Mimo, że na blogu o domenach ostatnio niewiele to wcale nie znaczy, że rewolucja w świecie internetowych nazw ustała. Wbrew przeciwnie, co chwila pojawiają się nowe końcówki, które stają się z reguły publicznie dostępne do rejestracji. Do najpopularniejszych należy zaliczyć rozszerzenia takie jak chociażby .GURU. Niemniej wygląda na to, że nadal są one niszą i pewnie jeszcze przez chwilę tak zostanie, o ile docelowo także nie będą traktowane jako coś ekstrawaganckiego w stosunku do domen globalnych, do których użytkownicy przywykli.

Dzisiaj chciałbym przybliżyć Wam sylwetkę dość oryginalnej domeny, która zawdzięcza swoją oryginalność nie samej nazwie – tylko polityce jej zarządzania. Domena to końcówka .WED (ang. pobierać się) i z założenia jej klientelą mają być osoby, które planują swój ślub, zaś z przygotowań chcą stworzyć blog dla szerszej publiki. Odnosząc się do pomysłu, to osobiście nie wydałbym 180 000 dolarów na rozszerzenie z takim planem biznesowym, ale być może to ja nie widzę popularności takich typów serwisów.

W sumie pomysł dość oryginalny, ale prawdziwe smaczki niesie ze sobą polityka zarządzania domeną. Otóż właściciel rejestru spółka Atgron INC, podeszła do kwestii przedłużeń w sposób bardzo niekonwencjonalny. Otóż każdy użytkownik będzie miał możliwość wydłużenia okresu posiadania domeny .WED przez pierwsze 2 lata koszt takiej operacji będzie wynosił 150$, natomiast każdy kolejny wyniesie… bagatela $30k! Skąd taki pomysł?

Otóż w gruncie rzeczy idea jest całkiem sensowna. Operator rejestru przez to reguluje długość posiadania przez jedną osobe wybranej końcówki, właściwie do 2 lat, bo nie sądzę by ktoś się odważył na dłużej (?) ;-) Pozwoli to na uwolnienie takiej domeny i oddanie jej do dyspozycji kolejnemu właścicielowi, co w sumie spowoduje że domeny będą cały czas w obrocie. Korzyść zarówno dla właściciela rejestru, który będzie mógł oferować interesujące końcówki systematycznie co 2 lata, a dla tymczasowego właściciela, że będzie miał w czym wybierać. W tym wszystkim pojawia się kwestia automatów rejestrujących wygasające końcówki, ale na zdrowy rozsądek czy tacy się naprawdę znajdą, ryzykując wydanie 150$ i brak możliwości zwrotu zainwestowanych pieniędzy, kiedy przydatność domeny to właściwie max 2 lata?

Według moich informacji to pierwszy rejestr, który stawia na tymczasowe wykorzystanie domen. W idei pomysł wydaje się być bardzo ciekawy, ale sądzę że teorie szybko zweryfikuje praktyka. Niemniej jest to jakaś forma rewolucyjnego podejścia do tematu, czy to wytyczy nową ścieżkę zarządzania rejestrami? Wydaje mi się, że zdecydowanie tak – grunt jednak by za tym wszystkim stał dobry pomysł.