W moje ręce (w przenośni i dosłownie) trafiła ostatnio mysz Logitech M590. Producent co prawda mocno chwali się, że urządzenie należy do serii „Silent”, ale nie zwracałem na to większej uwagi. Do czasu, gdy podłączyłem mysz do komputera…
W myszce komputerowej szukam przede wszystkim wygody przy długim użytkowaniu, sprawnego odczytywania ruchów na każdej powierzchni i, opcjonalnie, kilku dodatkowych, programowalnych przycisków. Z takim samym nastawieniem podchodziłem do Logi M590.
Zanim jednak zabrałem się za sprawdzanie wszystkich interesujących mnie elementów, doznałem małego szoku. I to nie za sprawą wszystkich tradycyjnych aspektów korzystania z tego typu urządzenia, ale… ciszy! W głowie mam zakodowane, że myszka MUSI klikać. No cóż, Logitech pokazuje, że nie musi. I że to bardzo przyjemne uczucie.
Zazwyczaj pracuję przy komputerze przy akompaniamencie muzyki z głośników. Dlaczego o tym wspominam? Bo wystarczyło właśnie, że trochę dźwięków wypełniało pokój, a kliknięcia M590 stały się niesłyszalne. Przyciski myszy słychać dopiero w całkowitej ciszy, choć i tak trzeba trochę wytężyć ucho, żeby je odnotować. Dźwięk kliknięcia jest bardzo subtelny, wytłumiony i przyjemny — przypomina nieco odgłos wciskania przycisku „Home” w starszych iPhone’ach.
To jednak oczywiście niejedyny element pracy myszki, który chciałbym przetestować. W dalszej kolejności będę zwracał uwagę na responsywność ruchów i kliknięć oraz to, jak urządzenie sprawdza się podczas dłuższej pracy.
Logitech kupuje markę od mikrofonów Blue za 117 milionów dolarów!
Ciekawie zapowiada się też tryb „multi-device”. M590 działa na Bluetooth i odbiornik Unifying, więc można ją podłączyć do dwóch komputerów jednocześnie. Jak to rozwiązanie sprawdza się w praktyce i czy może ułatwić pracę? Postaram się zrelacjonować swoje obserwacje już wkrótce w pełnym teście. Do napisania!
Już jest pełna recenzja Logitech M590, zapraszamy do czytania.