Od niemal tygodnia spędzam czas z najnowszym „NBA 2K19”. Co zmieniło się w najnowszej wersji najpopularniejszego symulatora koszykówki? Sprawdźcie moje pierwsze wrażenia.

Jeśli jesteście fanami NBA i lubicie grać w koszykówkę również na konsoli lub PC, to seria NBA 2K jest Wam pewnie doskonale znana. EA Sports co prawda próbuje na nowo wejść na ten rynek, reanimując swoją serię NBA Live, ale na razie gra 2K Sports nie ma sobie w tym segmencie równych. Nie dość, że EA tak samo, jak z FIFA idzie w stronę łatwej, zręcznościowej rozgrywki, a NBA 2K19 to bardziej symulator, to jeszcze drugi tytuł oferuje po prostu dużo więcej. Rzuca się to w oczy od razu po uruchomieniu produkcji: mnóstwo trybów, licencji, realistycznych animacji czy nawet głosów prawdziwych graczy NBA. Seria uwielbiana jest przez samych zawodników, graczy czy celebrytów. I to widać. Co jeszcze pokazuje „NBA 2K19” po kilku albo nawet kilkunastu godzinach rozgrywki?

Loadingi nadal potrafią uprzykrzyć życie

Długie ekrany ładowania zawsze były zmorą NBA 2K. Dlatego bardzo ucieszyłem się, gdy w pierwszych recenzjach odnotowywano ich brak. Niestety, rzeczywistość nie wygląda tak różowo. Loadingi bowiem nadal występują — zostały tylko trochę skrócone. Wolno wczytujące się ekrany ładowania irytują szczególnie przy nawigacji oraz gdy mamy ograniczony czas na grę.

NBA 2k19 LeBron James

Podobnie frustrują także przerywniki fabularne czy podczas meczów. Większości nie można bowiem albo wcale możemy ominąć, albo możliwość taka pojawia się dopiero po kilku czy kilkunastu sekundach trwania „filmiku”.

Gra własnym zawodnikiem to cały czas świetna zabawa

Mój ulubiony tryb w NBA 2K to My Career, w którym tworzymy własnego zawodnika i prowadzimy go przez fabularyzowaną karierę w NBA. W tym roku położono na tę opcję jeszcze większy nacisk — zarówno od strony różnych możliwości rozgrywki, dostosowywania postaci, jak i przedstawionej historii. Pierwsze kilka godzin to naprawdę niezła sportowa fabuła, choć miejscami trochę niepotrzebnie przeciągnięta.

Lepiej (szybciej) w tym roku wypada też skanowanie swojej twarzy i generowanie zawodnika na podstawie własnego wyglądu. Choć oczywiście błędy nadal się zdarzają i są, jak zawsze, niesamowicie komiczne. Trochę żal, że okrojono możliwości dostosowywania cech fizycznych wirtualnego koszykarza. W tym roku, jeśli już zeskanujemy w aplikacji swoją twarz, w kreatorze możemy zmienić już tylko kilka detali. W poprzednich edycjach opcji było zdecydowanie więcej.

NBA 2k19 Paul George

My Career mimo wszystko wciąż daje jednak mnóstwo frajdy. Powiedziałbym nawet, że dzięki wprowadzonym zmianom w nawigacji, rozwoju gracza i rozgrywce jest to najlepsza wersja tego trybu w historii serii.

Rozgrywka jedynie z drobnymi szlifami

Na koniec trochę o gameplayu. Cóż, jeśli graliście dużo w poprzednie części, to w „NBA 2K19” odnajdziecie się bez problemu. Nie mamy tu do czynienia z absolutnie żadną rewolucją. Z drugiej strony równie trudno byłoby to nazwać „ewolucją”. Po prostu dodano/zmieniono kilka rzeczy, bezpiecznie odświeżając dobry i chwalony system.

Twórcy skupili się na dopieszczaniu rozgrywki, szczególnie jeśli chodzi o animacje i działania zawodników. W poprzednich latach wirtualni koszykarze potrafili zachowywać się naprawdę dziwnie, teraz zostało to ograniczone do minimum. Wciąż zdarzają się błędy i nierealistyczne momenty, niemniej nie rzuca się to tak w oczy.


Pełna recenzja NBA 2K19 już powstała na DailyWeb.