Najbardziej dramatyczna strata czasu, to zawsze wizyta w placówce Poczty Polskiej kiedy muszę stać z zawiadomieniem o korespondencji poleconej, w kolejce pełnej poirytowanych klientów. Na samą myśl, aż przechodzą mi ciarki. Tuż operatorem pocztowym znajdują się wypady do galerii handlowych, kiedy moja krwiożercza małżonka musi dokonać zakupów, których ponoć nigdzie indziej nie uda się zrobić. Wówczas ja zdesperowany muszę walczyć o przetrwanie.

Dzisiejszym antidotum miała być wizyta w jednej z sieciówek, której nazwa nawiązuje do planety w układzie słonecznym. Chciałem sprawdzić, cóż nowego w świecie gier PS4, kiedy przypadkiem zauważyłem tam niespodziewanego gościa – Chromebooka od Acera. Ucieszyłem się na to spotkanie, tym bardziej że rozglądam się intensywnie za komputerami zasilanymi Chrome OS. Mój wzrok dotychczas skierowany był w stronę konkurencji, niemniej miałem w końcu okazje zobaczyć, jak ten system właściwie się zachowuje w rzeczywistości, a nie tylko na Youtube.

Wszystko działało naprawdę sprawnie, bez właściwie najmniejszych zarzutów. Byłem naprawdę  zdumiony, pojawiło się uczucie, które zawsze kończy się wyciągnięciem karty płatniczej przy kasie. Tutaj jednak uczucie zniknęło tak szybko, jak się pojawiło i to nie wina Chrome OS.

1514611_845099358862154_2601179672657095924_n

Podczas ostatnich poszukiwań w sieci, z początku moje oczy powędrowały w stronę Dell Chromebook 11. Jednak mimo kapitalnego wzornictwa, niestety doszła kwestia gabarytów. Komputer był po prostu zbyt mały. Rozpacz trwała na szczęście krótko, gdyż z odsieczą pojawiła się Toshiba Chromebook 2, na którą poluje do tej pory. Niestety oba rozwiązania nie są dostępne na naszym rynku, a sprowadzenie urządzenia zza wielkiej wody jest mało opłacalne.

Co w takim razie pozostaje? Naturalną koleją rzeczy było moje zainteresowanie Acer Chromebook 13, który jest oficjalnie do kupienia na polskim rynku. Testami zajął się Mateo, a mi niestety nie wypożyczono do testów urządzenia ponownie (Gorące pozdrowienia dla agencji PR obsługującej markę Acer). Dziś w końcu miałem okazje go zobaczyć i już wiem, że to rozwiązanie nie dla mnie.

O ile samo urządzenie nie wygląda najgorzej, wszechobecna biel daje wiele lekkości, a sam system działa błyskawicznie, o tyle jest jeden mankament, który Acera wyklucza – klawiatura. Koszmarny, kawał plastiku, który po wciśnięciu klawisza – krzyczy: poużywaj mnie trochę, a będę trzeszczał. A tak zupełnie poważnie, to jakość plastiku totalnie nie budząca mojego zaufania. Efekt tego wszystkiego jest taki, że nie ma aktualnie pomysłu na Chromebooka.

Opuszczając gwiezdny sklep, przypadkiem trafiłem na stoisko Apple. Macbook AIR nie musiał się prosić o uwagę, pojawiło się, a w zasadzie odrodziło się uczucie chęci posiadania i wygląda na to, że to właśnie w tym kierunku pójdę. Wszystko na miejscu, z enterem we właściwym formacie, brak użerania się z kosztami wysyłki. Idę do sklepu i kupuje, mimo że oczywiście to inna półka cenowa, to zwyczajnie mogę go kupić, czego o Chromebookach powiedzieć nie można, przynajmniej w naszym kraju.

Decyzja właściwie podjęta, chyba że Dell zrobi Chromebooka 13 calowego i wypuści go na polski rynek lub Toshiba zrobi analogicznie. Oczywiście nie ma na to większych szans, a ja ubolewam po raz kolejny, że jesteśmy technologicznym zaściankiem dla dużych producentów.