Od bardzo dawna szukam w sobie spokoju. Nie! To nie brzmi zbyt dobrze. Lepiej będzie tak: od bardzo dawna szukam sposobu, bym mógł pracować w spokoju. Kupiłem maszynę do pisania na miarę naszych czasów i pojęcia Distraction Free — Astrohaus Freewrite.
W internecie codziennie powstają poradniki, jak pracować lepiej i wydajniej. Jak zapewnić sobie spokój, wypracować dobre nawyki i jak pozbyć się wszelkich przeszkadzajek, które odwracają naszą uwagę. Pewnie przeczytaliście nie jeden artykuł na ten temat, pewnie wiele z nich to te same, które ja czytałem. Od bardzo dawna korzystam z aplikacji, do pisania w spokoju — są proste, lekkie i pozwalają skupić się na zadaniu. Miłość do niecodziennych gadżetów skłoniła mnie, by pójść o krok dalej i kupić naprawdę niesamowite urządzenie, właśnie w tym celu.
Astrohaus Freewrite do pracy w skupieniu
W sieci, nawet tej naszej rodzimej jest już kilka recenzji i testów tego sprzętu. Nie zaszkodzi, jednak, żebyście poznali również moje zdanie. Bo to naprawdę cudowny i tragiczny sprzęt zarazem. Zacznijmy jednak od początku.
Astrohaus to firma założona w czerwcu 2014 roku. Jej założycielami są Adam Leeb oraz Patrick Paul. Ich pierwszym projektem była maszyna do pisania, która pozwoli maksymalnie skupić się na podstawowym zadaniu — czyli tworzeniu tekstu. To ważne, bo zasadniczo w tym celu można wykorzystać laptopa czy telefon/tablet + zewnętrzną klawiaturę. Ich produkt miał odcinać nas od wszelkich niepotrzebnych rzeczy — kolorowych tapet, powiadomień czy natarczywego wyglądu typowych programów do edycji dokumentów. W ich maszynie nie da się scrollować fejsa ani tracić czasu na oglądanie filmów z kotami. Tu da się tylko pisać — za to, tak komfortowo, że zapomnimy o całym tym zgiełku!
Takie założenia przyświecały pierwszemu produktowi firmy, który miał się nazywać Hemingwrite (to oczywiste nawiązanie, poskutkowało w przyszłości nowym modelem stworzonym z Fundacją Ernesta Hemingway’a – Signature Edition). Kampania w serwisie Kickstarter pokazała, że znajdą się kupcy, którzy chcą nowoczesnej maszyny do pisania. Dwójka założycieli chciała zebrać 200,000 USD na start, a udało się znacznie więcej, bo aż 342,000 USD. Po dwóch latach (w 2016 roku) dostarczono pierwsze maszyny do kupujących. Zaczęła się zbiorowa histeria…
Astrohaus Freewrite geneza
Autorzy w wielu wywiadach opowiadają o początkach firmy i tym skąd czerpali inspiracje. Nie jest tajemnicą, że widać tu oczywiste nawiązania do pierwszych elektrycznych maszyn do pisania oraz do kultowego urządzenia do pisania z przełomu wieków, jakim było Alfasmart DANA z systemem Palm OS (i kilku innych modeli tej firmy), które stworzyło dwóch byłych pracowników Apple.
Pierwszy model został zbudowany na wzór tradycyjnej maszyny do pisania. Ma mechaniczną klawiaturę opartą na switchach Cherry MX Brown — czyli tych, które większość użytkowników uzna za idealne do pisania. Freewrite ma 6-calowy ekran E-ink, który podzielony został w fantazyjny sposób na dwie części. Pierwsza to obszar roboczy, przeznaczony na tekst. Drugi mniejszy to obszar informacyjny — na nim sprawdzimy ilość napisanych słów, czas czytania tekstu, czas pracy, czy chociażby aktualną godzinę. Można całkiem poświęcić się jednak procesowi twórczemu i wyłączyć wyświetlacz dodatkowy (znaczy wyświetlanie informacji, bo wyświetlacz fizycznie jest jeden ;) ).
Na obudowie znalazło się miejsce dla fizycznego przełącznika 3 folderów, które segregują dokumenty. Po drugiej stronie obudowy jest niemal identyczny przełącznik, ale do włączania i wyłączania Wi-Fi. To ważna rzecz, bo Astrohaus Freewrite pozwala wysyłać dokumenty do chmury lub przesyłać je na ustalonego wcześniej maila. W ten sposób rozwiązano problem wysyłki tekstu to dalszej edycji czy publikacji. Jest tu dalej kilka opcji — pliki można edytować poprzez narzędzia udostępnione na stronie producenta lub wysyłać do folderów na Dropbox, Evernote lub Dokumentach Google.
Sprzęt z drugiej ręki, ale pierwsze wrażenia
Pierwsze i pierwszorzędne! Astrohaus Freewrite kupiłem z drugiej ręki. Pierwszy właściciel cieszył się tym sprzętem przez kilka lat i w tym czasie napisał na nim jedną ze swoich książek :).
Mój Freewrite to model drugiej generacji. Warto tu wspomnieć, że najnowszy model to ten generacji trzeciej — różni się on nowym oprogramowaniem, nowszym wyświetlaczem, lepszą baterią, nowymi przełącznikami firmy Kailh i kilkoma innymi drobnostkami. W ofercie jest też drugi model — Freewrite Traveller, który ma kompaktową składaną obudowę. W trakcie produkcji jest też model ALPHA, który będzie sprzętem bazowym, z małym wyświetlaczem LCD o niskiej cenie (stosunkowo).
Zwarta i solidna obudowa przypomina dobre czasy, gdy sprzęt elektroniczny konstruowany był tak, by sprostać wymaganiom i trudom pracy. Mimo upływu 4 czy 5 lat od produkcji Freewrite działa jak nowa. Nic tu nie trzeszczy i nie skrzypi, klawiatura działa perfekcyjnie — mimo iż służyła poprzedniemu właścicielowi jako narzędzie pracy. Jedynym mankamentem jest gumowany spód urządzenia, który zaczyna się lepić. To ten sam rodzaj tworzywa, którym VW pokrywał podłokietniki w drzwiach samochodów a Canon uchwyty aparatów. Niestety materiał ten po czasie, niemiłosiernie się starzeje.
Sama obsługa urządzenia jest bajecznie prosta. Zasadniczo po wyjęciu z opakowania należy skonfigurować jedynie swoje konto w chmurze producenta oraz podłączyć się do preferowanej sieci Wi-Fi. Jeśli ktoś sobie tego nie życzy, to pliki z Freewrite można przesyłać po podpięciu do komputera poprzez kabel USB Typu C (ten port służy też do ładowania, ale robi się to bardzo rzadko) i całkiem pominąć funkcje sieciowe.
Sam proces tworzenia tekstu jest w pewnym stopniu czymś absurdalnie przyjemnym. Absurdem jest tu to, że proces tak prosty może być tak przyjemny. Uwielbiam stare komputery, palmtopy i wszystko, co jest inne — pisałem o tym przy okazji wspomnień o Psionie czy recenzji nowego sprzętu Teenage Engineering. To uczucie jest jednak bardzo podobne do tego, za co ludzie kochali stare maszyny do pisania. W każdym razie to nadal działa. Może dzięki przełącznikom w mechanicznej klawiaturze a może przez to, że sentymentalny ze mnie boomer.
Jest kilka rzeczy, które wkurza i to jest tragedia tego sprzętu. Gdy pracujesz z wieloma plikami, to ciężko nad nimi zapanować (nowa generacja lepiej sobie z tym radzi). Brak też zwykłego menu, wszystko praktycznie opiera się tu na klawiaturowych skrótach. Dobija również brak strzałek — cokolwiek chcesz skorygować, po prostu musisz usunąć i napisać od nowa. Nie da się w praktyce nawigować po tekście kursorem (to też kolejna rzecz, którą poprawia 3 generacja urządzenia).
Te kilka mankamentów, nic jednak nie znaczy. Chociaż Astrohaaus Freewrite to naprawdę drogi sprzęt, który sporo osób uzna za fanaberię, to zdążyłem go już pokochać. Ma coś w sobie, co jest piękne. Poza tym, faktycznie rozwiązuje sprawę Distraction Free!
Dodatkowe informacji o Astrohaus, znajdziecie na stronie producenta. Niebawem, napisze o tym urządzeniu trochę więcej. W artykule nie padła cena urządzenia – ja kupiłem używaną za niecałe 1300 PLN. Nowa kosztuje ponad 3350 PLN a wersja Signature Edition ponad 5100 PLN!