Ileż to razy używałeś klawisza backspace, bo coś, co chciałeś napisać w statusiku na fejsiku uwłaczało twojemu rozumowi i godności człowieka? Ile razy wstydziłeś się opublikować, to co napisałeś, jednocześnie mając z tyłu głowy myśl, że gdybyś wdusił enter i wrzucił ten post/tweeta jednak trochę by ci ulżyło? No ile? Wierzę, że – drogi Czytaczu – nie należysz do social mediowych grafomanów, piszących, co im palce na klawiaturę przyniosą i wrzucających swoje wynurzenia, a dopiero potem myślących. Tym samym wierzę, że takich sytuacji było co najmniej kilka. Ile razy do tego wszystkiego żałowałeś, że na pewnym znanym portalu społecznościowym nie ma przycisku w stylu „dislike”? Ile?
Spokojnie, mam dla ciebie rozwiązanie. Produkt, którego grupą docelową są w mniejszym lub większym stopniu wszyscy niewykluczeni cyfrowo. Coś, co spełni twoje ukryte pragnienia o narzekaniu na cokolwiek zechcesz (na FB tylko byś obniżył swoje notowania u znajomych). Oto aplikacja do hejtowania! Gdzie mogła powstać? No jasne, że w Polsce!
Pomysł na Haterick jest banalnie prosty, tak samo jak mechanizm aplikacji. Odzierając ją z całej idei – składa się z anonimowego timeline’a, na którym każdy może postować bez rejestracji; wystarczy zaakceptować regulamin. Narzekać możesz na co chcesz, od pogody, poprzez pracę i korki na ulicy, aż po politykę. Inni użytkownicy aplikacji mogą solidaryzować się z tobą i dołączać do twojego hejtu komentując go lub… klikając przycisk „hate it”. Przyjemne?
Wszystkie chwyty dozwolone, wulgaryzmy także – rób co chcesz, dopóki nie wjeżdżasz nikomu personalnie, choć oczywiście z osobami publicznymi można trochę więcej, jak mówi regulamin. Pamiętacie sprawę Huberta H., ściganego za obrazę prezydenta? Z Haterick jego życie byłoby dużo lżejsze.
Pomysł na taką aplikację pozornie wydaje się durny, jak umieszczanie między akapitami tekstów papieża z YouTube, ale jak się nad tym zastanowić… Tak, jak pisałem na wstępie: to naprawdę może czasem pomóc, takie publiczne wylanie żółci. Na FB wyszedłbyś na buraka, w najgorszym wypadku nudziarza. Tutaj najwyżej zyskasz aprobatę. Twórcy dorobili do swojego dzieła ideologię, w którą osobiście nie do końca wierzę:
Każdy, kto dziś coś krytykuje, szybko zyskuje łatkę hejtera. My z kolei wierzymy, że większość osób, które mówią o tym, co im się nie podoba, robi to, bo zależy im na otaczającym ich świecie. Że chcą sprawić, by był lepszy. Haterick jest dla nich szansą zebrania podobnych im ludzi i zmienienia tego, co ich denerwuje — może to być brak placów zabaw dla ich dzieci, a może korek na Zakopiance.
Piotr Chwalęba, Rino Apps, źródło: brief.pl
Dobra, dobra, Piotrek – nikt nie uwierzy, że doszliście do tego w ten sposób. Ale ja i tak daję ogromnego lajka za ten pomysł. Z tym, że jeśli appka zyska popularność, może zacząć żyć własnym życiem. Już trochę tak się dzieje. Twórcy przyznają, że korzystając z anonimowości, młodzi (jak sądzę) użytkownicy dzielą się dość intymnymi problemami. Sam od razu po uruchomieniu trafiłem na post dziewczyny, która narzeka, że rozstała się z chłopakiem, a ten nadal ją pociąga. Pod jej „hejtem” widniał komentarz życzliwej, solidaryzującej się osoby. Fajnie? Fajnie. Zwłaszcza, że takie negatywne uczucie też jest powodem no narzekania; czasem ktoś chce to z siebie wyrzucić – nie zawsze jest gdzie. Z całego serca polecam więc przynajmniej przetestować aplikację Haterick – ściągniesz ją za friko z Google Play.
Tak, jest dostępna tylko na Androida. Posiadacze iPhone’ów nie narzekają.
Autor: Wojtek Żubr Boliński