Mój obszar, którym zajmuje się zawodowo pokrywa się tylko w części z tym czym się pasjonuje. Fakt, próbowałem swoich sił jako programista – zgodnie z moim wykształceniem, ale efekt ostateczny był opłakany. Ani ja nie byłem zadowolony z charakteru pracy, ani nie byli zadowoleni ze mnie. Zdecydowałem, że programowanie zostanie w obrębie mojej pasji, bo czym innym klepanie kodu zawodowo, a czym innym hobbystycznie. Tak też się stało, a ja po kilku przygodach ostatecznie stałem się kierownikiem projektów, z dość mocną specjalizacją.
Oczywiście lubię to co robię zawodowo, niemniej moją prawdziwą pasją jest ogólnie pojęta technologia WWW. Stąd między innymi zrodził się aktualny kształt bloga, który doskonale znacie. W pewnym momencie swojego życia zawodowego wiele czasu spędziłem nad rozmyślaniem w którą stronę powinien iść zawodowo. Odpowiedź była dość oczywista – WEB. Niestety nie potrafiłem w tamtym czasie wybrać odpowiedniej działki dla siebie. Bo ani nie chciałem kodować, ani zajmować się frontentendem – nuda (z całym szacunkiem dla wszystkich programistów i frontendowców).
Ostatnio miałem objawienie, podczas prezentacji Łukasza na trójmiejskim WordUpie. Zrodziło mi się pytanie – dlaczego ja właściwie nie wpadłem nigdy na UX. Towarzyszyło mi ono u boku w zasadzie cały czas, artykuły które mnie interesowały miały wszelkie znamiona tej kategorii. Typowe i dobre praktyki z tej materii starałem się wdrażać do swoich projektów.
Dlaczego nie wpadłem na to by zająć się UX?
Nagle wszystkie puzzle w głowie się poukładały, a ja z uśmiechem na twarzy zacząłem opracowanie strategii zwiększenia swojej wiedzy w tym zakresie. Łukasz przygotował całą masę dobrej literatury (swoją drogą namawiam go do wpisu na ten temat), zorientowałem się na rynku i zaczynam odhaczać kolejne punkty z listy. Efekt, który mi towarzyszył przy pojawieniu się tej świadomości można zobrazować słynną sceną z filmu Forest Gump, kiedy główny bohater po przebiegnięciu niezliczonej ilości kilometrów stwierdził:
Zmęczyłem się, chyba wrócę do domu.
Przynajmniej wyglądało to dość podobnie, z nieco bardziej pozytywnym wydźwiękiem. Oczywiście nie postąpię tak radykalnie jak główny bohater filmu i nie zrezygnuje ze ścieżki, którą podążam, ale będę ją uzupełniał. Najważniejsze jest jednak to niesamowite uczucie świadomości. Poczułem ogromna ulgę i spokój wewnętrzny, że potrafiłem nazwać, to coś co spędzało mi niegdyś sen z powiek.
Mam świadomość, że całość może i brzmi groteskowo i sam jestem tym ogromnie zdziwiony, że niektóre rzeczy, mimo tego że towarzyszą nam, stykamy się z nimi codziennie, to póki nie pojawi się nam świadomość ich obecności, to będą tylko chwilowym towarzyszem, a nie partnerem w podróży.