Tak przynajmniej twierdzą naukowcy. Wszyscy wiemy, że Elon Musk planuje wysłać na Marsa mniej więcej 100 osób. Nie jest znana dokładna liczba, ale jego nowy statek ma pomieścić właśnie taką liczbę pasażerów. Wszystko to ma się odbyć do 2024 roku, zatem – patrząc na historię – lada moment.

Celem takiej misji jest zasiedlenie innych planet, tak abyśmy mieli jakąś alternatywę dla naszego ziemskiego bytu. Musk argumentuje to tym, że w każdej chwili może pojawić się jakaś asteroida, która doprowadzić może do unicestwienia ludzkości. Patrząc niekiedy na to, co się dzieje na świecie, czasami z przymrużeniem oka zastanawiam się, czy tak nie byłoby lepiej, ale to moje prywatne odczucia.

Starship Muska ma wynieść ludzi najpierw na ziemską orbitę, pisałem o tym parę dni temu. Następnym „przystankiem” będzie Księżyc, a docelowo właśnie Mars i kolejne planety. W ten sposób ludzkość ma być mniej uzależniona od ziemskiego bytu. W skrócie – Elon Musk chce nam przygotować „zapasowe” planety.

Do spełniania marzeń Elona Muska potrzeba jednak ciągłego rozwoju. Statki muszą osiągać naprawdę duże szybkości, aby te transporty były efektywne i miały w ogóle rację bytu. Nie chodzi tylko o technologie statków, ale także przygotowanie ludzi, zarówno pod kątem psychicznym, jak i fizycznym. Ciągle będą oni narażeni na promieniowanie kosmiczne, które po dłuższym czasie jest po prostu śmiertelne.

SpaceX pokazuje wideo ze środka Starship! To w nim ludzie polecą na Marsa – olbrzymia przestrzeń

Ciekawy artykuł opublikowała właśnie astrobiolog Samantha Rolfe, z Uniwersytetu Hertfordshire. Wyjaśnia ona, w jaki sposób jej zdaniem próba Elona Muska umieszczenia ludzi na Marsie, może mieć katastrofalne skutki. Zwraca uwagę, że ludzie przede wszystkim mogą „zanieść” na czerwoną planetę naszą mikrobiologię. Może to doprowadzić do zabicia tamtejszych żywych organizmów, a przypomnijmy, że NASA jest bliska ogłoszenia, że na Marsie znaleziono życie. My sobie tam lecimy i zabijamy wszystko albo odwrotnie – tamtejsza biologia może doprowadzić do śmierci ludzi. Rolfe tak to opisuje:

„Głęboka przestrzeń kosmiczna nie jest pozbawiona niebezpieczeństw, ale przynajmniej działa na niskiej orbicie Ziemi, na Księżycu i Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, ziemskie pole magnetyczne zapewnia ochronę przed szkodliwym promieniowaniem kosmicznym.

Mars natomiast nie ma własnego pola magnetycznego, a jego atmosfera zapewnia niewielką ochronę przed promieniowaniem. Astronauci byliby narażeni na promieniowanie przez co najmniej sześciomiesięczną podróż między planetami.

Choć prowadzone są prace, technologia ochrony przed promieniowaniem jest daleko w tyle za innymi aspektami misji. Nie jestem pewna czy sprawiedliwe lub etyczne jest oczekiwanie, że astronauci będą narażeni na niebezpieczny poziom promieniowania, który może spowodować poważne problemy zdrowotne – lub, co gorsza, bliską śmierć”.

Z jednej strony nie ulega wątpliwości, że Elon Musk jest wizjonerem i już zapisał się w historii, a teraz próbuje uratować lub chociaż zabezpieczyć ludzkość. Z drugiej jednak strony Musk może świadomie bądź też mniej świadomie wypychać ludzi na czerwoną planetę bez względu na koszty, jakimi może być ich życie lub zdrowie. Oczywiście Muskowi zależy, żeby SpaceX był „tą pierwszą” firmą, wątpliwości etyczne jednak są i będą zapewne narastać. Inną kwestią jest to, że historia pokazuje, ile technologia i jej rozwój musiała pochłonąć ofiar, abyśmy byli w tym miejscu, w którym jesteśmy teraz.

Nie jest rzecz jasna wykluczone, że Musk ma jakiegoś asa w rękawie, technologię, która będzie chronić astronautów przed promieniem, ale znając jego, już byśmy o tym wiedzieli.

Osobiście jednak trzymam kciuki za powodzenie misji, bo przyjemnością jest żyć w czasach, kiedy ktoś taki, jak Elon Musk rozwija technologie i podbija galaktykę.

źródło: theconversation.com