Moja cyfrowa biblioteka gier komputerowych jest rozsiana na kilku platformach dystrybucji. Najwięcej produktów mam aktywowanych na Steamie i mam wrażenie, że nie jestem jedyną osobą w tej sytuacji. Jest to dość niebezpieczne, ponieważ łatwo mogę stracić dostęp do wielu zakupionych gier. Urok cyfrowej dystrybucji polega na tym, że w pudełku jest kartka z kluczem, płyta z instalatorem – to już rzadkość. Niewygody dostrzegają już nie tylko klienci, ale także wydawcy i producenci gier.
Steam to obecnie najpopularniejsza platforma sprzedażowa. W szczycie aktywności do usługi loguje się ponad 14 milionów osób. Dlatego trudno się dziwić, że wielu wydawców traktuje Steama jako istotny element sprzedaży i promocji gry. Skoro mamy, aż 14 milionów logujących się użytkowników, to na pewno ktoś kupi, obejrzy trailer, zainteresuję się. Prawda? Nie. Coraz częściej słyszy się głosy, że rzeczywistość gamedevu jest pełna pułapek i kłód, które należy pokonać. Czyżby złote czasy symulatora kozy lub kromki chleba minęły? Te gry miały swój moment, były szalone i sprawdzały, co klienci są w stanie uznać za grę komputerową. Myślę, że na fanów gier czeka wiele takich zwariowanych pomysłów, ale najpierw muszą do nich dotrzeć.
Toniemy w premierach
Tutaj pojawia się pierwszy problem – zalew premier. Nie mam na myśli produkcji wysokobudżetowych od wielkich wydawców takich jak Ubisoft, CD Projekt RED lub Electronic Arts. Każdy, kto aktywnie śledzi scenę gier niezależnych, już dawno zauważył, że trudno nadążyć z przeglądaniem nadchodzących tytułów. Mamy październik i według danych ze strony SteamSpy, w ciągu 10 miesięcy 2017 roku na Steamie opublikowano 5 843 gry. Prawie sześć tysięcy! Kiedy klienci mają znaleźć czas na ich sprawdzenie? O czym mają pisać redakcje portali i czasopism związanych z tą gałęzią cyfrowej rozrywki? Konieczne okazuje się prowadzenie ciągłej selekcji, jednak to nie wyklucza pominięcia interesującego tytułu. Jeżeli korzystacie aktywnie ze Steama, to zróbcie prosty test – sprawdźcie, jak długo utrzymują się premiery gier w sekcji „Popularne nowości” na głównej stronie sklepu. A po tygodniu postarajcie się wymienić przynajmniej trzy, mniej reklamowane poza Steamem, tytuły. Ja, z wykonaniem tego zadania, miałem sporą trudność i zauważyłem, że poza interesującymi produkcji, do sprzedaży trafia także sporo niewiele wartych śmieci. Niestety, twórcy gier komputerowych, którzy chcą dotrzeć do klientów na Steamie, muszą się przebić także przez chłam.
A gdzie nowości?
Kwestię rosnącego ryzyka związanego z wydawaniem gier komputerowych, podniósł Daniel DiCicco. Założyciel studia Zero Sum Games, które wyprodukowało takie tytuły jak StarDrive oraz StarDrive 2. Trzecia gra, Longsword – Tabletop Tactics, znajduje się we wczesnym dostępie na Steamie. Trzeba przyznać, że nie są to jakieś szczególnie wyjątkowe, znane i popularne produkcje, jednak należy pamiętać, że małe, niezależne studia również próbują swoich sił w sprzedaży. Według Daniela DiCicco dystrybucja gry na Steamie nie gwarantuje sukcesu, wprost przeciwnie – istnieją duże szanse, że nowa produkcja pozostanie niezauważona. Właściciel Zero Sum Games uważa, że jest to wynik polityki Steama, według której każdy może umieścić swój produkt w sprzedaży, co sprawia, że w ofercie pojawia się coraz więcej śmieci.
Co pozostaje twórcom gier komputerowych? Ze Steama trudno zrezygnować, w końcu korzysta z niego ponad 14 milionów osób. Jednak nie można lekceważyć innych serwisów. Nasz polski GoG również coraz odważniej poczyna sobie na rynku. W ofercie można znaleźć nie tylko stare tytuły, wszystkie części Wiedźmina, ale także sporo nowości, głównie od niezależnych studiów. Warto obserwować rozwój tego portalu i na pewno przemyśleć dywersyfikację dystrybucji.
Autorem artykułu jest Adrian Jaworek.