Nie wiem właściwie, jak to się stało, ale poszukując torby dla moich aparatów analogowych (polecam #analoglife), trafiłem na Pixii. Przepadłem, ale na szczęście cena jest na tyle zaporowa, że na pragnieniu się najpewniej tylko skończy. Czym jest Pixii i dlaczego jest obiektem mojego pożądania?

Jestem szczęśliwym posiadaczem Canona R6, który robi doskonałą robotę, jeśli chodzi o pracę ze zdjęciami do testów, nagrywanie wideo na naszego YouTube, czy jako sprzęt do rejestracji materiałów na wszelkie maści targach. Jednak prawdziwą miłością pałam do fotografii analogowej, którą zaraziłem się 1,5 dekady temu, a którą ostatnio eksploruje, w ramach cyklu analoglife.

Aktualnie kupiłem dwie zabawki, które testuje i które dają mi sporo frajdy, a jeden ze sprzętów jest dla mnie aktualnym high-endem: Konica Hexar AF. Korzystam z niej na zmianę z moją pierwszą Leicą Z2X, która uchodzi za najtańszy aparat analogowy z tym charakterystycznym czerwonym logo. Trzeba jednak przyznać, że fotografia analogowa stała się koszmarnie droga, z jednej strony rosnąca popularność aparatów i powrót ludzi do oldskulowego sposobu robienia zdjęć, z drugiej słaba dostępność kolorowego filmu i koszmarne ceny.

" rel="attachment wp-att-200245PIXII

To daje efekt, że analogowa fotografia z dość drogiej, staje się bardzo droga. Za film, który zwykle płaciłem 20 PLN, teraz trzeba zapłacić około 45-50 PLN i mówię tutaj o totalnie najtańszej opcji. Nic dziwnego, więc, że po powrocie do analogowej fotografii, ludzie szukają cyfrowych odpowiedników. Tutaj dochodzimy do Pixii, bo właśnie najpewniej w takich odbiorców celuje ta startupowa marka ze swoim świetnym aparatem. Daniel wspominał o niej, kiedy pisał o zakończeniu projektu od Zeiss, à propos zabicia modelu ZX1, na którego nie było chętnych. Nie dziwi nic, kiedy taki sprzęt kosztuje kilkadziesiąt tysięcy złotych. Z Pixii ma być inaczej.

" rel="attachment wp-att-200239PIXII

Czym jest Pixii? Myślę, że bez przeszkód można go nazwać aparatem hybrydowym. Z jednej strony mamy doskonałą, piękną konstrukcję, elektroniczne bebechy i 64-bitowy procesor, a z drugiej jest to dalmierz i uwaga: nie ma ekranu podglądu zdjęć. Do tego producent dorzucił bagnet M od marki Leica, to nie może być nieudana konstrukcja.

Oczywiście taka konfiguracja nie sprawdzi się dla wszystkich, a na usta się ciśnie, że to sprzęt dla dość bogatych hipsterów, bo taka konfiguracja aparatu to koszt przynajmniej 2700 EUR. Mało tego, aparat nie obsługuje kart pamięci, tylko ma wbudowane dyski, w kilku wariantach do wyboru. Istne szaleństwo, prawda? Ja bym chętnie się w nie wpisał, ale biorąc pod uwagę zakup obiektywu dodatkowo, to może się tu zrobić nawet 3500 PLN, jeśli weźmiemy topowe obiektywy uniwersalne z bagnetem M.

Pixii wyposażony jest w niewielki ekran w górnej części urządzenia, który wyświetli wszystkie najważniejsze informacje i ustawienia. Część z nich zobaczymy również w wizjerze, w którym przyjdzie Wam ostrzyć ręcznie. Zakładam, że to celowe zagranie, głównie z myślą o dostępności genialnych, manualnych obiektywów z bagnetem M. Bardzo ciekawie prezentuje się kółko z ustawieniami obok aparatu. Służy ono do wygodnego wybierania opcji i ustawień aparatu.

Pixii nie ma ekranu podglądu

" rel="attachment wp-att-200240PIXII

Prawdziwa ekstrawagancja kryje się jedna na plecach urządzenia, bo tam prócz  kilku diod informujących o stanie urządzenia, mamy dwa przyciski i port USB-C do ładowania urządzenia i to tyle. Zapytacie gdzie się podział ekran podglądu? Nie ma. Oczywiście, jeśli bardzo się uprzecie, możecie podejrzeć zdjęcia na swoim smartfonie. Opcja jest ultra ortodoksyjna, ale to ukłon w kierunku aparatów analogowych, w których analogicznie trzeba poczekać i przejść proces wywoływania filmu, by zobaczyć, jakie zdjęcie udało się zrobić.

" rel="attachment wp-att-200241Pixii

Procesor 64 bitowy prawdziwą gwiazdą Pixii

Zapytacie, dlaczego zatem ten aparat jest aż tak drogi? Najpewniej to głównie za sprawą 64-bitowego procesora. Patrząc na zestawienia DXOMark, Pixii to najlepiej oceniony aparat, spośród wszystkich z matrycą APS-C, a sam procesor pozwala przetworzyć więcej informacji, jeśli chodzi o kolory, a to zmienia naprawdę sporo, przynajmniej patrząc na przechwałki producenta. Co ciekawe, w moim Canonie R6 mam raptem 14 bitów.

To nie koniec rewelacji. Pixii wywodzi się z firmy, która zaczynała na Kickstarterze, a aktualny model to druga generacja ich produktu. Jeśli jednak macie tylko ochotę, to za niespełna 400 EUR producent wymieni procesor z pierwszej generacji urządzenia na najnowszy. Niespotykane podejście, prawda?

Nie wiem, czy rzuciłbym fotografię analogową, ale  posiadanie takiego aparatu jako daily, to byłaby doskonała opcja, połączenia kompaktowych rozmiarów z ogromnymi możliwościami aparatu, a w całość z nutką klimatu aparatów analogowych.

Więcej o Pixii możecie poczytać na stronie producenta.