Sebastian podesłał mi ciekawy, opatrzony rzekomo zabawnym komentarzem artykuł obrazujący sytuację Apple i forsowanych przez nich słuchawek TWS. Mnie on jednak nie śmieszy, a argumenty uważam za chybione.

W artykule na FastCompany Mark Wilson forsuje swoje zdanie, że usunięcie złącza Jack ze smartfonów było błędem, a to, co dzieje się na rynku słuchawek, przybrało karykaturalną formę. To nie koniec. Podaje za przykład sznurki do słuchawek Apple AirPods. Te, które znalazł, kosztują prawie 230 zł. Jego opinia ma logiczne podstawy — Mark twierdzi, że powstawanie takich pasków (które zapobiegają utracie sprzętów) to smutny komentarz do tego, jak Apple zniszczyło rynek słuchawek i „doskonały standard”. Ja kompletnie nie zgadzam się z tą opinią, a wyrażenie „doskonały standard” w odniesieniu do portu Jack wywołuje u mnie szyderczy uśmiech.

Wtyczka, która ma niemal 150-letnią historię

Początkowo złącze Jack (to duże uproszczenie w nazewnictwie) wymyślono w 1878 roku. Znalazło ono zastosowanie w ręcznych centralach telefonicznych. Centrale te działy w bardzo prosty sposób. Dzwoniącego do centrali, przepinano do linii osoby, do której chciano się dodzwonić. Początkowo wszystkie centrale działały na podobnej zasadzie do tej zbudowanej w New Haven w stanie Connecticut.

Łatwo się domyślić, jakie założenia przyświecały konstruktorom portu Jack. Skoro obsługiwano go ręcznie i stale przepinano, musiał być wygodny i odporny mechanicznie. Do dziś porty w różnej konfiguracji jak TS, TRS, TRRS czy TRRRS o średnicach 2,5 mm, 3,5 mm, 4,4 mm (zwane Bantam) oraz największe 6,3 mm spełniają początkowe założenia. Niestety, nie spełniają pozostałych, które narzuca nowy i cyfrowy świat.

Potrzeba byłO czegoś lepszego

Słuchawki ze złączem Jack świetnie radziły sobie podpięte do Walkmana. Wraz z rozwojem techniki i popularyzacją cyfrowych formatów audio, pojawiła się kwestia konwersji sygnału analogowo-cyfrowego. Urządzenia, z których słuchaliśmy muzyki, jak telefony, smartfony i dedykowane odtwarzacze różnie sobie z tym radziły. Zostawiały jednak sporo miejsca na poprawę jakości i odpowiednie napędzenie i wysterowanie słuchawek.

To, co z czasem stało się problemem, to zniszczenie standardu, którym był Jack. Pomijam fakt, że producenci gorszych telefonów korzystali z wtyczek o rozmiarach 2,5 mm, które często miały też źle rozmieszczone obrączki (z angielskiego „Ring”, czyli te czarne paseczki, które przewodziły sygnał). Problem stworzyły też produkty w późniejszej fazie rozwoju Apple i Androida. Zestawy słuchawkowe z wbudowanym mikrofonem i pilotem, który pozwalał na sterowanie odtwarzaczem. Te też były nieujednolicone, a koniecznym warunkiem było sprawdzenie, czy dysponujemy produktem „Made for Android” czy „Made for iPhone”. Stwarzało to duży problem, zwłaszcza gdy producent nie przykładał uwagi do należnego oznakowania. Sam miałem z tym kilkukrotnie problem.

Reprodukcja dźwięku za pośrednictwem portów USB oraz Lightning pozwala uniknąć podobnych problemów. Rzut oka na końcówkę kabla pozwolił sprawdzić, z jakim produktem mamy do czynienia. Kolejną zaletą takich portów była również zdolność do napędzenia bardziej wymagających słuchawek lub tych, które dysponowały systemami ANC lub posiadały dodatkowe funkcje. We wtyczce takich słuchawek musiał znajdować się też dedykowany układ DAC, który zwyczajowo był lepszy od tego w najtańszych telefonach. Większość testów, które znajdziecie w sieci, jasno dają też do zrozumienia, że zwykłe słuchawki Jack podłączone z wykorzystaniem przejściówki zyskują na jakości brzmienia.

Szurek ze złota
Takie akcesoria mają uchronić słuchawki przed zgubieniem. Koszt około 230 zł.

Wolę Bluetooth

Kolejnym krokiem rozwoju stała się popularyzacja słuchawek Bluetooth. Tej kategorii najbardziej kibicuję. Wiele jest jeszcze do zrobienia, ale to forma realizacji dźwięku, która najszybciej się rozwija. Nowe protokoły komunikacji, jak tryby oszczędności energii czy niskiej latencji. Wybór kodeków audio oraz niesamowite formaty wysokiej rozdzielczości od Sony. Zaawansowane systemy pomiaru słuchu, jak te w słuchawkach firmy Nura. Aktywna redukcja szumów czy wręcz odwrotnie: odtwarzanie dźwięków ulicy w celu zapewnienia bezpieczeństwa.

Najważniejszym jest jednak brak kabli! Nie dziwię się temu, że ludzie mogą być zdenerwowani, gdy ich lewa słuchawka AirPods ląduje w kratce ściekowej. Nie winiłbym jednak za to Apple, w końcu padli oni ofiarą czegoś, co nazywamy dyfuzją innowacji. Zresztą sami możecie się o tym przekonać — nowe AirPods Pro są znacznie wygodniejsze, nie wypadają z uszu i się nie gubią.

Akcesoria takie, jak opisywane w artykule na FastCompany nie są gorzkim komentarzem. Mark pokazał sznurek za 60 USD — znalazłem droższe, znalazłem też tańsze, za 20 zł od Baseus na Allegro. To ciekawe akcesorium, które pozwala zabezpieczyć sprzęt. Jak szpule na kabel przewodowych słuchawek, by te się nie plątały.

Jestem wdzięczny Apple za odcięcie pępowiny od analogowych zaszłości. Może słuchawki TWS częściej się gubią, ale te przewodowe się plączą, a kabelek coś ciągle przerywa ;) .

Link do wspomnianego we wstępie artykułu.