Lootboksy — wróg publiczny wielu graczy już od dłuższego czasu, a przy tym zakamuflowana forma szkodliwego hazardu. Bardzo boleśnie o wciągającej mocy płatnych skrzynek przekonał się pewien Brytyjczyk.

Jonathan Peniket, jak każdy dzieciak, lubił słyszeć magiczny dźwięk płatnej skrzynki  w swojej ulubionej grze — Fifie. Raz na jakiś czas inwestował więc zgromadzone zasoby w trybie Ultimate Team. Chociaż już od 2012 roku jego ojciec powtarzał, żeby uważał na lootboksy, Jonathan nie umiał odmówić sobie płatnej przyjemności. Problem nasilił się, gdy przed trzema laty u jego matki zdiagnozowano nowotwór. Jedni w takich sytuacjach zyskują niezwykłą siłę ducha, inni potrzebują wsparcia psychologa, jeszcze inni uciekają w różnego typu używki. Ucieczką Jonathana okazały się lootboksy w Fifie.

O całej sytuacji młody człowiek opowiedział w BBC. W programie tłumaczył, że kupowanie pakietów nie tylko wyjątkowo go uspokajało, ale też, że bardzo szybko stracił poczucie wartości swojej inwestycji. Czasami w ciągu dnia wydawał na lootboksy 30 funtów, w inne wieczory — aż 80. Ostatecznie zatrzymał się na łącznej kwocie 3000 funtów, co stanowiło całość rodzinnych oszczędności, które odkładano na studia chłopaka.

Jonathan Peniket

Oczywiście jednak z powodu tej sytuacji najbardziej oberwało się w Wielkiej Brytanii wydawcy gry, czyli EA Games. Zwłaszcza, że już od dłuższego czasu toczy się tam dyskusja nad oficjalnym uznaniem lootboksów za hazard i zakazaniem tego procederu. Do rządu Wielkiej Brytanii wpłynęła już nawet oficjalna petycja z 45 tysiącami podpisów w tej sprawie, która jest podobno poważnie rozważana.

Osobiście uważam, że nie wszystkie lootboksy są złe. Dopóki zawarte w nich gadżety nie ułatwiają płacącym rozgrywki — jest ok. W bezpłatnych grach są też pewną (wygodną) opcją wsparcia twórców, którym gracze chcieliby podziękować za świetną rozrywkę. Inna sprawa, że w moim odczuciu tego rodzaju finansowanie powinno być dostępne wyłącznie w grach 18+. A co Wy o tym sądzicie?