W ostatnich dniach wiele technologicznych newsów zawierało w sobie słowo emulator. Przyjrzyjmy się środowisku fanów tych oprogramowań.
Gdy zacząłem szerzej pisać o moich pasjach i growych przeżyciach, zdałem sobie sprawę, jak wiele moich gamerskich przygód wynikło z tego, że mam słaby komputer, na którym nie lubią chodzić gry wydane po 2013 roku. Opisywałem już moje perypetie z cloudgamingiem, natomiast dziś, zważywszy na ostatnie wydarzenia, zapraszam na podróż po świecie emulatorów.
Emulator – jedyna szansa
Emulator, czyli program umożliwiający odpalenie na jednym urządzeniu, gry przeznaczonej na drugie. Najczęściej każda konsola ma swój osobny emulator, choć zdarzają się oprogramowania, które zapewniają większą różnorodność, takie jak np.: zamknięty przez Microsoft – RetroArch. Najczęściej emulatory instaluje się na PC oraz na telefonach, natomiast popularne swego czasu było również wgrywanie ich na konsole. PSP było nazywane królem emulacji.
Jak wspominałem, swego czasu dużo grałem na emulatorach. Przede wszystkim w pokemony, które na scenie fanów tych programów, są zdecydowanym ulubieńcem. Ich turowa rozgrywka połączona z tym, że najczęściej były wypuszczane na mobilne konsole, które nie oferowały potężnych parametrów, sprawia, że świetnie one współpracują z emulatorami.
Programy te pozwalają na ogranie wielu tytułów, bez konieczności zakupu danej konsoli. Retro urządzenia nie są wcale tanie i dochodzi jeszcze kwestia zakupu samych gier, które potrafią być kosmiczne. O ile, w ogóle będą, bo zwyczajnie duża ilość tytułów, wydanych przede wszystkim w Japonii jest szeroko niedostępna.
Nintendo Cię nie lubi
Emulatory istnieją w jakiejś dziwnej szarej strefie, w której ciężko jest mówić o ich legalności. Część oprogramowania, najczęściej te wmontowane w różnego rodzaju sprzedawane gadżety, odpalają dany tytuł, jedynie gdy odpowiedni kartridż zostanie umieszczony w gnieździe. Tego typu akcesoria to jednak jedynie ułamek rynku, istniejący dla zapaleńców.
Większość emulatorów jest kompatybilna z pirackimi wersjami danych gier i nie oszukujmy się, użytkownicy tych oprogramowań właśnie z nich korzystają. Ku ich usprawiedliwieniu, najczęściej udostępniane są tytuły, które nie są dostępne w inny sposób.
Tu dochodzimy do największego absurdu tego zjawiska. Stanowiska firm, które zamiast wyczuć w entuzjastach emulatorów rynek, który zapłaci rozsądną cenę (!) za możliwość gier retro, to walczą oni z piraceniem, nawet tytułów z lat 80. Najczęściej wskazuje się jako głównego złego w tej sprawie Nintendo, natomiast warto dodać, że czerwone N, przynajmniej udostępnia swoje klasyczne tytuły w ramach Nintendo Switch Online. Jednak takie tytuły jak pierwsze odsłony Fire Emblem, są dostępne jedynie dzięki zapaleńcom.
Rozwój
Małą inspiracją do napisania tego artykułu, była informacja o tym, że emulator Dolphin (umożliwiający uruchomienie gier z Gamecuba) pojawił się na Steamie, był to pierwszy raz gdy tego typu oprogramowanie jest udostępnione oficjalną drogą… na PC.
Bo ta scena mocno rozwija się na urządzeniach mobilnych. Playstore pełen jest emulatorów, prawdopodobnie wszystkie retrokonsole są możliwe do uruchomienia na waszych smartfonach. Wielu wskazuje na to, że było to możliwe z uwagi na charakter gier na telefon, które opierają się na mikrotransakcjach i atakiem reklamami. Co by nie mówić o starych grach, nie było w nim sklepiku.
Górna granica
Emulatory nie są rozwiązaniami idealnymi też, z czysto technicznych powodów. Program musi na bieżącą tłumaczyć kod gry, przez co tytuły, które w teorii nie są wymagające technicznie, wyciskają soki nawet z najmocniejszych PC.
Przez cały artykuł, zastanawiałem się nad emulowaniem retro konsol dlatego, że programy, które uruchamiają np.: PlayStation 5, czy Nintendo Switch, traktuje jako ciekawostki, którymi się chwalą zapaleńcy wyposażeni w komputery z NASA, a nie coś przeznaczone do szerszego użytku.
Poza tym, wydaje mi się, że to też kłóci się z ideą emulatorów. Może (a nawet na pewno) jestem w tym względzie romantykiem, ale postrzegam emulatory jako pewne wołanie o inkluzywność.
Większość starych mediów, jest zarchiwizowana tak, by mógł je obejrzeć, przeczytać każdy bez większej inwestycji. Gry jako medium sprzężone z technologią, nigdy nie miały takiej oficjalnej, legalnej szansy i co smutne: prawdopodobnie nigdy nie będą miały. Oczywiście, nie chcę kończyć artykułu o emulatorach, tyradą o dostępności mediów, ale czasem po prostu ciężko jest być graczem.