Podatek cyfrowy to nie nowe określenie i wcale nie tak nowy pomysł Komisji Europejskiej. Wszystko byłoby w porządku, gdyby Komisja nie była jedynym respektującym taki pomysł podmiotem.

Komisja Europejska nadal chce, żeby firmy opierające swoje usługi na cyfrowych mechanizmach płaciły adekwatne wyższe do swoich dochodów podatki. Temat pojawił się już jakiś czas temu i nadal jest aktualny.

Jakie jest główne założenie?

Firmy, które na terenie Unii Europejskiej wykazują dochody powyżej 50 mln euro lub ponad 750 mln euro na świecie miałyby płacić podatek cyfrowy w wysokości 3 procent od obrotu. Komisja Europejska jest zdania, że firmy funkcjonujące w przestrzeni online naginają przepisy i płacą podatki tam, gdzie jest im wygodniej. Jednym z takich zabiegów jest rejestrowanie firmy w miejscu, gdzie te podatki są najniższe. Nie jest to niezgodne z prawem, ale nie jest też z punktu widzenia Komisji w porządku.

Kto miałby być beneficjentem?

Oczywiście nikt inny jak Google, Facebook czy Uber. Pojawił się jednak spór na linii z amerykańskim prezydentem Donaldem Trumpem. Kłóci się to bardzo mocno ze stwierdzeniem promowanym przez głowę państwa –  “America First”. Donald Trump zagroził nawet zaskarżeniem takiego rozwiązania do Światowej Organizacji Handlu. Sprawa staje się dość poważna.

Google usuwa zapis „Don’t be evil” ze swojej polityki firmy

Pomysł jest obecnie w fazie dyskusji, jednak już na tym etapie spotkał się z ogromną falą krytyki. Jest również problem na linii ustawodawczej. Mowa tu o RODO i PSD2. W tak zaproponowanej formie podatek objąłby więcej przestrzeni niż zakładano. Dotknąłby również usług bankowych, co nie do końca idzie z myślą unijnej dyrektywy PSD2, która nie ma w założeniach ograniczania rynku finansowego. Polska stoi oczywiście murem za takim rozwiązaniem i jest zdania, że podmioty cyfrowe taki podatek płacić powinny. Co z tego jednak wyniknie? To zależy jak bardzo Komisja Europejska się uprze. Coś zmienić się na pewno powinno.