Czerwiec był miesiącem, który wywrócił nam wszystkie DailyWebowe plany do góry nogami. Mieliśmy przede wszystkim wystartować z nowym motywem i zrobić duże szoł tuż przed. Nie udało się.
Mieliśmy zaprezentować Wam projekt, który w powiązanej branży z naszą mógłby nawet nieco namieszać. Przetrzeć szlaki, wytyczyć nowy kierunek. Zaskoczyć albo spalić się, gwałtownie. Nie udało się.

Radości i smutki

Dostaliśmy zlecenie, pierwsze tego rodzaju z rzeczy, które robiliśmy na przestrzeni ostatnich lat. Milion pomysłów na realizacje, ogromny zapał, w końcu rozsądne uzasadnienie kupna nowego sprzętu, wielkie planowanie i w końcu realizacja. Wszystko na bok, pełne zaangażowanie i pełna uwaga na niespodziewaną wrzutkę.

Jesteśmy już bliżej końca, a w zasadzie na samym finiszu. Materiał powstał, jest kompletny, zostały ostatnie produkcyjne szlify i ewentualne poprawki. Ten ostatni czas był absolutnie angażujący, pełen śmiechu, z taką samą dawką stresów i nerwów. Były też ogromne rozczarowania, ale i nauka, że intuicji zawsze trzeba ufać, sprawdza się za każdym razem.

Ciarki na plecach

Moment, kiedy zebrany materiał ułożyliśmy na osi czasu, by zobaczyć, jak prezentują się te wszystkie sceny tworzone we właściwie losowej kolejności. Błysk w oku, wielka radość, że z małych klocków składamy coś większego. Pierwsze muzyczne wstawki w tło, by nie było smutno i… ciarki na plecach. Temu fragmentowi chciałbym poświęcić więcej uwagi.

Beastie Boys – Sabotage pasował jak ulał. Dużo dynamicznych scen, pasowało idealnie. Oczywiście sporo w tym psychologii, w końcu to numer, który nie nudzi się nigdy. Podejrzewam, że nawet słaby materiał z tym utworem w tle budziłby dobre emocje. Miałem świadomość, że wykorzystać go, raczej nie będziemy mogli.

Poszukiwania

Próbowałem różnych kombinacji. Serwisy oferujące stockową muzykę, milion prób, milion artystów, gatunków, a na końcu utworów. Efekt był taki, że wszystko wylatywało z prędkością światła z osi czasu w Final Cut. Postanowiłem, że za punkt honor postawie sobie zdobycie zgody na wykorzystanie Beastie Boysów.

To był właściwy początek tej nieskomplikowanej historii, ze skomplikowanymi procedurami. Na początek szybki research wśród znajomych na Fejsbuku, od czego zacząć i dlaczego akurat ZAIKS. Na zdrowy rozsądek, brzmiało to dość niedorzecznie, że jakaś archaiczna instytucja dba o prawa autorskie takich gwiazd jak BB. Założyłem konto ze wskazanego linka, postanowiłem przyjrzeć się wszystkim dokumentom i wnioskom, które są dostępne. Jest ich naprawdę wiele i każdy służy do czego innego.

Zrzut ekranu 2017 07 13 o 20.12.51

Matko. Od samego patrzenia na listę wiedziałem, że to nie będzie ani proste, ani przyjemne. W końcu, gdy znalazłem wniosek, który choć trochę dawał nadziei, że wybrałem właściwy, postanowiłem, że czas na sprawdzenie, ile to właściwie będzie kosztować. ZAIKS udostępnia przy części wniosków kalkulatory kosztów. Zabawne było to, że podawało się czas udzielenia licencji i wyskakiwała ot jakaś losowa kwota, np. 100zł netto na 1 miesiąc. Na jeden miesiąc?! Co, jeśli video będzie w sieci na zawsze? Czy będę musiał płacić do końca swojego życia? Jeszcze więcej pytań i wątpliwości. Kosmos, absolutny kosmos.

No to zaczynamy

Za radą znajomych prawników postanowiłem, że najlepiej będzie zadzwonić. Pani w słuchawce sprawiała wrażenie, że jak nie zadam pytania, na które jeszcze nie miała okazji odpowiedzieć przez ostatnie 20 lat, to przyjedzie i spuści mi łomot. Nie trafiłem, dało się wyczuć w głosie. Była zawiedziona i bardzo dajmiświętyspokój. Dostałem informację, że muszę skontaktować się z właścicielami praw autorskich (wytwórniami?) i uzyskać od nich zgodę. Obowiązkowo od dwóch. Potem mogę ponownie pod wskazany numer telefonu skontaktować się z ZAIKS, gdzie dostanę wycenę.

Zadzwoniłem od razu. Pani, która odebrała z pewnością niewiele miała wspólnego ze swoją koleżanką, która pilnie czekała na unikalne pytania. Była miła, ciepła i serdeczna. Rzeczowo wyjaśniła, jak to wszystko działa. Okazało się, że jeśli materiał będzie umieszczony na Youtube, to nie będę musiał uiszczać żadnej opłaty, bo ZAIKS rozliczy się z Google. Jeśli jednak w innym miejscu, np. na stronie WWW, to wtedy będzie hajs do płacenia. Jednak najpierw trzeba zacząć od zgody od właścicieli praw do utworu. Pojawiła się iskierka nadziei, że może uda się przez to przebnrąć?

Dwa mejle i cień nadziei

Nie trwało to długo. Posłane zostały dwa mejle do wskazanych podmiotów władających prawami do Beastie Boys, a dokładnie do ich utworu. Okazało się, że jeden z Panów wskazał na drugiego Pana, do którego równolegle posłany został email. Pojawiła się wątpliwość, czy w takim razie wystarczy jeden podmiot, który wyrazi zgodę. Drugi Pan odpisał. To były wielkie emocje. Patrzyłem z radością na tytuł odpowiedzi, nieco triumfując – nie znając jeszcze jej zawartości.

Zaraz, zaraz. Zapytacie skąd ten optymizm? Przecież wystarczy odpowiedzieć tak lub nie, nieprawdaż? Nie, po stokroć nie. Trzeba wypełnić odpowiedzi na zestaw absolutnie dziwnych pytań, by właściwie wniosek został rozpatrzony, a i to naturalnie nie daje żadnych gwarancji. Poddałem się patrząc na pytanie typu: pola eksploatacji, właściciel reklamy, terytorium licencji, jakie logotypy zostaną wykorzystane.

Nie wiem co czekałoby mnie dalej, ale poddałem się. Ot tak po prostu, szkoda było mi czasu na kolejne telefony, dopytywanie o detale. Kontakt z niezadowoloną z jakości pytań petentów – Panią z ZAIKS. Z opłatami czasowymi, z milionem wątpliwości.

BURN IT !

W tym wszystkim naszła mnie jedna prosta myśl: czy to naprawdę musi być aż tak cholernie skomplikowane? Czy naprawdę konieczne jest przejście przez te wszystkie dziwne, skomplikowane procedury, by na końcu komuś zwyczajnie zostawić pieniądz za wykorzystanie utworu? W dobie internetu, nowoczesnych technologii, które pozwalają na tak wiele? Czemu po prostu nie mogę zalogować się pod wskazanym adresem, poprosić o utwór, zostawić pieniądze lub nawet zostawiać je okresowo? Ilu ludzi i potencjalnych klientów właściciele praw autorskich tracą przez te durne i nikomu niepotrzebne procedury? Czy to naprawdę musi być aż tak trudne?

Mówią, że bohaterem świata dzisiejszego zostanie ten, który opracuje niekończące się baterie. Ja po swoich doświadczeniach mam wrażenie, że większym bohaterem będzie nie ten, który uprości cały proces korzystania z utworu Beastie Boys i wszystkich innych tylko ten, który puści z przysłowiowym dymem wszystkie archaiczne procedury i wszystkie dinozaury, które za tym stoją.

A panią znudzoną odbieraniem telefonów w ZAIKS odeśle na zasłużoną emeryturę.