Wielkimi krokami zbliża się ostatni kwartał 2020 roku. Czas podsumowań. Co udało się osiągnąć? Jakie projekty dopiąć? Jak wpłynął na naszą produktywność COVID? Postnowoczesność ma to do siebie, że nakłada na wszystkich konieczność pożytecznego spędzania czasu. Kiedyś myślałem, że to obowiązek, ale dzisiaj, po bardziej napakowanych miesiącach, widzę, że to była zwykła pułapka. Tak oto zbliżam się do czwartego kwartału 2020 roku z posprzątaną listą nieukończonych projektów. Jak udało mi się to osiągnąć? Czy managerzy będą mnie nienawidzić, bo znalazłem doskonały sposób na finiszowanie zadań?
Nic z tych rzeczy. Inaczej podchodzę do rzeczy zleconych w pracy, a inaczej w czasie prywatnym. Przyznaję, że w tym drugim przypadku posiadałem listę rozgrzebanych projektów. Niektóre miały nawet podpięte repozytoria, na których spokojnie leżakował śmietnik. Strasznie mnie to zawsze drażniło, dlatego, na początku 2020 roku, postanowiłem odciąć to wszystko grubą kreską. Przejrzałem te projekty, zostawiłem to, co wyglądało na przydatne, a resztę wywaliłem. Moja lista pomysłów nasyconych losowymi inspiracjami od razu się skurczyła. Już nie mam jej ciągle z tyłu głowy, nie wracam do domu, jak do pracy i nie czuję się przytłoczony.
Tak, to będzie jeden z tych tekstów, w którym autor pisze, że odpuścił i czuje się szczęśliwszy. Jednak, żeby nie było za prosto, to wciąż szukałem sobie pobocznych projektów
Bo to lubię. Szczególnie w przypadku budowania rzeczy w oparciu o mikrokomputery. Nieustannie wracam do Arduino i składam sobie jakieś drobne rzeczy. Dalej walczę z Unity3D. Uparłem się, że zrobię w tym silniku grę, udało się. Nie było to nic wielkiego, mała rzecz. A Python też nie powinien leżeć odłogiem! Coś trzeba przeczytać na temat pracy z danymi, zaktualizować swoją wiedzę i biblioteki! Wiem, sporo mam tego. To teraz wyobraźcie sobie, że wszędzie miałem porozwalane projekty. Chaos. Bałagan. Dziwne poczucie winy. Postanowiłem to zmienić.
Po posprzątaniu katalogu z prywatnymi projektami zdecydowałem się na zmianę mojego podejścia, bo przestałem widzieć sens w ciągłym siedzeniu w pracy. Najpierw przy obowiązkach służbowo-giereczkowych, a później „w pracy” już w domu. Tylko zmieniały mi się ekrany.
Obecnie wybieram sobie problem, który próbuję rozwiązać w określonym języku lub silniku. Mam wyraźne określone zestawy rzeczy, które chciałbym zbadać lub zagadnienia, których chciałbym się nauczyć. Przykłady? W Pythonie skupiłem swoją uwagę na możliwościach NumPy oraz Seaborn. W pierwszym przypadku zmieniam swoje myślenie o porządkowaniu danych w moich skryptach, a w drugim opracowuję sobie nowe sposoby wizualizacji danych. Pomaga mi to w tworzeniu raportów w pracy oraz poza nią.
Gdy siadam do Arduino, to zajmuję się tworzeniem programów wykorzystujących ekrany dotykowe oraz różnego rodzaju serwomechanizmy. Jest to takie moje stopniowe przygotowywanie się do celu na rok 2021, w którym w końcu chciałbym złożyć i zaprogramować zdalnie sterowaną maszynę.
W wyrwaniu się z ciągłego bycia w pracy pomogło mi skoncentrowanie się na konkretnym temacie. Lista nieukończonych projektów zniknęła. Mam wrażenie, że robię mniej rzeczy, ale jednocześnie czuję, że działam przy czymś zdecydowanie bardziej skonkretyzowanym. A! Najważniejsze jest to, że powoli rośnie liczba ukończonych i działających projektów. Często niewielkich, ale zawsze dających mi sporo satysfakcji.