zmiana oprogramowania oraz interfejsu, ale jak się okazało, były to bezpodstawne obawy, ponieważ otrzymał on wysokie noty od użytkowniczki. Na plus należy zaliczyć również mnogość dostępnych tarcz na Amazfit GTS 4 Mini, co było główną bolączką zegarków Apple. Faktem jest, że te oferowane przez Amazfit nie są aż tak dopracowane i ciekawe, ale każdy znajdzie coś dla siebie.
Inne funkcje jak powiadomienia, sterowanie smartfonem czy tryby sportowe nie zostały specjalnie docenione i skomentowane jako „działają”. No cóż, nie każdy w końcu musi biegać maratonów, albo pisać wiadomości na smartwatchu prawda?
Znalazły się jednak i cechy, które testują cierpliwość małżonki po przesiadce. Mowa przede wszystkim o powiadomieniach po zdjęciu zegarka oraz o ekstremalnie krótkiej ładowarce dostarczonej przez Amazfit z GTS 4 Mini. Ja rozumiem oszczędności, ale jest on tak krótki, że nie ma opcji schowania ładowarki za szafką, ponieważ nie sięgnie do jej górnej części. Dodatkowo ładowarka GTS 4 Mini ma inne rozstawienie pinów ładujących niż GTR 4, którego używam, i to pomimo zewnętrzne takiego samego kształtu. Nie rozumiem, dlaczego Amazfit nie mógł stworzyć jednego modelu dla wszystkich zegarków, tak aby dwie osoby mogły korzystać z jednej ładowarki.
Wracając jednak do pierwszej bolączki, to oboje byliśmy zaskoczeni, że ZeppOS nie sprawdza, czy smartwatch jest założony na nadgarstek, czy nie. Gdyby posiadał taką informację, a przecież wystarczy sprawdzić wskazania czujników, wyłączałby powiadomienia. Jako że tak nie jest, jeżeli odłoży się smartwatch Amazfit na półkę, będzie on wibrował, a rezonans wzmocni uciążliwy dźwięk. Na produktach Apple czy Samsung nie mieliśmy tego problemu.
Werdykt – Amazfit GTS 4 Mini
Pomimo kilku wad Amazfit oraz odczuwalnie mniej premium materiałach z jakich zbudowany jest smartwach, żona zdecydowała się wybrać GTS 4 Mini. Za tą decyzją przemawiała przede wszystkim bateria wytrzymująca 10 dni, która pozwala pojechać na wakacje bez ładowarki. Nie mniejszym argumentem był fakt, że w tej cenie można nabyć nowe urządzenie bez żadnych wad wizualnych. Wszystkie Apple Watch 4, które oglądaliśmy, miały pewne drobne uszkodzenia, które były jednak zbyt duże, by je zaakceptować.
Wniosek zatem jest prosty – jeżeli traktujesz smartwatcha jako substytut zegarka, który ma ładnie wyglądać, mieć funkcje powiadomień i zliczania kroków, a przy tym nie chcesz wydawać 1500 zł na nowego Apple Watch, to wybór nowego Amazfit GTS 4 Mini jest oczywisty.
Oglądajnik #23, czyli co obejrzeć w Weekend na Netflix, HBO, Disney+, Apple TV i Canal+