Niektóre gry po prostu wracają. Na przykład Red Dead Redemption…

Prequel Red Dead Redemption miał swoją premierę w 2018 roku. Wokół tego tytułu pojawiło się mnóstwo kontrowersji. Studio Rockstar postawiło na stworzenie niezwykle brutalnej produkcji, która często mocno oddziałuje na emocji odbiorcy. Zarówno w zły, jak i dobry sposób. Red Dead Redemption 2 trudno mi uznać za grę lekką i przyjemną. Twórcy zaproponowali brudny otwarty świat, gdzie nie ma jasnego i oczywistego podziału na dobro i zło. Wszystko jest raczej zaprezentowane w odcieniach szarości. Widać to w głównym wątku fabularnym, a także w misjach pobocznych. Moim zdaniem opowiedziana w grze historia jest interesująca niczym w porządnie zrealizowanym filmie akcji.

Eksploracja to jeden z kluczowych elementów Red Dead Redemption 2
W Red Dead Redemption 2 można zgubić na prerii…

Nie mam nowych gier do zaprezentowania i omówienia? Oczywiście, że mam! Tylko że w tym roku postanowiłem wrócić do Red Dead Redemption 2!

Jak się okazuje, nie tylko ja. Dnia 29 listopada zakończyła się letnia wyprzedaż na Steamie. Wtedy też obniżono cenę Red Dead Redemption 2 o 67 procent! Zwykle kosztuje 249 złotych, a dzięki obniżce można było ją nabyć za 82 złote i 46 groszy. W przypadku tej produkcji była to wspaniała oferta i sądzę, że skorzystało z niej wielu graczy. Nie tylko w Polsce. Skąd te podejrzenia? Wystarczy odwiedzić SteamDB, aby zobaczyć, ze 27 listopada tytuł zaliczył znaczący wzrost zainteresowania. Jeszcze w październiku dziennie uruchamiało go średnio 33 336 graczy, a miesiąc później ta wartość podskoczyła do 41 350. Łady wzrost, solidny wynik jak na produkcję nastawioną na tworzenie doświadczenia dla pojedynczego gracza.

Wersja sieciowa, czyli Red Dead Online, jest liczona oddzielnie. Dlatego tym bardziej uważam, że warto zwrócić uwagę na nagły wzrost popularności „Red Dead Redemption 2”. Gra ma 4 lata, a w ostatnich tygodniach mieliśmy takie premiery jak „Warhammer 40 000: Darktide”, „God of War: Ragnarok” lub „Marvel’s: Midnight Suns”. A jednak wciąż znajdują się osoby, które wracają na Dziki Zachód.

Ja do nich, niestety, nie należę. Ukończyłem „Red Dead Redemption 2” kilka miesięcy temu, w ramach nadrabiania kupki wstyd. Akurat miałem sporo czasu w trakcie urlopu, aby brać udział w napadach oraz bójkach. To wszystko przeplatane było odwiedzaniem różnych, większych lub mniejszych, miejscowości. Do tego polowałem i sprzedawałem skóry. Jednocześnie, pomimo pięknych widoków, zdawałem sobie sprawę, że świat zaprezentowany w grze jest brudny. Ubłocony, zakrwawiony, przesiąknięty niesprawiedliwością oraz przepełniony cierpieniem. Może łowienie ryb, polowanie i przemierzanie lasów oraz prerii ma w sobie coś kojącego, to wiele opowiedzianych historii takich nie jest. Wirtualna rzeczywistość Red Dead Redemption 2 jest brutalna, a jednocześnie wciągająca.

Jest to jedna z gier, której gamę design jest po prostu elegancki. Rytm rozgrywki wyznaczają nie tylko kolejne zadania, ale także eksploracja wielkiego świata. Ta ostatnia pozwala na odkrycie wielu tajemnic, dlatego porzucać udeptane trakty i przecierać własne ścieżki.

Strzelaniny zdarzają się w "Red Dead Redemption 2" nadzwyczaj często
Czym byłby Dziki Zachód bez strzelanin?

Jednak w tym roku na popularności Red Dead Redemption 2 miał wpływ jeszcze jeden czynnik. Pewna przenośna konsola, która wciąż zdobywa nowych klientów.

Tak, mam na myśli Steam Decka. Ten sprzęt całkiem nieźle radzi sobie z tą produkcją. W Internecie jest mnóstwo materiałów prezentujących zapis rozgrywki na konsoli stworzonej przez Valve. Najwyraźniej nie są to odosobnione przypadki. Na Twitterze, na profilu zajmującym się Steam Deckiem, pojawiło się podsumowanie 20 najpopularniejszych gier w listopadzie. Przyznam szczerze, że nie zdziwiłem się, gdy na 9 miejscu zobaczyłem „Red Dead Redemption 2”. Dla mnie jest to kolejny dowód na to, że właśnie obserwuję zmianę na rynku gier komputerowych, czyli triumfalny powrót przenośnych konsol. Na dodatek pozwalających na uruchomienie dość wymagających produkcji.

Co może mieć przełożenie na ponowne umocnienie znaczenia tytułów skierowanych do pojedynczego gracza? Co prawda Steam Deck pozwala na uruchamianie gier wieloosobowych, ale po prostu nie sądzę, aby stały się one motorem napędzających ich popularność. Tutaj zdecydowanie skłaniam się ku produkcjom, w których gra się samemu.

Niestety, to wcale nie oznacza, że znikną z nich wszelkiego rodzaju sklepy premium. Wprost przeciwnie, sądzę, że kupowanie skórek, specjalnych przyspieszaczy oraz przepustek bitewnych lub sezonowych, zostanie już z nami. Powodem są pieniądze, w ten sposób duże studia zarabiają na grach. W sektorze niezależnym może jest trochę inaczej, bo jednak więcej uwagi poświęcam się DLC-kom, ale jakoś zarabiać będzie trzeba, więc nie wykluczałbym tego, że tutaj również pojawią się jakieś oferty premium. Coraz głośniej mówi się o nowej standardowej cenie, czyli 70 dolarach, za produkcję AAA. Steam Deck daje duże możliwości studiom niezależnym, ale trzeba pamiętać o tym, że one też będą zmuszone podnieść ceny. Być może właśnie dlatego niektórzy sięgną po sklepy premium?

Sądzę też, że posiadacze Steam Decków powoli zaczyna czyścić swoje biblioteki na Steamie i sprawdzać, co mieli tam fajnego. Co może stać się ciekawą szansą na powrót do rozpoznawalnych, ale zakurzonych tytułów. Może Red Dead Redemption 2 trudno za taki uznać, ale na liście jest też The Binding of Isaac: Rebirth oraz Slay the Spire. Obie produkcje mają już trochę lat, a Steam Deck najwyraźniej dał im drugie życie.

Steam Deck? Przenośne konsole dopiero się rozkręcają