Czy Google Stadia spotka ten sam los, co Google+, Readera oraz inne „nieudane” projekty giganta z Mountain View? Znamy odpowiedź.
Od pewnego czasu w sieci pojawiają się głosy o tym, że wyszukiwarkowy gigant zamierza uśmiercić jedną ze swoich nowszych usług. Google Stadia, bo o ten konkretnie byt chodzi, to interesująca, choć niepozbawiona wad platforma oferująca streaming gier. Po mocnym starcie, o Stadii zrobiło się dość cicho, choć usługa sama w sobie stale się rozwijała. Skąd więc wzięły się plotki o nadchodzącym końcu rozwiązania? Google zdecydowało się je zdementować.
Google Stadia dalej w formie, podobno
Na twitterowym koncie Killed by Google pojawił się wpis, który sugeruje, że Google na jednym z zamkniętych spotkań dotyczących przyszłości usługi Stadia ogłosił, że zamierza zamknąć platformę do końca lata. Proces miał być zbliżony do tego znanego z „uśmiercenia Google Play Music”. Zabrzmiało groźnie i w istocie spora część użytkowników Google Stadia zaczęła się niepokoić. O sprawie zrobiło się głośno. W końcu ktoś poszedł po rozum do głowy i zdecydował się zapytać o decyzję samego zainteresowanego.
https://twitter.com/GoogleStadia/status/1552989433590214656
Pytanie o dalsze losy usługi zostały skierowane do konta Google Stadia na Twitterze. Co istotne, usługodawca odpowiedział niemal natychmiastowo, że nie zamierza wyłączać swojego rozwiązania oferującego streaming gier wideo. To powinno raz, na długi czas odciąć nas od wszelkich niedomówień. Powinno, ale czy na pewno powinniśmy w stu procentach wierzyć korporacji?
Zakładam, że informacja udostępniona w odpowiedzi na oficjalnym kanale społecznościowym firmy jest prawdziwa. Nic nie wskazuje na to, że mogłoby być inaczej. Przez lata regularnego śledzenia rynku okołotechnologicznego, niejednokrotnie przekonywałem się, że zdanie o przyszłości danego narzędzia może zostać zmienione z dnia na dzień, jeśli nie z godziny na godzinę. To samo może stać się teraz, choć to raczej mało prawdopodobny scenariusz. Martwi mnie natomiast coś innego.
Osoby odpowiedzialne za kanał Google Stadia na Twitterze mogą bowiem nie posiadać odpowiedniej wiedzy o przyszłości usługi. Skąd to przypuszczenie? Miałem okazję realizować wsparcie techniczne social media dla jednego z największych przedsiębiorstw medialnych działających w Polsce i doskonale zdaję sobie sprawę z regulacji, jakim podlegała komunikacja prowadzona przez szeregowych pracowników. Nawet jeśli są oni w posiadaniu jakiejś wiedzy, nie zawsze mogą się nią podzielić. Ba, zdarza się, że odpowiedzi są wręcz ukierunkowane na coś zupełnie innego. Wiem, gdyż sam pisałem pewne skrypty dla rozmów.
Mimo że Google Stadia nie jest może najlepszym rozwiązaniem w swojej kategorii, to całkiem sprawna usługa oferująca wachlarz produkcji growych z przeróżnych kategorii. Zabawę można realizować zarówno na komputerach, smartfonach, tabletach, jak i na telewizorach zgodnych z platformą. Uparci użytkownicy bez przeszkód uruchomią Stadię na lodówce lub w komputerze pokładowym samochodu. Przyznajcie, że ogranie Cyberpunka 2077 podczas wybierania produktów na obiad, może wydać się ciekawe.
Dostęp do Google Stadia Pro kosztuje 39 zł. Zyskujemy wtedy streaming gier w rozdzielczości 4K przy 60 klatkach na sekundę z HDR oraz dźwiękiem przestrzennym 5.1. Każdego miesiąca biblioteka gier zawartych w zestawie jest odświeżana o nowe produkcje. Trzeba mieć jednak świadomość, że zakupione w ramach Google Stadia tytuły nie przechodzą na inne platformy. Po „uśmierceniu” usługi stracimy całe nasze zasoby.
Właśnie tutaj objawia się słabość tytułowego rozwiązania. Mało prawdopodobne jest to, że podobny los spotka użytkowników Microsoft xCloud czy GeForce Now. Warto zatem dobrze zastanowić się, jeśli zamierzamy ulokować w Stadii nasze cenne złotówki. Jeśli popularność tej opcji streamingowej zmalenie, pewne jest to, że Google zacznie rozważać wycofanie się z rynku. Nie będą wtedy mieć znaczenia prośby użytkowników. Takie sytuacje miały miejsce wielokrotnie, choćby we wspomnianych przeze mnie na początku wpisu – Google+ i Google Reader. Na ten moment pozostaje nam obserwować sytuację w nadzieji, że tym razem firmy z Mountain View postąpi inaczej.
Przesiadka na Logitech MX Master 3S z gładzika MacBook Pro M1 – spowiedź Apple’owca