Nie ukrywam, że śledziłem rozwój tej produkcji. Przeglądałem nowinki, czytałem wątki na
Discordzie, a także regularnie ogrywałem pojawiające się dema. Za każdym razem czułem
odrobinę niedosytu, ponieważ chciałem się już zmierzyć z pełną wersją. Przejrzeć wszystkie
modele. Zbudować je, pomalować, a także ukończyć te inspirowane popkulturą, które są w
trybie fabularnym. W końcu mogłem odpalić pełną wersję i wziąć się za wirtualne
modelarstwo! „Model Builder” zżarł mi sporo czasu w weekend i w sumie to nie żałuję, że
posiedziałem trochę przy tej produkcji.
Model Builder – czy jest lepiej?
Jestem przekonany, że ten tytuł na pewno nie zastąpi mi analogowej wersji składania
plastikowych modeli. Wrażenia są podobne, ale finalne emocje inne. Myślę, że warto
traktować „Model Builder” jako przestrzeń, w której nic nie da się zepsuć. Źle położona
farba? Nic nie szkodzi, wystarczy jedno kliknięcie i powraca podstawowy kolor.
Nic nie da się złamać, zresztą samo składanie elementów zostało uproszczone do minimum.
Szanse zniszczenia jakiegoś fragmentu są żadne i nie trzeba ratować się wypełniaczami lub
próbować przykleić coś, co nie miało zostać ucięte. W tej warstwie „Model Builder” mocno
kuleje, ale w końcu to gra, od symulatora mechanika też nie oczekiwałem realistycznego
odwzorowywania wykręcania śrubek.
Na pewno „Model Builder” wynagradza te uproszczenia przyzwoitą listą zestawów. Znalazły się modelarskie klasyki w postaci łodzi podwodnych oraz czołgów. Są też mechy, które składa się z wielu elementów i można je ciekawie wykończyć.
Nie zabrakło figurek do malowania! Ale, moim zdaniem, piekielnie interesujące są zestawy
zaprezentowane w trybie fabularnym. Po ich ukończenie dostępne są w sandboksie i można z
nimi eksperymentować. Sporo przyjemności dało mi składanie figurki smoka i jestem
przekonany, że spędziłem przy niej dobrych kilka godzin. A to tylko jeden przykład! Dlatego
zachęcam do ukończenia trybu fabularnego, są tam niespodzianki, które chętnie postawiłbym
na swojej prawdziwej półce. Spodobało mi się także to, że ukończonym modelom można
robić zdjęcia. Ten tryb też jest dość minimalistyczny, ale moim zdaniem da się z niego
wyciągnąć przyzwoitą jakość.
Jest jednak pewna warstwa, która została zrobiona bardzo dobrze. „Model Builder” ma porządnie wykonany tryb malowania i wykańczania modeli. Co prawda nie jest on
pozbawiony błędów! Szczególnie przy pracy z aerografem oraz pędzlem.
Mimo to uważam, że możliwość poprawienia konturów oraz wydobywanie detali za pomocą
washy jest zadowalające. Sporo można tutaj osiągnąć, jeśli tylko ktoś chcę poświęcić sporo czasu na jeden model. Ja nie do wszystkich miałem cierpliwości, dlatego niektóre po prostu
wykańczałem zgodnie z instrukcją. Wtedy „Model Builder” staje się trochę nudnawym
klikaczem nastawionym na proste kolorowanie za pomocą jednego narzędzia. Jedynie w
przypadku zestawów, które mnie zainteresowały i postanowiłem, że chętnie spróbuję
wydobyć więcej detali albo stworzę własny układ kolorów, bawiłem się świetnie. Dlatego
mam trochę mieszane uczucia odnośnie „Model Builder”.
Tak jak wspomniałem wcześniej, rozumiem uproszczenia. To nie jest gra, która ma nauczyć budowania modeli, raczej zachęca do podrapania powierzchni. Można się świetnie bawić, ale obawiam się, że dla wielu osób raczej wychyli się w kierunku klikacza.
A szkoda, bo właśnie zabawa z farbami, z aerografem oraz praca z detalami daje tutaj
najwięcej radości. Warto też spojrzeć na tę grę z perspektywy produkcji, która ma
relaksować. Tutaj nie trzeba się z niczym spieszyć, nie ma paska postępu, który wymusza
kolejne akcje. „Model Builder” można włączyć na godzinę, dwie, odprężyć się, a potem zająć się czymś innym. Właśnie w ten sposób wykorzystuję tę produkcję, jako swoisty spokojny
reset mózgu. Maluję, składam i pozwalam myślom płynąć. Mnie „Model Builder” dobrze
wycisza, pozwala na znalezienie spokojniejszego rytmu po pracy. Dlatego mam nadzieję, że
wraz z aktualizacjami pojawią się kolejne ciekawe zestawy. A wprowadzenie wsparcia dla
Warsztatu Steam, na pewno sprawi, że gra złapie wiatr w żagle.