W sieci ostatnio wrze. Seria zmian i aktualizacji algorytmu Google spowodowała, że mamy prawdziwy wysyp wszystkich tych, którzy głośno krzyczą o tym, że ich biznesy stoją przed widmem bankructwa. Wszystko za sprawą tego, że Google stosuje coraz bardziej agresywną politykę prezentowania wyników wyszukiwania, w których coraz bardziej marginalną role pełnią niewielcy wydawcy, małe, niezależne serwisy.
Zbierałem się z tym materiałem długo, a katalizatorem miały być fora, grupy czy chociażby to, co dzieję się na grupie SEO w serwisie Reddit. A jest prawdziwy wysyp złości, lamentów, na to, co dzieje się z popularnymi wynikami wyszukiwania Google. Żeby nadać jednak kontekst całości, zacznę jednak od tego, jak bardzo ważnym medium jest Google dla niewielkich serwisów i wydawców.
Google zbiera właściwie cały ruch, który związany jest z wyszukiwaniem informacji w sieci (ponad 90%). Jest właściwie jedynym rozsądnym graczem, który dystrybuuje ruch pomiędzy swoje serwisy, a pozostałe strony internetowe. Mamy w całej palecie usług wyniki wyszukiwania, Google Discover czy Google News. Wszystkie te obszary są o tyle ważne dla wydawców, że pojawienie się wysoko w tych miejscach kieruje na ich strony ruch. Oczywiście być pierwszym to nielada sztuka, bo trzeba powalczyć z algorytmem i właśnie tutaj pojawia się szeroko rozumiana branża SEO, która za cel nadrzędny ma sprawić, by wybrany serwis znajdował się wysoko na wybraną frazę, niezależnie już (upraszczając) od usługi, o której wspominałem. Google oczywiście staje okoniem i walczy o to, by algorytm był jak najmniej podatny na manipulacje, wypuszczają regularne aktualizacje, które koncentrują się na różnych obszarach (spam update, core update itp).
Oprócz tego, oczywiście zmiany dosięgają tego jak wyglądają same wyniki wyszukiwania. I tutaj zaczyna się największy fun, co ilustruje poniższy obrazek, który wygrzebałem z sieci.
To oczywiście prezentacja wyników sprzed lat, bo aktualnie wyglądają one jeszcze inaczej. W dużym skrócie, to wyniki organiczne (czyli takie, które serwują linki do wspomnianych zewnętrznych stron) niegdyś znajdowały się bardzo wysoko, tuż pod sekcją reklam. W efekcie, spory ruch właśnie kierowany był do zewnętrznych serwisów, które ruch monetyzowały i zamieniały na zarobek, na swoje koszty itp. Przez ostatnie lata ewolucja SERPów (Search Engine Results Page) zmieniła się do nie do poznania. Byście mieli świadomość skali, to wyglądają one mniej więcej tak:
Wyniki organiczne giną na tle całej reszty, pośród własnych widgetów Google, pośród linków do YouTube, między rozszerzonymi wynikami, czy nawet ostatnio gdzieś pod Redditem (który dostaje 60 mln USD i wysokie wyniki w rankingu wyszukiwarki, za możliwość trenowania AI Google na ich contencie). Co to w efekcie znaczy, jeśli jesteś małym medium, niezależnym wydawcą? Znaczy tyle, że twój czas się kończy w obecnym, a na pewno nadchodzącym czasie w wyszukiwarce Google.
Czas na zmiany i nie tyle ucieczkę od Google, co budowanie swojej własnej społeczności, produktu, czegokolwiek, co pozwoli bycie niezależnym bytem od pazernego Google.
Celowo całość staram się pisać, bez wielkich gorzkich żali, ale ten problem także w ogromnej mierze dotyka nas, dailyweb i wszystkie serwisy, które prowadzimy. Nie mamy wielkich budżetów, kapitałów do przepalenia na promocje, nie stoi za nami żadna grupa medialna. Tacy jak my będą grać coraz bardziej marginalną rolę w wynikach wyszukiwania. Google oślepione zyskiem i konwersją wyników na pieniądze nie bierze jeńców. To właśnie o to toczą się teraz niezliczone ilości dyskusji, jaka jest przyszłość, małym przedsiębiorcom zanika ruch, ich biznesy padają, na rzecz promocji dużych graczy lub usług własnych Google.
Oczywiście to tylko i wyłącznie nasza wina. Google to monopolista, ma prawo rozgrywać i monetyzować swój ruch w jakikolwiek sposób chce. Uzależniło nas od siebie, a teraz zabiera kawałek po kawału.
Świetnie to wszystko zebrał jeden z przedstawicieli serwisu o retro-gamingu, którego do wczoraj kompletnie nie znałem. Obejrzałem jego materiał, który idealnie podsumowuję to, co dzieje się od miesięcy w wynikach wyszukiwania. O roli wielkich mediów, o tym jak wyniki organiczne spadają, o tym jak maluje się przyszłość. Gorąco Was zachęcam do obejrzenia tego materiału, bo dotyka on wszystkich obszarów tego problemu.
Autor materiału wspomina, że na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy utracili 90% ruchu. Oczywiście wytrwane oko może powiedzieć, że pewnie dostali którymś z updatów, że muszą zmienić strategie contentową, zoptymalizować, odchudzić serwis. Prawda jest taka, że nie ma to żadnego znaczenia (wystarczy spojrzeć na optymalizacje wielkich gigantów medialnych, to są prawdziwe kobyły, które optymalizacyjnie nie są nawet blisko wymagań Google). To mit i opium dla mas, małych żuczków, którzy stają na głowie, wypełnić wszystkich te wyśrubowane techniczne wymagania. Oczywiście to tylko część wymagań, bo są jeszcze takie jak chociażby EEAT, ale to zostawmy na inny materiał.
Dostaliśmy „Shadow Bana” od Google i od niemal 2 lat szukamy powodu – Prolog #1
Serwis detailed przygotował też doskonałą analizę pokazującą, kto tak naprawdę dostaje największą część tortu z wynikami wyszukiwania, wśród światowych mediów/wydawców. To bardzo mocno uderza, bo gdzie konkurować z takimi?
To jak Google serwisuje wyniki wyszukiwania nigdy nie było uczciwe z punktu widzenia małego wydawcy i pewnie nigdy nie będzie. Nie ma się naturalni co obrażać, bo to tylko biznes, w którym rządzą pieniądze. Co jednak pozostaje jednak próbować znaleźć swoje miejsce, a wszystko wskazuje na to, że to w zasadzie ostatni gwizdek, by próbować budować swoją społeczność, ale nie opartą o Google. Tym bardziej, że zmiany które nadchodzą i wyniki serwowane przez AI, nie będą wymagały odsyłania do stron internetowych, bo użytkownik dostanie odpowiedź od raz w wyszukiwarce, na wzór direct answers.
Nie zrozumcie mnie źle, rozumiem mechanizmy i je akceptuje. Ubolewam tylko, że nie mamy tutaj zbyt dużych szans z molochami i agresywnymi zmianami Google. I kompletnie nie chodzi o to, by napchać własne kieszenie pieniędzmi, tylko by móc utrzymać zespół i redakcje, a bez ruchu to będzie niemożliwe.
Zabawnie w tym wszystkim brzmi stare motto Google: Don’t be evil, które w 2015 r. zostało zaskakująco zmienione: Do the right thing. I to się dzieje moi drodzy, Google robi właściwą robotę dla siebie, jeszcze bardziej niż kiedykolwiek.