„League of Legends” skończy w 2023 roku dokładnie 14 lat, ale firma Riot robi dużo, abyśmy wciąż pamiętali o tym świecie.
Już nawet nie mam na myśli wydania „League of Legenda: Wild Rift”, czyli mobilnej wersji popularnego LoLa. Muszę przyznać, że jest całkiem niezła, trochę czasu w niej spędziłem. Na Netfiksie był serial „Arcane”, w którym pojawiło się wielu znanych z gry bohaterów. Historia również była osadzona w tym wirtualnym świecie. Jednak to nie wszystko! Firma Riot Games nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa! Wprost przeciwnie! Dużo wskazuje na to, że pociąg z produkcjami pełnymi garściami czerpiącymi ze świata „League of Legends” dopiero się rozpędza. Myślę, że początek 2023 roku, to dobry moment, żeby zerknąć, co tam siedzi w wagonach, zanim wjadą na stację.
Riot Forge ma już za sobą dwie wydane produkcje, dlatego warto im się przyjrzeć
Jak sobie poradziły na rynku? Czy ludzie w nie grali? Bo to nie są tytuły, które wyszły spod ręki Riot Games. Zamiast zlecać pracę wewnętrznym zespołom, firma postawiła na poszukiwanie zewnętrznych wykonawców. Riot Forge działa niczym pośrednik, pomiędzy niezależnymi twórcami a światem „League of Legenda”. To absolutnie nie jest żadna nowość na rynku, że ktoś dysponuje pełnymi prawami do uniwersum. Wszystko jeszcze zależy od tego, jak nimi zarządza. Dla mnie ciekawym przykładem zawsze będzie mój ukochany Warhammer, pieszczotliwie zwany Młotkiem. Przeglądając gry z tą banderą, można znaleźć zarówno świetne produkcje, jak i mobilne dziadostwo, stworzone wyłącznie po to, żeby wyrwać trochę kasy od fanów. W tym drugim przypadku uważam, że już lepiej wydawać te pieniądze na figurki. Kwoty dalej mogą robić wrażanie, ale przynajmniej człowiekowi coś zostaje na półce.
Nie jest tak, że każda gra z Młotkiem w tytule gwarantuje przyjemne wrażenia. Czasem mam odczucie, że Games Workshop nie interesuje się tym, w jaki sposób zostanie wykorzystane ich uniwersum, ważny jest tylko to, czy opłaty licencyjne się zgadzają. Jak jest w przypadku „League of Legends”. Cóż, na chwilę obecną, trochę inaczej.
LEAK:
Riot Games' Forge action game for PC & Console–"Mageseeker: League of Legends Story."
Follows the story of Sylas' prisoner uprising; their punishment– being born mages. A rebellion amassed to topple Demacia's monarchy and demolish the nation's hierarchy of oppression. pic.twitter.com/D1fM8HVvPS
— PlayerIGN (@PlayerIGN) January 13, 2023
Powiedziałbym, że jest nieźle. Riot Forge wydało już dwie gry, kolejne dwie są zapowiedziane, a jeszcze jedna, stosunkowo niedawno, wyciekła. Tylko sam tytuł, który pojawił się w sieci za sprawą ratingu wystawionego w Południowej Korei. Będzie to „Mageseeker: A Leauge of Legends Story”. W tej produkcji gracz wciela się w Sylasa i walczy z monarchią w Demancji. Jest trochę screenów, ale żadnego porządnego trailera jeszcze nie ma. Natomiast już dzisiaj można zagrać w „Hextech Mayhem” oraz „Ruined King”. Obie produkcje zostały wydane przez Riot Forge, ale zrobione przez różnych developerów. Zresztą to są dwa odmienne gatunki. „Hextech Mayhem”, to sympatyczna platformówka, a „Ruined King” to RPG, w którym prowadzi się drużynę. Grałem tylko w ten drugi tytuł, ponieważ wyszedł spod ręki twórców „Battle Chasers: Nightwar” i czasem miałem wrażenie, że po prostu zmieniła się scenografią, a mechaniki zostały te same. Nie uznałem tego za specjalny minus, bawiłem się dobrze.
Chyba nie tylko ja, bo oba tytuły są pozytywnie oceniane na Steamie. Jasne, nie są to duże gry, raczej wychwalają się w kierunku produkcji niezależnych. Tylko czy to faktycznie źle? Może to jest dobry model biznesowy, takie udostępnianie innym twórcom praw do konkretnego uniwersum? Takie szczęścia nie ma DOTA. Karcianka zdechła, serial był taki sobie, autochess też niespecjalnie sobie poradził.
Właśnie dlatego z ciekawością zerkam na to, co planuje wydać Riot Forge. Jednocześnie wcale nie oznacza to, że główna część firmy wyłącznie odcina kupony. Chociaż może to tak wyglądać
Riot Games ma własny dział R&D, w którym pewnie mielą się różne rzeczy. Jedne wychodzą na światło dzienne, a inne trafiają na kompostownik. W ostatnich latach zapowiedziano „Project L” oraz pojawiły się informacje na temat MMORPG w świecie „League of Legends”. Nie będę ukrywał, że jakoś specjalnie się zainteresowałem bijatyką, bo tym ma być pierwszy tytuł. Rozumiem, że jest to ciekawe rozszerzenie oferty dla esportu, w końcu wciąż odbywają się turnieje w „Tekkena” oraz „Mortal Kombat”. W końcu „League of Legenda” wciąż wzbudza emocje wśród fanów cyfrowych starć. Sam do nich należę i często oglądam potyczki w ramach LEC. Kiedyś lubiłem tę grę, dlatego dalej lubię sobie popatrzeć, jak grają profesjonaliści. Jeśli chodzi o „Project L”, to w sumie zastanawiam się, czy nie podzieli losu „Valoranta”.
To też jest tytuł, który jest ukłonem w kierunku miłośników esportu. Taki „Counter Strike” doprawiony „Overwatchem”. Aż tak mocno nie śledzę wiadomości na temat popularności „Valoranta”, ale nie sądzę, aby był w stanie zagrozić produkcji wydanej przez Valve. Profesjonalne bieganie z karabinem to w dalszym ciągu „Counter Strike”. Takie przynajmniej mam wrażenie.
A co z MMO? Bardzo, bardzo trudna sprawa. Jak oderwać osobę, która spędziła ponad 1000 godzin w „World of Warcaft”? Ja wiem, że ten tytuł nie ma ostatnio najlepszej prasy, dodatki wychodzą raczej średnie. Po prostu wciąż są tam ludzie, którzy są do tej gry wręcz przykuci i wątpię, aby chcieli ją porzucić. Niestety, każde MMORPG potrzebuje taki zaangażowanych odbiorców i dla produkcji z Riot Games jedna nadzieja w tym, że uda im się ich znaleźć. Tak jest w przypadku „New World” od Amazon Games. To jest średnia produkcja, przeszła długą drogę, ale ma swoich fanów. Asem w rękawie Riot Games jest rozpoznawalne uniwersum. Jest to element, który na początku może przyciągnąć mnóstwo odbiorców, ale i tak o stanie każdego MMORPG można mówić dopiero po przyjemniej po dwóch latach od premiery.
Ważne są aktualizacje, wspieracie twórców. A także to, jak rozwija się sama społeczności. MMORPG to śliski temat. Na rynku mamy setki gier, które walczą o naszą uwagę, a takie produkcje wymagają od odbiorcy poświęcenia mnóstwa czasu. Z tym już różnie bywa, bo przecież za każdym rogiem, gotowy do skoku, czai się kolejny, cudowny, pachnący nowością, tytuł.
League of Legends: Wild Rift – kompendium wiedzy o sympatycznym MOBA