Flagowce, szczególnie te oferujące najwyższą jakość oraz najnowsze zdobycze techniki, są wyjątkowo kosztowne. Oczywiście od każdej reguły są też wyjątki. W tym konkretnym przypadku jest nim Motorola edge 40 Pro. Zapraszam do lektury testu.
W ubiegłym roku miałem przyjemność testować urządzenia serii Motorola edge 30. Najlepiej wyposażonym modelem był wtedy edge 30 Ultra i przyznam, że do dziś wspominam smartfon wyjątkowo ciepło. Okazuje się jednak, że nie był to jednorazowy wyskok producenta, ale początek zmian w portfolio produktowym. W tym roku poznaliśmy następcę tegoż urządzenia – model Motorola edge 40 Pro. Po kilku tygodniach spędzonych z urządzeniem chciałem podzielić się z Wami opinią na temat nowego sztandarowca producenta.
Ekran | 6,67″ OLED, 2400 x 1080, 20:9, 165 Hz |
Procesor | Qualcomm Snapdragon 8 Gen 2, 4 nm |
GPU | Adreno 740 |
RAM | 12 GB |
Pamięć na dane | 256 GB |
Aparat tylny | 50 + 50 + 12 MP |
Aparat przedni | 60 MP |
Akumulator | 4600 mAh |
Ładowanie | 125 W |
Inne | WiFi ac, BT 5.3 LE, GPS, NFC |
Wymiary | 161,2 x 74 x 8,6 mm |
Waga | 199 g |
System | Android 13 |
Cena | 4799 zł |
Motorola edge 40 Pro – bogactwo, część główna
Rozpakowuję sprzęt i… czuję perfumy. W istocie akcesoria najzwyczajniej w świecie pachną męskimi perfumami. Co więcej, nie byle jakie akcesoria, a ładowarka o mocy 125 W, którą bez trudu naładujemy niejeden komputer przenośny, kabel USB-C oraz etui. Ostatni ze wspomnianych dodatków nie jest typowym silikonowym gadżetem, lecz wykonanym z twardego tworzywa sztucznego „kejsem”, który chroni smartfon, nie szpecąc go. Reasumując – na bogato niczym u Testovirona.
Lwią część frontu wypełnia ekran, którym zajmiemy się w kolejnym rozdziale. Wspominam o nim tylko dlatego, że podobnie do pleców, chroni go warstwa chemicznie hartowanego szkła Corning Gorilla Glass Victus. Rzeczona generacja ochrony radzi sobie lepiej z upadkami, natomiast dzieje się to kosztem nieco większej podatności na zarysowania. Przynajmniej w teorii, gdyż na moim egzemplarzu recenzenckim nie ma śladów użytkowania. Konstrukcja – co mnie zaskoczyło – otrzymała certyfikat IP68, a co za tym idzie, możemy zaserwować telefonowi 30-minutową kąpiel w wodzie na głębokości do 1,5 metra. To daje naprawdę duży komfort użytkowania.
Jeśli chodzi o design, Motorola edge 40 Pro jest bliźniaczo podobna do edge 30 Ultra. To mnie akurat cieszy, gdyż chłodna elegancja idealnie wpisuje się w mój gust. Wiem, to kwestia indywidualna. Indywidualną sprawą nie jest za to jakość wykonania, a na tym polu nowy edge wypada świetnie. Czuć, że obcujemy z czymś droższym, niż sugeruje to cena. Nie mogę nie wspomnieć również o module fotograficznym, w którym wszystkie trzy obiektywy zostały umieszczone płasko, równo z wyspą. To przekłada się na brak problemów z utrzymaniem czystości tegoż elementu.
Tym, czego brakuje testowanej Motoroli, złącze na kartę pamięci oraz wejście słuchawkowe. To oczywiście standard dla tej kategorii urządzeń, dlatego też nie zamierzam wytykać tego producentowi. Na osłodę po braku złącza Jack 3,5 mm otrzymaliśmy solidne głośniki stereo, które nie są może najlepszymi wśród dostępnych flagowców, natomiast z całą pewnością należą do czołówki.
Ekran – odświeżanie 165 Hz i genialny czytnik linii papilarnych
W smartfonie zastosowano 6,67-calowy panel OLED zgodny ze standardem Dolby Vision, który zaskakuje jasnością, czytelnością w słońcu oraz prezentowanymi barwami. Organoleptycznie, element ten jest bliski ideałowi. Rozdzielczość 2400 x 1080 pix jest w mojej ocenie wystarczająca i gwarantuje ostry obraz. Przy proporcjach 20:9 otrzymamy zagęszczenie na poziomie 394 ppi. Kąty patrzenia są perfekcyjne i naprawdę nie mam kompletnie do czego się przyczepić. Jest lepiej, niż sądziłem.
Odświeżanie odbywa się z częstotliwością do 165 Hz, natomiast nic nie stoi na przeszkodzie, aby wybrać niższą wartość lub celować w adaptacyjne odświeżanie. Choć najwyższe ustawienia cieszy oko i powoduje, że korzystanie ze smartfonu cieszy oko, bateria jest w stanie wytrzymać tylko jeden dzień pracy. Dla mnie to nie kłopot, ale każdy ma inne priorytety.
Jeśli zaś chodzi o biometrię, mamy klasyczny zestaw – skaner twarzy 2D oraz czytnik linii papilarnych. Ten drugi to sensor zamontowany pod ekranem i jego działanie oceniłbym jako wzorowe. Reakcja na dotyk jest natychmiastowa, a podczas okresu testowego ani razu nie zdarzyło się, żeby system nie rozpoznał mojego palca.
Ekran jest zakrzywiony na bokach, co nieco utrudni poszukiwanie sensownego szkła lub folii ochronnej. Z drugiej jednak strony producent zastosował tutaj Gorilla Glass Victus i upadki powinny nam być niestraszne. Zasadniczo efekt wizualny jest świetny, a chyba właśnie o to chodziło Motoroli.
Wydajność i oprogramowanie
W temacie wydajności Motorola nie dała nam dużego pola do oceny. Działanie smartfonu podczas codziennego użytkowania robi wrażenie, ale problemu nie stanowią dla niego wymagające zadania. Wielogodzinna praca w trybie multitaskingu czy uruchamianie zasobożernych aplikacji oraz gier nie powodowały u edge’a 40 Pro zadyszki. Ok, gdzieniegdzie wzrosła temperatura obudowy, ale nie uświadczyłem widocznego efektu throttlingu. To, że nie widać spadków wydajności przy obciążeniu, nie oznacza, że takowe nie występuje. Postanowiłem to sprawdzić za pomocą benchmarku CPU Throttling Test i okazało się, że 15-minutowa próba wysiłkowa skończyła się 12% spadkiem, czyli żadnym. W przypadku flagowców z wysilonymi jednostkami obliczeniowymi to dobry wynik.
Za sprawną pracę urządzenia odpowiada układ Qualcomm Snapdragon 8 Gen 2, zintegrowana grafika Adreno 740, 12 GB RAM i 256 GB pamięci na dane użytkownika. Jako że nie mamy tutaj wersji 128 GB, mówimy o technologii UFS 4.0, która gwarantuje szybszą pracę z plikami. Sprawniejszy odczyt i zapis, wraz z topowym procesorem oznaczają jedno – genialną wydajność.
Na pokładzie znajdziemy – a jakże – Androida 13 z autorską nakładką Motoroli, którą tak naprawdę nie można nazwać nakładką. To zbiór kilku smaczków programowych, z których większość ujęto w formie aplikacji serii Moto. Poza czysto stylistycznymi bonusami, w oprogramowaniu pojawiły się rozwiązania Moto Secure wspomagające bezpieczeństwo i prywatność użytkownika, a także Family Space, która pozwala tworzyć przestrzenie dla rodziny. Reszta prezentuje się niemal tak samo, jak w ostatnio recenzowanych przeze mnie Motorolach.
Aparat i kamera
Jednostka główna to szeroki kąt ze światłem f/1.8, który współpracuje z matrycą o rozdzielczości 50 MP, autofocusem z detekcją fazy, a także optyczną stabilizacją obrazu. W efekcie pracy komponentów, którą wspierają algorytmy, otrzymujemy atrakcyjny obrazek. Zdjęcia są odpowiednio naświetlone, cechuje je przyjemna, rozsądnie dobrana kolorystyka oraz dynamika. Ostrość niemal zawsze ustawiana jest poprawnie. To poziom zbliżony do pozostałych flagowców dostępnych na rynku. Cieszy również fotografia nocna, która nie wygląda szczególnie sztucznie, co jest bolączką wielu konkurentów. Dodam tylko, że wspomniany obiekty obsługuje nagrywanie w rozdzielczości 4K.
Mamy tutaj także 12 MP teleobiektyw 2-krotnym zoomem optycznym i 16-krotnym zoomem cyfrowym. Tryb przydaje się w konkretnych przypadkach i ku mojemu zaskoczeniu, radzi sobie także w nocy. Być może to zasługa przysłony f/1.6. Specyfikację aparatu na pleckach dopełnia ultraszeroki kąt 50 MP z autofocuse, który pozwala na wykonywanie zdjęć typu makro.
Wspomnieć trzeba także o 60 MP aparacie do selfie, który pokazuje pazur nawet w nieszczególnie sprzyjających, deszczowych warunkach. Zdjęcia bywają jednak lekko nienaturalne. To jednak indywidualna sprawa. Ja wolę widoczne bruzdy na twarzy niż gładką cerę, której przecież nie mam.
Niewielki akumulator zaskakuje dwoma dniami pracy
Miałem obawy, czy użyty tutaj akumulator o pojemności 4600 mAh sprawnie obsłuży, jakby nie patrzyć, wymagającą konfigurację. Szybko okazało się, że 2 dni pracy w trybie mieszanym z automatycznym ustawieniem odświeżania obrazu to standard. Kiedy naprawdę „żyłowałem” urządzenie i pracowałem na sztywno ze 165 Hz, uzyskiwałem pełny dzień na jednym ładowaniu. To miłe zaskoczenie.
W temacie ładowania, do dyspozycji użytkownika oddano zgodną ładowarkę o mocy 125 W. W moich testach przełożyło się to na maksymalnie 25-minutowe sesje z gniazdkiem. Jeśli mamy więcej czasu, warto użyć ładowania indukcyjnego o mocy 15 W, natomiast jeśli chcielibyśmy naładować za pomocą smartfonu np. słuchawki czy zegarek, możemy zrobić to z mocą 5 W. Oczywiście najpierw należy aktywować stosowną opcję w menu.
Werdykt
Bogaty zestaw sprzedażowy, szybkie ładowanie, płynność animacji i wzorowa wydajność. Dodajmy do tego długi czas pracy na baterii, ergonomię oraz wygląd, a także solidny zestaw fotograficzny i możemy śmiało stwierdzić, że to genialne urządzenie. Co więcej, zapłacimy za nie 4799 zł. Zgoda, to wysoka kwota, ale za taki setup konkurencja liczy sobie znacznie więcej. Reasumując – jeśli macie do wydawania taką kwotę, Motorola edge 40 Pro będzie bardzo dobrym wyborem.