Rafał to był taki gość, co znęcał się psychicznie nad ubogimi ludźmi z Radomia, udokumentował to, opisał i nazwał „eksperymentem społecznym”. Na spotkaniu, gdzie dane było mi go poznać, tłumaczył, że publicystyka musi opierać się na twardych danych. Liczby, wykresy, statystyki, badania – takie tam. Kiedy powiedziałem o tym koledze, dodałem, że „takie brednie sprzedaje ludziom zawodowy dziennikarz” (wtedy jeszcze uważałem, go za dziennikarza, ale po radomskim eksperymencie przemianował się chyba na performera). Kolega odpowiedział, że w dzisiejszych czasach właściwie nie ma już czegoś takiego jak zawodowy dziennikarz.
Prawda.
Niewiele rzeczy zostało tak mocno skurwionych w tak krótkim tempie, jak w ostatnich latach zawód dziennikarza. Jeśli ktoś odważy się publicznie stwierdzić, że takiego zawodu nie ma, pewnie nie będzie daleko od prawdy. Nie wiem, czy istnieje dziś osoba utrzymująca się w stu procentach z uprawiania dziennikarstwa, nie łamiąc przy tym zasad etycznych tego pięknego w założeniu zawodu. Łatwiej chyba zaufać tym, którzy robią to hobbystycznie, z pasji. Nie chcę mówić, że każdy zawodowy dziennikarz to zły dziennikarz. Jedynie zdecydowana większość. Gdyby ktoś chciał z tym dyskutować, proszę bardzo, można mnie nazywać osobą, której nie udało się być dziennikarzem. Niczego to nie zmieni.
Nie trzeba być geniuszem, ani mediowym ekspertem, żeby wiedzieć, gdzie znajduje się prawdziwe El Dorado beznadziejnego dziennikarstwa – to internet, medium, w którym się właśnie teraz spotykamy, Czytelniku. Muzyka, film, sztuka – sieć zmieniła to wszystko diametralnie. Ale tylko dziennikarstwo zmieniło się w sposób jednoznacznie zły. Opisywanie świata zmieniło się z czegoś na pograniczu sztuki i rzemiosła w dyscyplinę sportu, w której liczy się jedynie tempo. Kto pierwszy, ten zbiera więcej kliknięć, a kto zbiera więcej kliknięć, zbiera więcej pieniędzy od reklamodawców. Proste. A jak się człowiek śpieszy, to się diabeł cieszy, tak mówiła babcia. Stąd mnóstwo błędów w sztuce dziennikarskiej, na które jesteśmy codziennie narażeni. Niestety, często są to błędy polegająca na naginaniu lub łamaniu elementarnych zasad etyki dziennikarskiej. W dobrej woli zakładam, że biorą się częściej właśnie z pośpiechu, a nie złej woli.
Dziennikarski pośpiech w rozpowszechnianiu informacji to jedno. Jeszcze gorszy jest pośpiech w wydawaniu opinii. Jego efekty trudno już usprawiedliwiać pomyłką. Pozwólcie, że bez zbędnych złośliwości posłużę się przykładem dużych, uznanych serwisów blogowych, działających w mniej więcej tej samej tematyce, co DailyWeb, żeby nie szukać daleko.
(Pal sześć, że jeden z nich, gdy zajrzałem tam, pisząc te słowa, powitał mnie tytułem artykułu: „Cóż czynisz, Citroenie?” Drogi Autorze, przeczytaj to na głos. Od ludzi piszących długie teksty za pieniądze, oczekuję, że zrobią to nie tylko poprawnie, ale i ładnie.)
O tym, że gorsze od piosenki SexMasterki są tylko komentarze pod piosenką SexMasterki mogliście już na DW czytać. Ale to tylko komentarze. Jeszcze gorsze są napisane na kolanie pseudoartykuły na łamach tychże poważnych, dużych, wiodących serwisów technologicznych. Niczym się od tych komentarzy na YT nie różnią, są jedynie bardziej obszerne i może mniej wulgarne. Streszczając je, można by napisać: SEX MASTERKA ALE ŻAL BORZE!!!110neguwno
Teoretycznie chodzi w nich o okazanie swojej pogardy, ale tak naprawdę celem jest jak najszybsze podpięcie się pod „gorący” temat. Skonsumowanie nośnego newsa i publiczne wydalenie go, póki jest popyt. SexMasterka? Świetnie, temat na czasie, napiszcie coś, niech klikajo.
To samo było z Danielem Magicalem. Łatwo trafić na teksty oburzonych i zszokowanych (serio?) blogerów/dziennikarzy/mediaworkerów wypisujących wyraziste opinie na temat tego chłopaka i jego rodziny. Potępianie patologii. Szok i niedowierzanie. Jeśli kogoś podobne zachowania jeszcze szokują, to gratuluję zmysłu obserwacji, naprawdę. Szkoda, że poza możliwościami tych najbardziej oburzonych było zagłębienie się w temat trochę bardziej. Tak, żeby dostrzec coś więcej, niż streaming życia alkoholickiej rodziny. Rozumiem, nie było czasu, żeby zauważyć choćby fakt, że poprzez taki streaming udaje się zgarnąć trochę pieniędzy, bez których młodszy brat Daniela nawet nie powąchałby Playstation 4. O akcjach charytatywnych też się jakoś nikt nie rozpisywał. No ale to się już tak nie klika.
https://www.youtube.com/watch?v=dtqF6iDrOlY
Na koniec, chciałbym przyznać się do błędu, bo sam nie jestem jakiś znowu święty (mimo, że dziennikarzem przecież nie jestem). Napisałem kiedyś na łamach DailyWeb bardzo nieprzyjemny tekst o Barłomieju Juszczyku, podpinając się pod głośny temat awarii hostingu w grupie AdWeb. Dziś rozumiem, że dziwne zachowania świętej pamięci już Bartka mogły być spowodowane chorobą, której działania nawet nie rozumiałem. Jeśli ktoś poczuł się tamtym tekstem dotknięty, z tego miejsca przepraszam. Zwłaszcza, jeśli czytał to ktoś z Jego bliskich.
Autor: Wojtek Żubr Boliński