Bardzo się ucieszyłem, kiedy dotarła do mnie wiadomość o powrocie kultowej polskiej marki Unitra. Mało niestety rodzimych przedstawicieli na rynku, tym bardziej powrót cieszy. A cóż pojawiło się po odrodzeniu w ofercie? Otóż zestawy słuchawek, wzmacniacz lampowy czy Zdzisław, Ryszard i Wacław. Ci trzej na końcu, to nie żart – to nazwy mocowań do TV, zacnie, prawda? :-) No i jak się tu nie polubić z taką marką, która nie dość że ma bogatą tradycję, wywodzi się z naszej ojczyzny, to i jeszcze ma poczucie humoru i sporo dystansu.
Ostatnio chwaliłem się, że przyszła okazała paczka od ów marki, w której znalazły się wszystkie nowe modele. Nie ukrywam, że to co mnie osobiście najbardziej interesowało, to flagowe słuchawki oznaczone jako SN-50, ale także wykończone drewnem słuchawki SD-20. Zanim zacznę prezentować i omawiać okiem laika swoje odczucia związane z tymi słuchawkami, to jeszcze jedna ciekawostka. Skrót SN, to skrót od słuchawek nausznych, a SD od dousznych, to tak aby łatwiej było Wam je od siebie odróżnić. Brawo dla Unitry za prostotę i minimalizm w nazewnictwie :-)
Prócz pomysłowości w nadawaniu nazw, Unitrę należy także bardzo pochwalić za opakowania swoich produktów. Być może to i drobiazg, ale prezentują się ona naprawdę interesująco. Tym lepiej, że wszystkie ich produkty są opakowane w ten sam sposób. Otwierając opakowanie otrzymujemy replikę słuchawek Tonsil oznaczonych tym samym kodem (SN-50), które prezentowały się następująco:
Wykończenie
Przechodząc do samych słuchawek, model SN-50 w mojej opinii jest bardzo charakterystyczny i bardzo odstaje od typowego wyobrażenia słuchawek, które można aktualnie kupić w sklepie. Opinii jest tyle ile ludzi i mimo, że ja wole bardziej zwarte produkcje, to jednak minimalizm i prostota tych słuchawek mnie bardzo mocno zainteresowała. W końcu te druty, nawleczony kabel i piękna czerwień prezentują się naprawdę nieźle, a przynajmniej na zdjęciach w sieci. Rzeczywistość niestety jest nieco inna.
Słuchawki sprawiają wrażenie takich, do których nie zastosowano najwyższej jakości plastiku. Te przy samych głośnikach nie wyglądają źle, jednak element znajdujący się w górnej części słuchawek z logo marki, niestety nie budzi zaufania. Mile natomiast zaskoczyły mnie druty, które okalają słuchawki. W pierwszej chwili byłem przekonany, że to one będą głównym problemem tych słuchawek, rzeczywistość okazała się zgoła inna. Trzymają one słuchawki pewnie i w zasadzie nie mam do nich żadnych zastrzeżeń.
Obszycia słuchawek wykończone są przyjemnym dla ucha welurem, a na łączeniach mamy materiał skóro lub skóro-podobny, nadający słuchawkom nieco charakteru. Po nałożeniu na uszy są wygodne jednak ja osobiście nie mogłem poradzić sobie z jednym drobiazgiem. Otóż słuchawki regulowane są tylko i wyłącznie w pionie i nie ukrywam, że nie mogłem ich ustawić w taki sposób by mocno dociskały się one do moich uszu. Efekt był taki, że jakbym nie próbował, to miałem wrażenie, że dolna część uszu jest zdecydowanie gorzej dociskana przez słuchawki. Być może to kwestia indywidualnych preferencji, ja jednak lubię czuć uścisk słuchawek. Niemniej dla jednych może być to zaleta, dla innych wada – gdyż brak mocnego ścisku uszu, może być doskonałą zaletą dla rodziców, którzy pragną dzielić się słuchawkami ze pociechami.
Co dalej? Słuchawki dedykowane są urządzeniom mobilnym, ja przez większość czasu testowałem je jednak z moim poczciwym PC. Niemniej, w związku z ich przeznaczeniem nie powinienem narzekać na długość kabla, która w przypadku komputerowców może stanowić problem (jego długość wynosi 120cm), a przynajmniej dla mnie jest nieco za krótki, przynajmniej kiedy korzystam z komputera (ekran mam dość mocno oddalony od wzroku).
To co za co warto pochwalić słuchawki to sam przewód, jest wykonany z odpornego materiału (a nie gumy), więc z pewnością nie będzie problemów z jego łamliwością (problem Koss Porta PRO). Na przewodzie znajdziemy także mikrofon z przyciskiem, który z moim ajfonem działał bez najmniejszych zastrzeżeń.
Dźwięk
Jeśli chodzi o sam wygląd słuchawek to wyglądają nieźle, niemniej zastrzeżenia co do jakości wykonania mnie nieco od nich odpychają. Przejdźmy więc do tego co najważniejsze, czyli dźwięk. Bardzo ważne jest to, że nie jestem ekspertem. Opinia którą czytacie, to zupełnie subiektywne odczucie szarego użytkownika słuchawek takich jak Koss Porta PRO do komputera czy Creative EP-630 do miasta czy na rower.
Po zapoznaniu się z wykonaniem słuchawek i ich przymierzeniu do swoich uszu, czas nadszedł na najważniejsze – czyli to po co zostały stworzone – by dawać frajdę ze słuchania muzyki. Po pierwszym uruchomieniu miałem wrażenie, że są one mocno wyciszone. Pierwszy odruch to poszukiwanie dodatkowej regulacji głośności na słuchawkach. Po zwiększeniu głośności w odtwarzaczu, dalej brakowało satysfakcji, głównie za sprawą problemu braku docisku dolnej części uszu, o którym pisałem wyżej.
Po kilku dniach testów i przesiadce powrotnej do moich głównych słuchawek, czyli Koss Porta Pro – przyznam, że różnica była zauważalna – jak dla mnie na niekorzyść Unitra SN-50. Gdyby kazano mi wybierać między tymi modelami, wybrałbym z powrotem Kossy. Być może jest to kwestia przyzwyczajenia, ale różnica w jakości dźwięku jest. W Portach PRO dźwięk jest bardziej soczysty (by użyć tu spożywczego określenia dźwięku), wysokie tony bardziej czyste, a w przypadku SN-50 mam wrażenie, że jest dość płasko i cicho.
Podsumowując, Unitra SN-50 to zdecydowanie słuchawki z charakterem. Trafia do mnie koncept o jaki zostały oparty i każdemu fanowi minimalizmu z pewnością ich wygląd przypadnie do gustu. Jeśli przy okazji bycia fanem minimalizmu, jest się także fanem dobre jakości, to niestety tutaj buzia po pierwszych zachwytach nieco posmutnieje. Sama jakość dźwięku mnie osobiście nie przekonała, a tym bardziej ich cena. Do najtańszych one nie należą, gdyż za nowy model trzeba dać ponad 250zł, a to mało nie jest przywołując przykład Koss Porta Pro. Ja wybrałem te drugie, niemniej jeśli nie przywiązujesz się tak mocno do rzeczy jak ja, powinieneś sprawdzić SN-50 na własną rękę.