Xiaomi wprowadza na rynek kolejne bezprzewodowe słuchawki dość mocno inspirowane AirPods. Tym razem chińska marka zdecydowała się jednak na ciekawą zmianę wizualną.

Poprzednia kopia AirPods – bezprzewodowe słuchawki douszne AirDots (cóż za oryginalna nazwa, prawda?) pojawiły się na rynku w listopadzie ubiegłego roku. Udany, niemal identyczny względem pierwowzoru design i atrakcyjna cena (29 USD) sprawiły, że produkt stał się hitem sprzedażowym. Po zaledwie kilku tygodniach Xiaomi zdecydowało się jednak na wypuszczenie nowej, przypuszczalnie ulepszonej wersji słuchawek. AirDots Pro, występujące także pod dwiema innymi nazwami – Freedom Buds Pro i Mi Air, zostaną oficjalnie zaprezentowane na zbliżającej się konferencji prasowej Xiaomi. Podobnie jak poprzedni model, będą one dostępne jedynie na rodzimym rynku marki.

Nowe AirDots co prawda jeszcze bardziej przypominają oryginał, jednak wyróżnia je pewna zmiana kolorystyczna. Dla tych klientów, którzy nie chcieliby być posądzeni o noszenie podróbek (nie na tyle oczywiście, aby ich nie kupić), marka przygotowała wersję słuchawek w kolorze czarnym. Choć nie przychodzi mi to łatwo, muszę przyznać, że taka wersja naprawdę mi się podoba. Może nie bardziej niż oryginał, ale uważam, że matowa czerń prezentuje się tu całkiem nieźle.

airdots pro

Nie mniej imponująco przedstawia się „środek”. Przetwornik neodymowy 7 mm z tytanową komorą dźwiękową wraz z technologią redukcji szumów ENC mają zapewniać jakość dźwięku i wyciszenie na naprawdę dobrym poziomie. Całkiem niezła jest także żywotność baterii – 10 godzin (4h same słuchawki + 6h doładowanie z pudełka) z ładowaniem w trwającym jedynie godzinę. Do tego dochodzi sterowanie identyczne jak w AirPods i obsługa kodeka ACC. Wszystko w cenie o równowartości 58 dolarów, czyli niemal 3 razy mniej niż oryginał. Oficjalne rendery i szczegółową specyfikację techniczną Mi Air Pro można znaleźć na tej stronie.

Czy komuś jeszcze przeszkadza fakt, że Xiaomi jest kopistą?

Wydaje się, że coraz mniejszej liczbie osób. I spora w tym wina samego Apple. Coraz bardziej wygórowane ceny sprzętu, przy coraz mniej zauważalnych zmianach w specyfikacji sprawia, że nawet lojalni klienci zaczynają powoli tracić cierpliwość. Pierwsze skutki są zresztą wyraźnie widoczne. Kiepska sprzedaż najnowszych iPhonów, ograniczenie produkcji i gigantyczny spadek wartości giełdowej marki wydają się jedynie początkiem.

A Xiaomi? Markę uznaje się jedną z najsilniej napędzających globalną sprzedaż w sektorze. Sprzedaż 94 milionów urządzeń sama w sobie jest imponująca. Jednak gdy weźmiemy pod uwagę, że jest to niemal 46% wzrost w stosunku do poprzedniego roku, liczba ta wydaje się wręcz niewyobrażalna. A niespełna kilkanaście godzin temu padł kolejny rekord sprzedażowy, tym razem w postaci 100 milionów power banków Mi. Czyżbyśmy mieli do czynienia z przyszłym liderem na rynku?