Gatunek? Karcianka, więc od razu postanowiłem ją zainstalować. Jestem weteranem „Magic: The Gathering”, a w „Hearthstone’a” grałem jeszcze w otwartej becie. Prześlizgnąłem się przez „Gwinta”, przed i po zmianach, a obecnie sporo czasu spędzam w „Legends of Runeterra”. Nie stronię od nowości, szczególnie jeśli wychodzą spod rąk twórców niezależnych. „Causa, Voices of the Dusk” zostało wyprodukowane przez chilijskie studio Niebla Games. Sam tytuł spędził ostatni rok we wczesnym dostępie, gdzie był ciągle szlifowany. Jak mógłbym sobie odmówić przyjemności sprawdzenia tej niezależnej karcianki?
Nie mógłbym. Wylądowała na moim dysku, a potem na liście tytułów do ogrania. „Causa, Voices of the Dusk” to produkcja darmowa. Co mnie nie zdziwiło, w przypadku karcianek jest to najczęściej wybierany model biznesowy, który niesie ze sobą pewne konsekwencje. Najważniejszą jest konieczność kupowania paczek kart, w celu uzupełnienia kolekcji. Oczywiście w takich grach jest waluta, którą zdobywa się za samo granie, ale chęć zdobycia wszystkiego wiąże się z koniecznością długiego grindu. „Causa, Voices of the Dusk” prezentuje właśnie takie podejście. Co jest ciekawe, ponieważ firma Riot Games, w „Legends of Runterra”, pokazała, że można w ciekawy sposób rozwiązać zbieranie kart, bez konieczności ciągłego wciskania pakietów z losową zawartością.
Przeglądając cyfrowy sklep w „Causa, Voices of the Dusk” zaczęło do mnie powoli docierać, że mam do czynienia ze standardową cyfrową karcianką dystrybuowaną w modelu free-to-play. Moentyzacja jest zrobiona w sposób szablonowy, zgodny z obecnymi standardami. A rozgrywka?
Podobnie. Chociaż muszę przyznać, że „Causa, Voices of the Dusk” ma jedną, całkiem ciekawą, mechanikę. Gdy na moją rękę trafiają karty, zawsze muszę jakaś poświęcić, aby zdobyć punkt pozwalający na wykonanie akcji. Nie ma żadnej automatycznie przyznawanej many. To świetnie wpływa na budowanie tailii, a także na rozgrywkę! Wybierając czary oraz jednostki zastanawiałem się, które będę mógł poświęcić, aby dotrzeć do tych silniejszych. Jest to interesujący sposób zarządzania pojedynkiem, ponieważ trzeba się liczyć z tym, że przeciwnik może zagrywać karty niszczące moją talię. Niestety, to trochę za mało, aby przyciągnąć mnie na dłużej. Podobnie jest z liderami, którzy chyba mieli być bohaterami zmieniającymi przebieg starcia. Niestety, realizacja jest znacznie gorsza, ponieważ ich wpływ na rozgrywkę jest niewielki. A warto zaznaczyć, że wybór konkretnego lidera wpływa na to, jakich kart można używać w decku!
Po prostu uważam, że potencjał tych rozwiązań nie został odpowiednio spożytkowany. Poświęcanie kart jest ważne, ale mogłoby być kluczową mechaniką napędzającą zabawę. Obecnie zostaje przytłoczone innymi elementami gry, które mają wpływać na rozgrywkę. A te w niczym nie odbiegają od efektów znanych z popularnych karcianek.