Cóż to była za niedziela. Żywo śledząc wybory we Francji, sprawdziłem mapę trendów Twittera. Jednak zamiast #FrancjaWybiera, królował hashtag #Sexmasterka. Mimo to, zaaferowany jednym, drugi temat gdzieś mi umknął. Aż niedługo przed północą dostałem link do teledysku w którym Sexmasterka śpiewała utwór Poka Sowę. I rozpoczął się horror.
Przyznam, że do tamtej chwili o Sexmasterce wiedziałem niewiele więcej niż to, że jest i nagrywa seks-poradniki na YouTube. Jej jestestwo nie dlatego nie zajmowało mi głowo, gdyż jestem seksualnym purystą – bardziej z uwagi na jej styl, który kompletnie do mnie nie trafia. Jeśli już obracamy się w kręgach muzycznych, to określiłbym całą jej działalność, jako erotyczne disco polo.
Sexmasterka śpiewa Poka sowę
Sexmasterka, a właściwie Aniela Bogusz to samozwańcza specjalistka od spraw ludzkiej, a być może nie tylko ludzkiej seksualności. Po wyglądzie łechtaczki potrafi określić charakter i łóżkowe zdolności. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że w ten sposób pomoże kiedyś skreślać szóstki w dużym lotku. Na swoim YouTube’owym kanale przebiera w fikuśnych strojach, pstrokatych perukach i wszystkim innym, co można określić mianem straganowego przepychu.
Teraz Aniela poszła o krok dalej i chce żeby dziewczęta pokazywały swoje sowy. I pal licho, że chce. Sprawy mają się z gruntu gorzej, gdy zaczyna o tym śpiewać. A i samo słowo śpiewać jest nieco nad wyraz. Mamy tu raczej do czynienia z niezdarną melorecytacją. Ponadto tekst Poka sowę kupy się nie trzyma, a muzyka… Jakaś jest. Do tego jeszcze ten teledysk, którego urodę porównałbym do małomiasteczkowego jarmarku. I pewnie taka też będzie jej trasa koncertowa.
Biedne zwierze – pomyślałem, kiedy dostrzegłem, że na klipie uwieczniono żywą sowę. Ale sowa mądry ptak, zrozumie – skonkludowałem.
Początkowo miałem nie zajmować się tym tematem. Jednak trzy miliony wyświetleń teledysku w trzy dni, to coś obok czego nie można przejść obojętnie. Tym bardziej, że jest to osobowość YouTube’a, która zdaje się, iż wcześniej z muzyką miała niewiele wspólnego. To co Aniela potrafi, to robić wokół siebie medialny szum. I jak bardzo nie trafia do mnie jej twórczość, to biję jej brawo za umiejętność kreowania i zwinnego nawigowania własną popularnością. Nie podparta wielkimi koncernami, zaczynała pośrodku niczego, a dziś jest na językach wszystkich.
Wielu może się nie podobać jej styl. Jednak wychodzę z założenia, że dopóki nikomu nie robi krzywdy, działa w ramach dopuszczalnych granic, dopóty o sowach i wszelkich innych ptakach może sobie opowiadać i śpiewać ile zechce. Ze sztuką i rozrywką to jest tak, że każdy według własnych wytycznych określa, gdzie leży granica pomiędzy rzeczami dobrymi, a słabymi. Dla jednego Ogród rozkoszy ziemskich Boscha to arcydzieło, inny go nie zrozumie i określi bazgroleniem po płótnie. Jeden słysząc Poka Sowę zanuci ją pod nosem, drugi spuści głowę w zażenowaniu. Odbiór wszelkich form kulturalnych jest subiektywny. Dlatego nie mam nic przeciwko wyrażaniu swojej opinii. Jednak krytyka krytyką, a to co dzieje się pod opisywanym materiałem przechodzi ludzkie pojęcie.
Internauci to internauci. Hejt i faki
Osobiste wycieczki i niewybredne ataki personalne, wzbudziły we mnie większe zażenowanie, niż sam teledysk. Gdy piszę te słowa pod klipem zebrało się blisko 50 tysięcy komentarzy, a większość z nich to mniej lub bardziej zabawny spam z fejkowych kont oraz sieciowy holocaust pełną gębą. Przy takim nawale opinii ciężko o poważną statystykę, ale zdziwiłbym się, gdyby chociaż 1% komentarzy był krytycznie konstruktywny. Pal licho, że spora ich część jest po polskiemu, nie po polsku.
Nie jestem obrońcą uciśnionej Sexmasterki. Wierzę, że na hejterach zjadła zęby i świetnie sobie z nimi poradzi. Nie podoba mi się tylko – tak zwyczajnie po ludzku – jak traktuje się drugą osobę. K*rwa, S*ka, dz*wka i podobne epitety padają znad ekranów i klawiatur w całym kraju. Tysiące hejterów jedzie po Anieli, jak po podczłowieku.
Trochę klasy
Spora część internautów wielbi się w sianiu wszelkiego jadu dookoła. Zapominając jednocześnie, że wiadro żółci, które wylewają i w której się uporczywie pławią, spontanicznie nakręca karuzelę odtworzeń na kanale Sexmasterki. Kuriozalnie, nie tylko Aniela stoi za popularnością piosenki Poka sowę – odpowiedzialni są za to również jej maluczcy adwersarze.
Po komentarzach na YouTube widać gołym okiem, że tamtejszy system wyrażania opinii to bagno z niezgłębionymi pokładami mułu, które lepiej omijać z daleka. Szansa na sensowną dyskusję i budowanie relacji jest bliska zeru. Z punktu widzenia wieloletniego użytkownika, nie płakałbym ani przez moment, gdyby okazało się, że Google zrezygnuje z systemu komentarzy w ogóle.
Jeśli w ten sposób miłujemy bliźniego jak siebie samego, to nawet nie chcę wyobrażać sobie, co się dzieje w domach niektórych komentujących.
Autor: Dariusz Filipek