Jako miłośnik jRPGów musiałem zainstalować „Chained Echoes”.
Była to jedna z tych gier, które przykuły moją uwagę nostalgiczną oprawą graficzną. Od początku wiedziałem, że jest to pixel art, ale tym razem mi nie przeszkadzał. W „Chained Echoes” otoczenie jest ładnie narysowane, a postacie wyglądają dobrze. Co prawda animacje w trakcie walki są mocno uproszczone, jednak nie przeszkadzało mi to w odbiorze gry. W warstwie wizualnej ta produkcja wyraźnie nawiązuje do starych jRPGów. Nie wiem dlaczego, ale moim pierwszym skojarzeniem było „Chrono Trigger”. Chyba głównie z tego powodu, ze względu na powrót przyjemnych wspomnień, zainstalowałem „Chained Echoes”. Myślę, że dałem się złapać na przynętę z nostalgii. Jestem pewien, że nie żałuję.
”Chained Echoes” ma tylko graficznie jest inspirowane starymi jRPGami. Jeśli chodzi o game design, o mięso, z którego składa się gra, to twórcy dobrze rozumieją współczesną publiczność.
To nie jest gra, w której trzeba przechodzić w nieskończoność jakiś loch, żeby wygrindować ekwipunek. Produkcja stawia na zacznie przyjemniejszy sposób zdobywania coraz lepszych gratów. Przede wszystkim w ten sposób nagradza za eksplorację mapy. Jeśli ktoś nie chce wydawać setek monet na nowe zbroje i bronie, to wystarczy, że zacznie spacerować po konkretnej lokacji. W ten sposób zauważy różnego rodzaju jaskinie ukryte za skałami oraz skrzynki porzucone w mniej lub bardziej dostępnych miejscach. To właśnie tam kryją się pancerze, miecze, włócznie, łuki, czyli wszystko to, co sprawia, że prowadzone postacie staną się silniejsze. Dla mnie to była świetna alternatywa dla kupowania wszystkiego w sklepie.
Na dodatek, w trakcie eksploracji, trzeba walczyć. W ten sposób zdobywa się punkty umiejętności, które pozwalają na rozwijanie bohaterów w „Chained Echoes”. Sama walka również sprawia, że nabierają oni doświadczenia, tutaj nie ma głównego poziomu postaci, więc nie ma czego grindować.
Można się uprzeć i spróbować maksymalnie rozwinąć konkretne umiejętności, poprzez spacerowanie po jednej mapie i ciągłe powtarzanie tych samych starć. Tylko że w przypadku „Chained Echoes” nie ma to za wiele sensu. Progresja w tej grze tak poprowadzona, że aż żal zapętlać się w tych samych starciach. Wraz z kolejnymi rozdziałami odblokowywane są nowe postacie oraz sposoby na eksplorację map. „Chained Echoes” wręcz zachęca do ponownego odwiedzenia już raz odkrytych przestrzeni. Dzięki nowym możliwościom można stoczyć i wygrać starcia, które wydawały się niemożliwe do ukończenia oraz otworzyć wcześniej niedostępne skrzynki. Motywacją są nagrody, często bardzo przydatne, ponieważ składają się z przedmiotów, które można wykorzystać.
Twórcy tej produkcji szczodrze nagradzają graczy, dzięki czemu odbiorca niechętnie opuszcza ten wirtualny świat. Na dodatek sama fabuła jest przyjemnie poprowadzona, a sami autorzy często sięgają po już zużyte tropy i modyfikują je pod siebie. Czasem nawet je wyśmiewają.
Dobry jRPG potrzebuje nie tylko wciągającej historii, ale także przyzwoitego systemu walki. Z moich osobistych doświadczeń wynika, że najlepiej, jeśli jest on turowy.
Właśnie po takie rozwiązanie sięgnęli twórcy „Chained Echoes”, ale potraktowali je po swojemu. Dokręcili kilka śrubek, dzięki czemu walka potrafi być angażująca przez długi czas i jest w stanie wymusić na graczu odrobinę strategicznego myślenia. Fundament stanowią 4 aktywne postacie, które trzeba tak dobrać, aby się uzupełniały. Nic nowego, prawda? W przypadku „Chained Echoes” wprowadzona zostaje także ławka rezerwowych, dodatkowych 4 bohaterów, których można wymieniać w trakcie starcia. Na każdą walkę można zabrać 8 postaci, których umiejętności są w stanie zatrząść polem bitwy. Warto obserwować co się tam dzieje, ponieważ przeciwnicy mają różne podatności i odporności.
Odpowiednie wykorzystywanie słabości wrogów oraz kombinacji czarów pozwala na zadawanie dużych obrażeń i szybkie zakończenie walki. Jednak nie ma się co rozpędzać! Każda postać ma ograniczoną pulę punktów, którą można przeznaczyć na umiejętności. Aby ją zregenerować, trzeba korzystać z podstawowego, mniej skutecznego, ataku.
Jednak najciekawszą warstwą, jest pasek synergii, który trzeba utrzymywać w zielonym polu. Tylko wtedy prowadzone przez gracza postacie zadają najwięcej obrażeń i najmniej ich otrzymują. Gdy wskaźnik wpadnie na czerwoną część, to ataki przeciwników potrafią zaboleń, a umiejętności bohaterów nie są już takie skuteczne. Jak zarządzać tym elementem? Trzeba obserwować walkę i reagować na to, gdzie znajduje się wskaźnik. Aby przesunąć go w lewo, można użyć konkretnego typu umiejętności, te cały czas się zmieniają, wprowadzić do walki rezerwowego bohatera lub wybrać atak specjalny. Ten ostatni trzeba naładować, dlatego też warto się zastanowić, kiedy i czego się używa. Ta warstwa sprawiła, że ciągle kombinowałem jak najlepiej wykorzystać aktualną sytuację na polu walki.
Uważam, że „Chained Echoes” pokazało, że można w ciekawy sposób wykorzystać znaną formułę jRPGa. Twórcy tej gry zmotywowali mnie do tego, abym myślał nad tym, co robię w trakcie starcia oraz koncentrował się na różnych bohaterach. Nie tylko na tych, którzy z jakiegoś powodu przypadł mi do serca.
Gra jest dostępna w ramach subskrypcji Game Pass zarówno na PC, jak i na konsole.
Karciana scenografia, czyli gramy w karty na Nintendo Switch