Odwieczny problem każdego fana serialów. Co następne? Pochłonąłem z ogromną przyjemnością Ricka i Mortiego, który co do zasady był produkcją absolutnie inną, niż to co zwykłem oglądać i przyszedł czas na kolejny tytuł. Przeczytałem gdzieś na Twitterze, że serialowi Ozark bardzo blisko Breaking Bad. Wiedziałem, że będę musiał to sprawdzić i tak zrobiłem.
Na początek czas rozprawić się z mitem podobieństwa do Breaking Bad. Jeśli beczki z kwasem, świat narkotyków i irytująca żona głównego bohatera, to dla Was wystarczające podobieństwa, by zastosować to porównanie, to można rzec, że Ozark jest podobny do Breaking Bad.
Oczywiście cała akcja dzieje się nieco bardziej na skraju działalności karteli narkotykowych, a główny bohater odpowiedzialny jest za wypranie brudnych pieniędzy, pod presją tego, że jego partnerzy biznesowi – odbiorą mu życie.
Oczywiście całkiem bystry i charyzmatyczny główny bohater podejmuje rękawicę, bo nie pozostaje mu właściwie nic innego. Wraz z rodziną przenosi się do Ozark, miejscowości, która jest odpowiednikiem naszych Mazur, gdzie ludzie w sezonie zaznają odpoczynku. Tam rozgrywa się cała akcja, która jest zdecydowanie odwrotnie proporcjonalna do spokojnego krajobrazu tej miejscowości.
Fabuła jest bardzo zaskakująca mimo tego, że nie ma tam dynamicznych pościgów, strzelanin i hurtowej ilości trupów (chociaż tych nie brakuje). Błyskotliwość Martiego szybko zdobyła moje uznanie i nie raz wyciągnęła go z opresji. Z jednej strony wyrachowany księgowy kartelu, z drugiej troskliwy ojciec, dbający o swoją rodzinę.
Oto lista 8 nowości na Netflix, które trzeba zobaczyć w marcu
Akcja dzieje się wielopłaszczyznowo. Mamy głównego bohatera, mamy nieświadomego pastora, przedstawiciela FBI, sprzedawce nieruchomości, lokalnych producentów heroiny i oczywiście samych przedstawicieli kartelu. To co było dla mnie dość odmienne od seriali tego typu, to że brutalność bohaterów jest czymś, co pojawia się z zaskoczenia, nie licząc scen, które potrafią być na tyle przewrotne i igrające z widzem, że w jednej chwili zamykasz oczy, by chwile później odetchnąć z wielką ulgą.
Ciężko pisać o wszystkich walorach tego tytułu, nie spoilerując, ale gwarantuje że 10 odcinków pierwszego sezonu połknięcie dość sprawnie. Mimo, że serial raczej nie znajdzie się w piątce moich ukochanych tytułów, to na pewno będzie jej bardzo blisko. Oglądajcie, na moją odpowiedzialność. Jestem pewien, że reklamacji nie będzie, a wdzięczności przyjmę z radością.