Kiedy zobaczyłem, że wyszła kolejna gra z serii Minecraft, musiałem ją pobrać.
Tym bardziej że jest dostępna w ramach abonamentu Xbox Game Pass. Nic tylko instalować i próbować swoich sił. Tym razem skusiła mnie informacja o tym, że z sześcianów zostanie ułożony RTS. Jako fan tego gatunku wyraźnie dostrzegam niedobór dobry produktów, w efekcie biorę wszystko, co koło strategii tylko stało. Nie miałem absolutnie żadnych oczekiwań co do Minecraft: Legends, chciałem sobie po prostu zagrać w jakiegoś sympatycznego RTS-a.
Z przykrością stwierdzam, że odbiłem się jak piłeczka golfowa od betonu. Skończyłem samouczek oraz pierwszą misję w kampanii i już wiedziałem, że to nie dla mnie. Czy to jest dobra gra? Nie wiem, spędziłem w niej za mało czasu, aby to ocenić. Poczułem za to, że jestem już trochę za stary, chyba właśnie dlatego zacząłem się zastanawiać nad tym, do kogo miała trafić najnowsza odsłona świata zbudowanego z sześcianów. Stary koń mający na karku więcej, niż 30 lat i pamiętający pierwsze odsłony Command & Conquer raczej nie ma czego tutaj szukać.
Minecraft: Legends jest w stanie dotrzeć do wielu wiekowych graczy
Mimo to sądzę, że jest to produkcja stworzona z myślą o młodszych odbiorcach. Takich, których doświadczenia ze strategiami czasu rzeczywistego są niewielkie lub żadne. Wtedy na pewno będą dobrze się bawić i być może szybko się zaangażują w ten cyfrowy świat. W Minecraft: Legends próżno szukać jakichkolwiek udoskonaleń gatunku. Raczej jest to przyjemna realizacja strategii, w której zadaniem gracza jest bronienie rozsianych po świecie osad przed wrogami. Co, samo w sobie, doczekało się najróżniejszych odsłon. Na rynku istnieje ciekawy polski odpowiednik tego gatunku. Mam na myśli „Riftbreaker. gdzie również trzeba było budować umocnienia oraz odpierać hordy wrogów. Chociaż jest tutaj jedna, spora różnica, którą widać gołym okiem – Minecraft: Legends jest mniej brutalne. Żadnych spektakularnych rozprysków krwi, wszystko utrzymanie jest klimacie znanym z gier o sześcianach. Co też nie jest złe! Dzięki temu da się wrzucić tę grę dojrzewającemu miłośnikowi RTS-ów!
Gdzieś zacząć trzeba. Dlatego o Minecraft: Legends myślę w kategorii gry wejścia. To nie jest żaden Starcraft albo Command & Conquer! Tutaj twórcy budowali wszystko w taki sposób, aby było maksymalnie prosto i przyjemnie. Zbieranie surowców jest bardzo zautomatyzowane, dlatego czasem ta gra przypominała mi idle clicker.
Mam ma myśli te produkcje mobilne, w których aktywność odbiorcy jest ograniczona do absolutnego minimum. W przypadku „Minecraft: Legends” będzie to budowanie murów i wieżyczek oraz specjalnych punktów tworzenia żołnierzy. Dowodzenie nimi wymaga opanowania kilku podstawowych rozkazów. Nic więcej. Dużo rzeczy dzieje się samo, wystarczy kliknąć, wskazać przestrzeń gdzie coś ma się wydarzyć. Mam wrażenie, że gry z serii „Minecraft” cierpią z powodu dostosowywania się do młodszych odbiorców. Z tego, co mam, zanotowane wynika, że podobnie było w przypadku „Minecraft: Dungeons”, tylko gatunek był inny. Tam padło na hack’n’slash i też zostało to sprowadzone do absolutnego minimum. Nie twierdzę, że sama produkcja była kiepska, była w porządku, ale wyraźnie czułem, że nie jest dla mnie. W przypadku ostatniej odsłony sześciennych tytułów ponownie odniosłem takie wrażenie. Czy to źle? Dla mnie jako gracza, tak, ale Microsoft raczej wie, co robi.
Z perspektywy kogoś, kto pamięta pierwsze wydania „Minecrafta”, kolejne gry z tej serii nie prezentują zbyt wiele ciekawej zawartości. To raczej różne zmiany w scenografiach, takie wrzucanie lubianych sześcianów w różnego rodzaju gatunkowe formy. Skoro to wciąż się dzieje, to pewnie nieźle się sprzedaje. Dlatego czas wybrać się do przeszłości.
Minecraft był kiedyś grą niezależną, która szturmem wzięła świat. Chyba każdy w to grał, ja do dzisiaj mam ją zainstalowaną. Tylko że od premiery, czyli od 2011 roku, minęło trochę czasu.
Pozmieniało się. Przede wszystkim marka i sama gra należą do Microsoftu. Korporacja zapłaciła za przejęcie Minecrafta 4,5 miliarda dolarów. Wydarzyło się to w 2014 roku. Jak wygląda sprzedaż? Na portalu Statista da się znaleźć ten piękny wykres, na który widać dane za 2021 rok. Od premiery w rękach graczy znalazło się 238 milionów kopii. W momencie przejęcia były to 54 miliony, czyli Microsoft zgarnął kasę za 184 miliony sprzedanych egzemplarzy. Po drodze było jeszcze kilka współprac. Telltale Games stworzyło Minecraft: Story Mode. Wyszła z tego taka odcinkowa przygodówka. Na rynek trafiło też wspomniane przeze mnie wcześniej produkcje, czyli Minecraft: Dungeons oraz Minecraft: Legends. Była nawet nieudana próba stworzenia gry AR, która nosiła nazwę Minecraft: World. Nie wszystko musi wypalić, co absolutnie nie znaczy, że Microsoft zwolni tempo.
Minecraft: Dungeons, według informacji opublikowanej przez Mojang, we wrześniu 2021 przekroczyło 10 milionów graczy. Premiera miała miejsce w maju 2020, więc jak na 17 miesięcy jest to solidny wynik. Na pewno pomogło w tym to, że gra była dostępna w ramach abonamentu. Pojawiła się na wszystkich platformach i cieszyła się ciepłym przyjęciem.
Sądzę, że podobnie będzie z Minecraft: Legends. Nawet jeśli recenzje będą średnie, to i tak znajdą się miłośnicy sześciennego uniwersum, którzy sprawdzą ten tytuł. Strategia Microsoftu polegająca na tworzeniu tytułów wykorzystujących rozpoznawalny styl serii wcale nie jest zła. To takie rozbudowywanie uniwersum, rozszerzenie go o kolejne odsłony. Sam Minecraft to przecież forma kreatywnej rozrywki polegająca na pozwania wirtualna świata oraz wykorzystywaniu jego zasobów. Z biegiem czasu pojawiły się tam różnego rodzaju lokacje, ale to głównie gracze pisali tam opowieści w trakcie zabawy. Tworzenie nowych odsłon oddaje stery w ręce Microsoftu i w ten sposób pozwala na trafienie do fanów różnych gatunków. Nie należy też zapominać o tym, że przy premierze kolejnej gry z serii, nic nie stoi na przeszkodzie, aby zacząć przypominać o starszych tytułach. W podobny sposób działa Riot Games, które udostępnia licencję na uniwersum „League of Legends” różnym twórców.
Jak najlepiej przypomnieć o jakiejś marce? Robiąc sequel albo próbować ją wcisnąć w inny format. W przypadku Minecrafta sprawa jest prosta, Microsoft idzie drugą drogą. Czekam na to, aż pojawi się jRPG w tym świecie, bo na bijatykę, to raczej nie ma co liczyć. Pewnie też zagram, bo lubię ten gatunek, może tym razem się nie odbiję.