Dlatego ja też wskakuję do tego pociągu!
O ile w przypadku zakupy Activision-Blizzard wypowiedziałem się w trakcie podcastu, to tutaj chciałbym wstukać trochę słów w formie felietonu. Z perspektywy kogoś, kto siedzi w gamedevie, dosłownie. Nie będę się rozwodził nad kwotami, ani w ironicznym tonie opisywał, jak Sony zagrało na nosie Microsoftowi, przejmując studio odpowiedzialna za jedną z najważniejszych serii na Xboksie. Nie mam na myśli „Destiny 2”, tylko „Halo”. Ale wróćmy do Bungie, bo ta firma ma całkiem interesującą historię niezależności.
Najpierw pracowali pod banderą Microsoftu. Potem związali się umową wydawniczą na 10 lat z Activison, a to chyba jest równoznaczne z podpisaniem paktu z samym diabłem. Rozwiązali ją po 8, na szczęście była sformułowana tak, że Bungie zachowało pełnię praw do swoich tytułów. Dlatego mogli dalej działać z „Destiny 2”. Uniezależnili się od BattleNetu, przenieśli na Steama, pojawili się w Game Passie. Podstawowa wersja gry przeszła na model free-to-play, w dalszym ciągu można było kupować dodatki i dokonywać zakupów w sklepie premium. Chociaż fanem „Destiny 2” nie jestem, to miło było mi oglądać spore studio, które było niezależne. Sama gra radzi sobie bardzo dobrze, według danych ze SteamDB liczba aktywnych jednocześnie w jest wciąż wysoka.
Mimo to doszło do przejęcia. Normalna rzecz na rynku gier komputerowych, który w ostatnich latach coraz mocniej się konsoliduje. Czy to oznacza, że coraz trudniej być niezależnym twórcą? Nawet jeśli ma się produkt, który radzi sobie na rynku?
Gamedev to po prostu branża rozrywkowa. Polega na robieniu gier dla ludzi i podlega takim samym prawom jak przemysł filmowy czy muzyczny. Są duzi wydawcy, z zasobami, są niewielkie niezależne studia, które funkcjonują i koncentrują się na swoich niszach. W ostatnich lata wyraźnie widać, że korporacje coraz chętniej przejmują średnich i większych producentów gier. Czy zależy im tylko na portfolio? Nie. Kupuje się też know-how, Wbrew pozorom nie wystarczy skompletować zespołu złożonego z weteranów, aby stworzyć olśniewającą grę. Można nawet mieć mnóstwo pieniędzy i ciągle wpadać w pułapki średniaków lub gniotów. Myślę tutaj o Amazon Games Studio, które, zanim wydało znośne „New World”, to najpierw wypuściło trochę wątpliwej jakości tytułów. Wiem, że znośność „New World” też jest dyskusyjna, ale gra jeszcze działa i nie zaliczyła tak spektakularnego upadku, jak pozostałe.
Innym, dobrym przykładem, miało być studio developerskie dedykowane usłudze Google Stadia. Miało, czas przeszły dokonany, bo 1 lutego 2021 korporacja ogłosiła, że to już koniec. Nie będzie tytułów specjalnie tworzonych na tę platformę.
Jak Google uzasadnia swoją decyzję? Cóż, okazało się, że robienie gier trwa i kosztuje. Sporo. Dlatego korporacja skoncentruje się na rozwijaniu swojej usługi w kierunku platformy do streamingu gier. Taki powrót do korzeni, żeby nie denerwować inwestorów. W takim kontekście przejmowanie doświadczonych studiów ma olbrzymie uzasadnienie. To są zgrane ze sobą zespoły, które rozwiązały mnóstwo problemów i na dodatek świetnie poruszą się w określonych technologiach w gamedevie. Myślę, że w przypadku Sony znaczenie ma też raczkujące metawersum. W końcu będzie to wirtualna rzeczywistości, która mocno będzie czerpała z gier jako usług, a kto lepiej się na nich zna, niż twórcy takiego tytułu?