Piękny potwór. Szeroki na 50 centymetrów, wyposaży w dwa głośniki i subwoofer. Stoi na niewielkich nóżkach, dzięki czemu bas nie idzie w mebel, ale rozchodzi się w powietrzu. Ten prosty, boleśnie pragmatyczny design mnie kupił. Wyświetlacz LED, który obsługuje się pokrętłem, jest w zupełności wystarczający. Zresztą na przednim panelu znajduje się absolutnie wszystko, co jest potrzebne. A jak ktoś woli z korzystać z pilota? Żaden problem! Jest w zestawie. Zaprojektowany w taki sam, pragmatyczny sposób. Żadnych wodotrysków, dobrze opisane, duże przyciski. Przepadam za urządzeniami, których nie trzeba rozszyfrowywać.
Sonoro
podłączyłem do prądu, odpaliłem i wiedziałem co robić. Żadnego googlowania lub nerwowego wertowania instrukcji. Od razu przeszedłem do rzeczy, czyli do słuchania muzyki.Doceniam liczbę wyjść i wejść, w jakie został wyposażony ten sprzęt. Wystarczy rzucić okiem na tylny panel. Zobaczycie na nim dwa wejścia AUX (minijack oraz chinche), wyjście liniowe, optyczne, port USB, miejsce na antenę WiFi oraz FM. Mało? Jest też Bluetooth dwukierunkowy.
Co oznacza, że nic nie stoi na przeszkodzie, abyście sparowali Sonoro
z dowolnym urządzeniem (np. laptopem), a potem jeszcze dorzucili do tego słuchawki bezprzewodowe, które połączą się z tym sprzętem.Jeśli wolicie mieć je na kablu, to na przednim panelu znajduje się dedykowane wyjście. Właśnie dzięki tej elastyczności Sonoro
może stać się solidnym fundamentem dla systemu dźwiękowego w domu. Wystarczy podpiąć dodatkowe głośniki, aby cieszyć się większą mocą. Tylko że, moim zdaniem, Sonoro sam w sobie wystarcza do delektowania się dźwiękiem.Myślę, że to jest najważniejsza funkcja tego sprzętu. Jest dedykowany muzyce, wręcz jej oddany. Zaznaczam, że wymaga od użytkownika odrobiny uwagi. Decydując się na Sonoro
, możecie podążyć dwoma ścieżkami. Absolutnie nic nie stoi na przeszkodzie, aby wykorzystać gotowe presety. Zostały one podzielone na kilka najważniejszych gatunków muzycznych i gwarantują odpowiednie podbicie właściwych tonów. Jednak moim zdaniem prawdziwa siła Sonoro objawia się dopiero, gdy sami ustawicie equalizer.Wystarczyło kilka chwil, abym mógł cieszyć się głębokim brzmieniem „… And Justice for All” zespołu Metallica lub zagubił się w gęstych dźwiękach „Heart of Ages” autorstwa In the Woods.
W przypadku słuchania muzyki warto także eksperymentować z ustawieniami dźwięku przestrzennego. Zdarzały się albumy, którym wyłączenie 3D dodawało blasku, ale były też takie, które lśniły wyłącznie z tym elementem. Sonoro
to sprzęt, z którym warto eksperymentować. Daje olbrzymie możliwości, których szkoda nie wykorzystać, a mimo to zadowoli także osoby, które wolą korzystać z gotowych ustawień.Nie będę ukrywał, że testowałem to urządzenie także w grach i filmach. W pierwszym przypadku sprawdziło się jako sprzęt pomiędzy komputerem a słuchawkami. Samo Sonoro
grało dobrze, jednak ciągle miałem wrażenie, że czegoś mi brakuje. W niektórych produkcjach gubiły się dźwięki otoczenia, sama muzyka również potrafiła zniknąć w trakcie eksploracji wirtualnego świata. Zamiast grać, sięgałem po pilota i grzebałem w ustawieniach equalizera. Lepiej bawiłem się z podpiętymi słuchawkami, wtedy miałem wrażenie, że dźwięk jest bardziej zwarty. Natomiast, jeśli chodzi o filmy, to mam zgoła odmienne wrażenia. Przetestowałem Sonoro Meisterstucka na „Mrocznym Rycerzu” i „Interstellar”, a potem wrzuciłem „Devs” i „Kierunek: Noc”. Zauważyłem, że dźwięk doskonale wypełniał pomieszczenie.Detale się nie gubiły, obrazy oglądało się bardzo przyjemnie. Konieczne tutaj było odpowiednie ustawienie equalizera, ale było warto. Szczególnie w przypadku „Interstellar”, gdzie przestrzeń dźwiękowa jest równie ważna, jak wydarzenia na ekranie.
Czy jestem zadowolony? Nie. Jestem zachwycony. Gorąco polecam Sonoro Meisterstuck wszystkim osobom, które słuchają dużo muzyki i cenią sobie pragmatyczny design.