Mam sporą kolekcję słuchawek, ale wciąż lubię sięgać po nowe egzemplarze, np. Logitech Zone Wireless Plus.
Tym razem wylądował u mnie Logitech Zone Wireless Plus. Jest jeszcze wersja dedykowana Microsoft Team. Niezależnie od tego, na którą edycję człowiek się zdecyduje, to w dalszym ciągu jest to niewielkie urządzenie wręcz stworzone dla osób pracujących zdalnie. Szczególnie jeśli dużo czasu spędza się na różnego rodzaju rozmowach. Wtedy niewiele rzeczy jest gorszych od niewygodnych słuchawek. Przyznam szczerze, że przez pewien czas sam korzystałem z tanich, dokanałowych i bezprzewodowych od Xiaomi. Wysiedzieć się dało, mikrofon nawet nieźle zbierał, ale uszy cierpiały. Obecnie do mojej kolekcji trafiły słuchawki Zone Wireless Plus, które wypadają całkiem przyzwoicie.
Od razu zaznaczam, że nie są to słuchawki dla melomanów. Zone Wireless Plus wyraźnie powstały po to, aby uprzyjemnić pracę zdalną
Mają kilka cech, które mogą sprawić, że będą odpowiadały osobom spędzającym czas na telekonferencjach. W gamedevie opiekuję się kilkoma projektami i w ciągu miesiąca spędzam przynajmniej 70 godzin na spotkaniach. Tyle czasu zajmują mi te cykliczne, oczywiście wypadają także takie, które nie były wcześniej zaplanowane. Zdaję sobie sprawę z tego, że daleko mi do osób zajmujących się obsługą klientów, ale nie zmienia to faktu, że doświadczenie nauczyło mnie, żeby nie zakładać byle czego na głowę. Zone Wireless Plus byle czym absolutnie nie są, po kilku dniach testów myślę o nich w kategorii porządnego sprzętu.
Zaskoczyły mnie niewielkie rozmiary tych słuchawek. Na zdjęciu ustawiłem je obok moich Beyerdynamic, których używam do słuchania muzyki. Zone Wireless Plus są drobne i lekkie, ale to nie oznacza, że są wykonane z kiepskiej jakości materiałów. Są dobrze zrobione, nic nigdzie nie trzeszczy, może tylko ten mikrofon mógłby być solidniejszy, bo trzeba uważać, żeby go za mocno nie wygiąć. Może się złamać. Poza tym są wygodne i spokojnie można w nich spędzić kilka godzin w pracy.
O ile ze sparowaniem Zone Wireless Plus nie miałem żadnych problemów, to inaczej było z ładowaniem
W zestawie dołączony jest kabel z końcówką USB-C. Na opakowaniu i w słuchawkach jest informacja, że pasuje do nich microUSB. Tylko że takiego przewodu nie miałem w zestawie! Co mnie zaskoczyło, na szczęście mam takich kabli pełno, więc mogłem się jakoś poratować, ale samą niespodziankę trudno mi uznać za przyjemną. W otrzymanym zestawie był jedynie kabel z końcówką USB-C, z redakcją skontaktował się przedstawiciel firmy Logitech. Okazuje się, że była to po prostu pomyłka. W sklepowych zestawach jest dostępny kabel microUSB. Ja poradziłem sobie, wykorzystując swoje kable i słuchawki potrzebują do pełnego naładowania 2 godzin, a w trakcie moich testów, na jednym pełnym cyklu, wytrzymały około dziesięciu.
Rozmawiałem w nich oraz słuchałem muzyki. Włączałem i wyłączałem ANC, bo są wyposażone w tę opcję. Te 10 godzin uznają za bardzo dobry wynik i uważam, że to kolejny dowód na to, że Zone Wireless Plus są wręcz idealne dla kogoś, kto szuka solidnych słuchawek do pracy przy komputerze. Szczególnie że oferują też bezprzewodowe ładowanie Qi, więc jeśli ktoś posiada odpowiedni sprzęt, to w przerwach jest w stanie szybko podnieść poziom baterii.
To nie koniec bajerów w Zone Wireless Plus! Wspomniałem wcześniej o odbiorniku, ale nie napisałem, że wykorzystuje on technologię One Unifying. Co szczególnie przyda się osobom korzystającym z innych sprzętów Logitech.
Odbiornik wystarczy podłączyć od portu USB-A i bez problemu można podpiąć do niego bezprzewodową mysz oraz klawiaturę. Testowałem ze swoimi urządzeniami peryferyjnymi Logitech i faktycznie poczułem różnicę w stosunku do Bluetootha. Przede wszystkim bez większego problemu mogłem chodzić ze słuchawkami na uszach po mieszkaniu. Nic nie przerywało, a co w przypadku niebieskiego połączenia bezprzewodowego lubiło się zdarzyć.
Ten odbiornik pozwala też szybko przełączać się między urządzeniami. Nie trzeba ponownie parować myszy i klawiatury, wystarczy przełożyć jedną rzecz do portu w innym komputerze. Co dla mnie jest wygodne, gdy muszę przełączyć się między Raspberry Pi a laptopem, na którym pracuję. Jest też wsparcie dla MacOSa, co może zainteresować osoby, które muszą przechodzić pomiędzy różnymi ekosystemami.
Na chwilę obecną jest nieźle, chociaż, nie będę ukrywał, oczekiwałem większych fajerwerków w słuchawkach, które kosztują 1000 złotych. Może w kolejnych dniach odkryje, że są faktycznie tyle warte, ponieważ teraz nie jestem tego taki pewien.
Logitech Zone Wired Earbuds, czyli profesjonalne słuchawki dokanałowe. Pierwsze wrażenia