Za dokładnie 12 miesięcy użytkownicy Windows 7 zostaną pozbawieni dostępu do aktualizacji i poprawek bezpieczeństwa.
Użytkownicy Windows 7 mają rok na znalezienie alternatywy. 14 stycznia 2020 roku Microsoft ograniczy aktualizacje dla systemu jedynie do klientów biznesowych. A także, jeśli przypuszczenia się potwierdzą, także do tych użytkowników prywatnych, którzy dodatkowo zapłacą za wsparcie. Z uwagi na popularność systemu gigant komputerowy zdecydował się w 2012 roku przedłużyć obsługę wszystkich wersji Windows 7 o 5 kolejnych lat, w efekcie przedłużając życie Siódemki do 2020 roku. Nic nie wskazuje jednak na to, aby ten deadline miał się zmienić.
Stało się – Windows 10 jest wreszcie bardziej popularny od Windowsa 7
Być może mówienie o zakończeniu pewnej epoki może być w tym przypadku wyolbrzymieniem, ale uśmiercenie Windowsa 7 z pewnością nie przejdzie bez echa. Wydana w 2009 roku Siódemka wciąż pozostaje w czołówce najpopularniejszych systemów PC na świecie, ustępując miejsca jedynie Windowsowi 10. Warto jednak podkreślić, że wciskany od kilku lat system dopiero kilka tygodni temu wyprzedził pod względem popularności starszego konkurenta. Lekka przewaga Windowsa 10 jest widoczna dopiero w raporcie NetMarketShare z grudnia 2018 r (39,2% urządzeń wobec 36,9% dla 7).
Microsoft wydaje się żegnać siódemkę bez żalu
Dla Microsoftu to chyba ostatni sposób na zmuszenie użytkowników do przesiadki na Dziesiątkę. Sam gigant zresztą wydaje się podchodzić do sprawy z pełnym optymizmem. Według Microsoftu brak darmowego wsparcia dla Windowsa 7 nie tylko zapewni zwiększenie udziału w rynku Windowsowi 10, lecz także… poprawi kondycję całego rynku PC. Trzeba przyznać, że jest to dość śmiałe założenie.
Ciężko uwierzyć, że sposobem na malejącą sprzedaż komputerów będzie uśmiercenie jednego z popularniejszych systemów operacyjnych. Zwłaszcza że alternatywą jest wersja pozostawiająca naprawdę wiele do życzenia. Aktualizacje zawierające liczne błędy, niezbyt intuicyjna nawigacja czy zacinające się menu Start to tylko najpopularniejsze „zarzuty”. Trudno przy tym nie ulec wrażeniu, że w tym przypadku Microsoft robi przysługę nie tyle sobie, ile swoim konkurentom – Apple i Google.