Najczęściej po cichu. W milczeniu twórców, w umierających wątkach na różnych forach oraz w powoli zdychających serwerach na Discordzie. Czasem śmierć jest rozciągnięta w czasie. Dany produkt kostnieje, aktualizacje pojawiają się coraz rzadziej, aż w końcu pojawia się to, czego wszyscy od dawana się spodziewali. Oficjalna informacja o zakończeniu wsparcia. To zdarzało się i będzie się zdarzać. Moim zdaniem współczesny rynek gier nie sprzyja grom, które będą w stanie utrzymać zainteresowanie użytkowników na wiele lat. Pogodziłem się z tym, że niektóre serie stały się niekończącymi się serialami.
Duzi wydawcy nie lubią ryzykować. Dlatego takie „Assassin’s Creed” po prostu dostaje nową historię, scenografię oraz kilka modyfikacji. Od razu zaznaczam, że lubię tę serię i czekam na kolejny dodatek do ostatniej odsłony, czyli „Assassin’s Creed: Valhalla”. Od rebootu, czyli „Origins”, bawię się bardzo dobrze, ale na sklep z elementami premium spuszczam zasłonę milczenia. Rozumiem, że gry jako usługi sprzedają się świetnie, ale dla mnie te wszystkie sieciowe elementy oraz paczki ze skinami niewiele wnoszą do danej produkcji. Dlatego ich nie kupuję. Prawdę powiedziawszy „Assassin’s Creed” wcale nie jest najgorszym przykładem ciągle odświeżanej serii. Zachęcam do spojrzenia na to, co dzieje się w grach sportowych.
FIFA już dawno stała się przykładem bezczelnego wyciskania kasy z odbiorców. Electornic Arts co roku serwuje to samo, jednocześnie ogłaszając, że trzeba kupować nowe paczki z kartami, aby brać udział w FIFA Ultimate Teams. Najwyraźniej najlepsze są te gry, w które już graliśmy.
Gry, których już nie ma
Jestem człowiekiem, który nie stroni od eksperymentów. Chętnie je śledzę i biorę w nich udział! I czasem jest mi przykro, gdy upadają. Byłą taka gra, która nazywała się „Artifact”. W zasadzie dalej jest, ale nikt jej nie wspiera. Miała wstrząsnąć rynkiem cyfrowych gier karcianych. Nie wyszło. Wróciła na stół kreślarski, z tego kreślenia nic nie wyszło i twórcy ogłosili zakończenie prac. Gdybym miał powiedzieć, co rynkowi dał „Artifact”, to odparłbym, że nieźle wpłynął na rozwój produkcji idle. Gdy „Artifact” dogorywał, pojawiła się modyfikacja do gry „DOTA 2”. „Dota Auto Chess” tak mocno trafiła do serc odbiorców, że nie tylko oderwała się od MOBY, ale także doprowadziła do powstania innych produkcji opartych na tym samym schemacie.
Najpopularniejsze? Właśnie wspomniane wcześniej „Auto Chess” oraz „Teamfight Tactics” od Riotu. A teraz zapraszam na moje stanowisko archeologiczne, bo wygrzebałem na nim „Dota Underlords”.
Autochess osadzony w uniwersum „DOTA 2”, czyli próba zmonetyzowania popularności gatunku. Moim zdaniem zaczęła się nieźle, ale potem skręciła w jakieś dziwne rejony i stała się nudna. Częściej wracam do „Teamfight Tactics”, niż do „Underlords”. A jak radzi sobie ta produkcja? Dużo wokół niej ciszy. Ostatnia aktualizacja miała miejsce w listopadzie 2020 roku. Od tamtej pory nie dzieje się nic. Obawiam się, że pierwszy sezon rozgrywek będzie już tym ostatnim, bo takie milczenie rzadko przynosi coś dobrego. Kanały komunikacji również sprawiają wrażenie martwych. Takie sytuacje zawsze mnie smucą, ponieważ jako gracz zżywam się z daną produkcją, ale jako człowiek z gamedevu rozumiem, że czasem za kulisami dzieją rzeczy, które okrywają dany tytuł woalem milczenia.
Gry potrzebują oficjalnych „pogrzebów”
Rzadko jest tak, że twórcom nie zależy. Po prostu gra czasem się nie udaje i w sumie to mało mówi się o tym, jak ładnie pożegnać się z odbiorcami.
Osobiście lubię jasne komunikaty. Żadnego pisania, że może jeszcze coś się uda zrobić, że może za kilka miesięcy będziemy dalej wspierać grę. Akceptuję informację o powrocie na deskę kreślarską. Tylko wtedy chciałbym widzieć, co dzieje się dalej. Czy pojawiają się nowe wersje? Nad czym obecnie pracuje zespół?
W tym drugim przypadku nie robię sobie dużych nadziei. Na rynku ciągle pojawiają się nowe produkty, a przekonywanie potencjalnych klientów do nabycia czegoś, co już raz poleciało na twarz, to trudna sztuka. Nie twierdzę, że to się nie udaje, takie „No Man’s Sky” podniosło się pięknie i świetnie odnalazło się na rynku. Nie wszystkie powroty się udają. Z biznesowego punktu widzenia optymalną opcją jest zaprzestanie rozwoju danego produktu, niż dalsze pompowanie w niego kasy. Z uwzględnieniem tego, ile trzeba będzie jeszcze wydać na marketing.