Szybkie ładowanie w smartfonach przekroczą kolejne rekordy. W ubiegłym roku otwieraliśmy oczy ze zdumienia na wieść o tym, że zapełnienie akumulatora od 0 do 100% może zająć mniej niż 20 minut. Teraz Xiaomi udowadnia, że można skrócić ten czas do 5 minut. Producent demonstruje ładowarkę o mocy 300 W, która zasila smartfon Redmi Note 12.
Nie jestem fanem szybkiego ładowania. Mimo że dzisiejsza technologia teoretycznie radzi sobie całkiem nieźle z żywotnością ogniw traktowanych ładowaniem o mocy 67 W, 120 W czy nawet 150 W, nieszczególnie ufam we wszystkie zapewniania. W przeciągu roku, maksymalnie dwóch, nie spowoduje to może kompletnej degradacji akumulatora, natomiast w dłuższej perspektywie – owszem.
Dodatkowo, podczas korzystania z tego typu rozwiązań, urządzenie potrafi się nadmiernie nagrzewać. Producenci dwoją się i troją udostępniając nam ficzery, które mają temu zapobiegać, ale z własnego doświadczenia powiem Wam, że zmienia to niewiele. Ja nie korzystam, ale nie odradzam stosowania szybkiego ładowania. Ot, trzeba być świadomym rychłej wymiany akumulatora. Nie oznacza to jednak, że nie doceniam tej technologii. Przeciwnie, 5-minutowe ładowanie spowodowało u mnie opad szczęki.
Smartfon Xiaomi naładujesz w 5 minut. Redmi Note 12 obsługuje moc 300 W – zobaczcie wideo
Redmi Note 12 w wersji Discovery z nieco zmniejszonym akumulatorem o pojemności 4100 mAh, zakładając ściśle kontrolowane warunki pomiarów, był w stanie naładować się w zaledwie 5 minut. Po 2 minutach i 11 sekundach, bateria była zapełniona w połowie. Rzecz jasna, adapter jest zgodny z technologią Doble GaN i oferuje aż 50 przeróżnych zabezpieczeń. Wszystko to przy zachowaniu rozmiaru nieszczególnie odbiegającego od adaptera o mocy 210 W. Wideo to nic innego jak pokaz siły chińskiej myśli technicznej. Xiaomi nie poinformowało, kiedy rozwiązanie trafi na globalne półki sklepowe.
Mało tego, twórcy nie określili tak naprawdę, czy technologia w ogóle trafi na rynek konsumencki. Tak „potężna” moc, może wiązać się bowiem z ze zwiększonym ryzykiem awarii – adaptera lub samego smartfona. Zanim wszystko zostanie naprawdę dopracowane, mogą minąć lata. To tak naprawdę nieustający wyścig zbrojeń. Kibicuję innowatorom, ale mam z tyłu głowy to, że to jeszcze nie moment na zachwyt. Popatrzcie na liderów – Samsunga i Apple. Firmy „boją się” wchodzić w naprawdę szybkie ładowanie. Czyżby w grę wchodziła obawa przed stratą zaufania klientów? Tak sądzę.